[ Pobierz całość w formacie PDF ]

W biurze generała Walkera zadzwonił telefon. Pochylił się nad biurkiem i podniósł słuchawkę.
- Tak?
- Ktoś do pana, generale - powiedziała sekretarka. - Mówi, że z wiadomościami od porucznik Hampton.
- Proszę go połączyć.
Twarz mu się rozpogodziła. Może jeszcze nie wszystko jest stracone, może będą o nim jeszcze mówić, że był tym, który
nie bał się zaryzykować, by przywrócić pokój w Europie.
- Generale Walker, muszę się z panem niezwłocznie spotkać - mówił bez wątpienia Amerykanin.
- Rozumiem - powiedział Walker; spojrzał szybko na zegar, zawieszony na ścianie. - Powiedzmy, za pół godziny w
moim biurze. Będzie pan mógł?
- Będę tam - powiedział Horn i odwiesił słuchawkę.
Jeszcze przez chwilę stał w budce i zapalał papierosa, aż następny z kolejki podszedł i ostro zapukał w szybę. Poszedł
szukać taksówki; za budynkiem dworca zobaczył długą linię żółtych wozów.
- Chciałbym się dostać do tego nowego budynku po drugiej stronie rzeki - powiedział Horn, wsiadając do pierwszej z
brzegu.
- Do tego cholernego pałacu? Dobra. Ludzie nazywają go po prostu PENTAGONEM.
Droga była krótka. Horn zapłacił taksówkarzowi i powoli podszedł do strażnika, przepuszczającego właśnie ciężarówki z
piaskiem. Ten bez sprawdzania dokumentów wskazał mu drzwi, gdzie mógł dowiedzieć się o generała Walkera i wszedł do hallu.
Nie zauważył tu nic niepokojącego, tylko przy schodach stał sierżant w białej czapce i rozmawiał z jakimś cywilem. Horn podszedł
do kaprala, który siedział za biurkiem, by zapytać o generała. W tej właśnie chwili sierżant i cywil przerwali rozmowę i nagle Horn
zobaczył dwugwiazdkowego generała, schodzącego po schodach w otoczeniu dwóch oficerów z MP. W pewnej chwili wzrok
generała napotkał spojrzenie Horna i Walker opuścił głowę. Sierżant MP otworzył drzwi, a Horn zwrócił się do kaprala:
- Co tu się dzieje?
Kapral też patrzył, jak zamykają się drzwi za Walkerem i jego eskortą.
- To, co pan widział, sir. Myślę, że ten generał został po prostu aresztowany... - spojrzał uważnie na Horna. - Czym
mogę panu służyć?
Horn spostrzegł, że sierżant i jego cywilny towarzysz podchodzą do biurka, przy którym stał.
- Z kim pan chciał się widzieć? - ponowił pytanie kapral.
Sierżant i cywil przysłuchiwali się z zainteresowaniem. Horn położył torbę na blacie biurka..
- Z tobą - powiedział do kaprala.
- Ze mną?
- Dlaczego nie, mój synu? - Horn uśmiechnął się łagodnie.
- Jestem John Chapman z Kościoła Chrystusa Ukrzyżowanego. Chciałbym porozmawiać z tobą o wierze, a tutaj mam
książki, o których możemy rozmawiać...
- Nie dzisiaj - skrzywił się kapral.
- Nie ma lepszego czasu niż obecny - namawiał Horn.
- Proszę dać mi spokój; powiedziałem, że nie dziś - kapral popchnął torbę w kierunku Horna. - W ogóle jestem
katolikiem.
- Aha... - Horn udał rozczarowanie; potem odwrócił się do tamtych dwu. - A panowie?
- Idz swoją drogą, bracie - powiedział bezceremonialnie ów cywil.
- Znowu katolicy? - zapytał Horn przepraszającym tonem.
- Powiedziałem, żebyś ruszał swoją drogą. To instytucja wojskowa!
- Wojskowi też potrzebują Boga, przyjacielu.
Cywil wskazał mu drzwi.
- Won! I żebym cię tu więcej nie widział!
Horn uniósł ramiona w geście poddania i wziął swą torbę. Kiedy się odwrócił, zadzwonił telefon. Kapral podniósł
słuchawkę, przez chwilę słuchał i w momencie, gdy Horn był o dwa kroki od drzwi powiedział do cywila:
- Strażnik mówi, że chciał pan wiedzieć o każdym, kto pyta o generała Walkera...
Horn pchnął ramieniem drzwi i wybiegł na zewnątrz. Zanim tamci wybiegli za nim, miał już trzydzieści metrów przewagi;
kiedy biegł, usłyszał trzask drzwiczek samochodu. Przed nim grupa robotników przerwała kopanie, by popatrzeć na dziwaczny
pościg.
Dolyacki, siedząc obok prowadzącego wóz sierżanta zobaczył, że uciekinier biegnie w tę stronę, skąd nie ma ucieczki -
plac był z trzech stron ogrodzony metalowymi dzwigarami. Uśmiechnął się lekko.
Horn także dostrzegł, że wpadł w pułapkę. Popatrzył na dzwigary i kiedy jeep Dolyackiego dojeżdżał już do niego, podjął
szaleńczą decyzję: przerzucił swoją torbę nad rzędem stalowych prętów, a potem na oczach zdziwionych robotników skoczył,
czepiając się prętów i wspinając na nie. Z wysiłkiem przerzucił ciało nad szczytem dzwigarów i znikł z oczu pościgu.
Sierżant MP zaklął, zawracając jeepa. Dolyacki był teraz absolutnie pewien, że ten człowiek był sportowcem i że jest to
na pewno Alfred Horn. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl