[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wystarczającym komentarzem do tych słów.
Tymczasem Olaf nabił swą strzelbę. Przemówił parę słów do Celii i jej ojca, po czym
zwrócił się do Filipa.
Nadchoói chwila decydująca& Bądzmy przygotowani!
Przywiązał mocno psy do jednego z węgłów chaty, aby zwierzęta, przerażone w czasie
walki, nie zawaóały im.
Filip wrócił na swoje stanowisko obserwacyjne.
Sytuacja się zmieniła. Oto Eskimosi wyszli już wszyscy z lasu i zaczęli posuwać się
naprzód. A szli nie jedną bezładną kupą, lecz rozstawieni w tyralierę, jeden dość daleko
od drugiego, aby w ten sposób utrudnić nieprzyjacielowi celowanie. Zmierzali w stronę
wzgórza w połowie drogi mięóy lasem a chatą.
Ależ ich jest chmara! wykrzyknął Filip. Banda Blake a połączyła się wi-
docznie z tamtymi To cała armia!
Olaf spojrzał przez szparę.
Nie ma ich razem nawet stu odparł z niezmąconym spokojem. Nie masz się cze-
go denerwować, ale dość ich jest na to, aby każda nasza kulka trafiła, kiedy zaczną schoóić
z tego wzgórza, na które właśnie się drapią. Znakomity bęóiemy mieli cel w porównaniu
do okoliczności, w jakich padli Calkins, Harris i O'Flynn, podczas gdy ja uratowałem się
ucieczką w mrokach nocy. Wówczas oni nam urząóili prawóiwą niespoóiankę& Ale
tym razem my ich mamy.
Rozproszona linia posuwających się czarnych sylwetek zatrzymała się niespoóiewanie
poza owym wzgórzem, nie posuwając się już dalej.
Olaf Anderson zamruczał z nieukontentowaniem:
Masz tobie! Zaczynają teraz bawić się w strategów. Czekajmy więc, co dalej uraóą.
Z pewnością to sprawka Blake a.
Filip przysunÄ…Å‚ siÄ™ blisko do niego.
Język, Miłość
Słuchaj mnie, Olaf zaczął. Przeżywamy straszne goóiny. Kto wie, czy wy-
kręcimy się w ogóle z tej opresji? Jeżeli mam zginąć, chciałbym przedtem dowieóieć się
wielu rzeczy. Wiesz, że kocham tę tu obecną óiewczynę. Przyrzekła mi, że mnie po-
ślubi, ale nie znam zupełnie tego języka, którym ona mówi. Nic o niej nie wiem. Kim
ona jest? Skąd się tu wzięła? Co jej się właściwie przydarzyło? Czemu wówczas, gdy ją
spotkałem, znajdowała się w towarzystwie Brama Johnsona? Tego wszystkiego pragnę
się dowieóieć. Musisz przecież wieóieć wszystko, skoro umiesz się z nią porozumieć.
Robią ostatnie przygotowania do walki przerwał mu Olaf, nie odpowiadając
od razu na postawione mu pytania. Knują jakiś szatański plan. Patrz, formują małe
grupki. Wióisz, idą nawet naprzód, niosąc duże pnie drzewa. Podczas gdy jedna połowa
czekać bęóie za wzgórzem, druga rzuci się do ataku na chatkę. Te pnie drzewa służyć im
będą jako tarany.
Westchnął głęboko. Potem bez żadnego przejścia, mówił dalej:
Calkins, Harris i O Flynn zginęli po rozpaczliwej walce, wciągnięci w zasaókę.
Opowiem ci to innym razem. Ja się wymknąłem; przez cały tyóień uciekałem przed
ścigającą mnie bandą. Natknąłem się na obóz, w którym znajdował się Armin ze swą
córką i z dwoma jeszcze białymi ludzmi. Byli to Rosjanie. Szli na południe; za przewod-
ników mieli dwóch Kogmolloków z Zatoki Koronacyjnej. Na drugi óień dogoniły nas te
czarne, straszne diabÅ‚y z Blakiem na czele. Pojmali nas wszystkich do niewoli. òiwnym
przypadkiem zjawił się wówczas właśnie Bram Johnson, ów zagadkowy wędrownik, idący
nie wiadomo skąd i nie wiadomo dokąd. Głupie Eskimosy uważają Brama za istotę nad-
naturalną, za jakiegoś potężnego diabła, czy czarownika. A każdy z jego wilków, to w ich
ames o i er curwoo Złote sidła 56
oczach diabeł wcielony. Postanowili już sobie, że nas, mężczyzn, wszystkich wymordują,
a Blake wezmie dla siebie młodą óiewczynę. Aż tu zjawia się Bram i nic nie mówiąc,
siada sobie na ziemi, na wprost nich i patrzy tylko na nich. Zgłupieli; stanęli jak zahip-
notyzowani, nie mogąc się na nic odważyć. Minął cały óień w zupełnym spokoju. Bram
nie myślał jakoś wcale o odejściu. Zauważyłem, że podniósł leżący na śniegu jeden długi
złoty włos Celii i przyglądał mu się z zachwytem. Kiedy postąpiłem ku niemu, zawar-
czał niby óiki zwierz; widocznie lękał się, że mu ten złoty włos chcę odebrać. Wówczas
przyszła mi szczęśliwa myśl do głowy. Poraóiłem Celii, by własnoręcznie ucięła pukiel
swych włosów i wręczyła je Bramowi. Tak też zrobiła, i od tej chwili Bram czuwał nad
nią z wiernością i uległością psa. Próbowałem nawiązać z nim rozmowę, ale na próżno.
Ten wariat, zdaje się, nie rozumiał zupełnie, co mówiłem, mianowicie, że z chwilą gdy
on odejóie, my wszyscy i Celia zostaniemy wymordowani.
Anderson przerwał na chwilę opowiadanie i przyłożył oko do szpary mięóy belkami.
No, już ułożyli cały plan ataku mówił. Wióisz, ci, co niosą pnie drzewa,
zasapali siÄ™ trochÄ™ teraz gotujÄ… siÄ™ do dalszej drogi. Pilnuj dobrze strzelby, Fil! Za-
czniemy strzelać, gdy będą w połowie drogi do chaty, nie wcześniej. Tak bęóie lepiej
i pewniej& Otóż wracam do mego opowiadania:
Minęło kilka dni. Bram odszedł ze swymi wilkami wybrał się na polowanie.
W czasie jego nieobecności Blake z Eskimosami napadł na nas. Obaj Rosjanie zginęli.
Ja i Armin broniliśmy się rozpaczliwie, zasłaniając Celię własnym ciałem. Nagle zjawia
się Bram, niby piorun z jasnego nieba. Nie miesza się zupełnie do walki, tylko po pro-
stu porywa Celię, saóa ją na swoje sanie i odjeżdża razem z nią galopem. Korzystając
z chwilowego zamieszania, próbuję uciekać razem ze starym. Ale naturalnie daleko zajść
nie mogliśmy. Opatrzność jednak czuwała nad nami. Natknęliśmy się na tę chatkę. Za-
mknęliśmy się w niej i odtąd przez czteróieści dni, przez czteróieści nocy&
Nie skończył zdania. Huknął strzał ze strzelby Olafa i jeden Eskimos koziołkując runął
na ziemiÄ™.
roz ział i. zako cze ie
W chwilę pózniej i Filip wystrzelił do najbliższej grupki Eskimosów. Dym zasłonił zu-
pełnie wąski otwór strzelnicy. Gdy dym ustąpił, Filip przekonał się, że i jego strzał był
celny: na śniegu czerniał już drugi zabity.
Doskonale! mruknÄ…Å‚ Olaf.
W stronę chatki podchoóiło pięć grup Eskimosów, każda po ośmiu luói, niosąc
grube i ciężkie pnie. Filip i Olaf strzelali w dalszym ciągu do pierwszej, najbliższej grupy.
I znowu czterech napastników zwaliło się na ziemię. Dwaj pozostali uciekli, porzucając
niesione drzewo.
W tej chwili Filip, który właśnie nabił świeżo strzelbę, spostrzegł, że Celia stoi obok
niego. Przyłożyła oko do szpary w ścianie, chcąc naocznie przekonać się, jak sprawa stoi.
Podczas ostatniego aktu rozgrywającej się obecnie tragedii, dawała wszystkim przykład
nieustraszonej odwagi.
Olaf Anderson odezwał się:
Załatwiliśmy się z sześcioma. Reszta cofnęła się, wszyscy ukryli się za tym wzgó-
rzem. Teraz zaczną strzelać do nas salwami. Uwaga!
Filip dał Celii znak, aby przeszła na przeciwległą stronę izby, jak najdalej od Eskimo-
sów. Cienkie ściany izby mogły być łatwo przebite kulami. Ulokował ją koło kupy drzewa
przygotowanego na palenie; tam również schronił się stary Armin, stojący dotychczas na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]