[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nic zupełnie.
Czy aby na pewno, kochanie?
Z całą pewnością.
I rzeczywiście w niczym ci nie mogę pomóc?
W niczym, ciociu, lecz bądz tak dobra i zostaw mnie samą. Pani Penniman, która
przedtem bała się, że zostanie zbyt
gorąco };:::ywitana, teraz doznała zawodu wobec przywitania tak chłodnego.
Relacjonując pózniej dzieje zerwanych zaręczyn bratanicy które to dzieje
opowiadała wielu ludziom i w rozlicznych wersjach nie omijała zwykle okazji,
by nadmienić, że w pewnych okolicznościach młoda dama wypchnęła" ją z pokoju.
Fakt ten rzecz typowa dla pani Penniman przytaczała nie ze złośliwości wobec
bratanicy, której współczuła dostatecznie, a jedynie z naturalnej skłonności do
upiększania wszystkiego, czego się tylko tknęła.
Katarzyna, jako się rzekło, przesiedziała pół nocy, jak gdyby ciągle się jeszcze
spodziewała, że Maurycy Town-send zadzwoni do drzwi wejściowych. Oczekiwanie to
nazajutrz nie było tak irracjonalne, lecz młody człowiek nie wynagrodził go
pojawieniem się na Placu Waszyngtona, Nie napisał też ani słowa wyjaśnienia czy
otuchy. Szczęściem dla Katarzyny, pomocą w tym stanie głębokiego zaniepokojenia
była jej usilna wola, by ojciec nie spostrzegł, że coś się wydarzyło. A jak
skutecznie zwiodła ojca, będziemy mieli okazję się przekonać. Jej niewinne
sztuczki wszakże nie na wiele się zdały wobec osoby o tak rzadkiej
przenikliwości, jaką zdradzała pani Penniman. Dama ta łatwo dostrzegła niepokój
Katarzyny, a nie należała do tych, którzy by w obliczu narastającego niepokoju
zrezy-gnowali ze swego naturalnego w nim udziału. Następnego wieczora tedy
przypuściła nowy atak domagając się od bratanicy, by jej się zwierzyła, zrzuciła
ciężar z serca. Może ona, ciotka Penniman, potrafi jej wytłumaczyć pewne rzeczy,
które teraz przedstawiają się niejasno, a o których wie więcej, niż dziewczynie
się wydaje. Katarzyna, poprzedniej nocy lodowata, tym' razem potraktowała ją
wyniośle.
Jesteś, ciociu, w wielkim błędzie i pojęcia nie mam, o co ci chodzi. Nie wiem,
co mi usiłujesz wmówić, i niepotrzebne mi niczyje wyjaśnienia.
Tym sposobem uwolniła się od ciotki, odgradzając się od niej z godziny na
godzinę. A ciekawość ciotki z godziny na godzinę rosła. Pani Penniman oddałaby
wszystko za to, żeby się dowiedzieć, co powiedział i co zrobił Maurycy,
jaki przybrał ton, jakim posłużył się pretekstem. Napisała do niego oczywiście,
domagając się rozmowy, lecz na petycję tę co równie oczywiste nie otrzymała
odpowiedzi. Maurycy nie był usposobiony do pisania, bo i dwa małe bileciki
Katarzyny nie doczekały się potwierdzenia. Listy te były tak krótkie, że mogę
przytoczyć je w całości. Czy nie dasz mi żadnego znaku, że nie
zamierzałeś być tak okrutny, jak wydałeś się we wtorek?" brzmiał pierwszy;
drugi był nieco dłuższy: Przebacz, proszę, jeśli we wtorek okazałam nierozsądek
albo podejrzliwość jeśli cię zirytowałam czy przyprawiłam o zmartwienie
obiecuję, że nigdy już nie będę tak niemądra. Dostatecznie już zostałam ukarana
i nie pojmuję, co się stało. Zabijasz mnie, kochany!" Bileciki te zostały
przesłane w piątek i w sobotę, lecz minęła sobota i niedziela, nie przynosząc
biedaczce żadnego pokrzepienia. Potęgowała się jej kara, znosiła ją wszakże z
niemałym, choć pozornym męstwem. W sobotni ranek doktor, który śledził ją w
milczeniu, powiedział do Lawinii:
No i stało się. Aotr już się wycofał!
Nie może być! obruszyła się pani Penniman, która z dawna obmyśliła, co
powiedzieć Katarzynie, lecz nie przyjęła żadnej taktyki obronnej względem brata,
toteż sięgnęła po jedyną broń, jaka dysponowała: zaprzeczyła z oburzeniem.
Poprosił więc o zwłokę, jeśli wolisz.
Zdajesz się być uradowany tym, że ktoś sobie zażartował z uczuć twojej córki.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]