[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wzrokiem.
- Zechcesz mi to wytłumaczyć?
Nie miała innego wyjścia, niż także wstać, ale nie za-
mierzała rozmawiać na tak poważne tematy bez ubrania.
Chwyciła nocną koszulę i narzuciła ją na siebie.
- Lily - powtórzył Steve, marszcząc groznie brwi. -Jak
to możliwe? Sypiałaś z innymi facetami w tym samym cza-
sie, kiedy mnie trzymałaś na dystans? Czy to wtedy zaszłaś
w ciążę? - zapytał głosem równie lodowatym jak jej ręce.
Potrząsnęła głową.
- Nie byłabym zdolna do czegoś takiego! - wykrzyk-
nęła. - To Carter! Ciebie ciągle nie było, a ja tak bardzo za
tobą tęskniłam. - Jej argumenty, wykrzyczane na głos,
brzmiały bardzo niezręcznie. Mimo to mówiła dalej, łudząc
się, że Steve ją zrozumie. - Carter był wtedy dojrzałym
mężczyzną. Wiedział, jak wykorzystać moją samotność.
Byłam bardzo młoda i spragniona uznania, a on mną mani-
pulował. Zdaję sobie sprawę, że postąpiłam zle, ale...
- Przespałaś się z narzeczonym swojej siostry - do-
kończył za nią Steve. - Masz rację, Lily. Postąpiłaś bardzo
nieładnie, ale wobec faktu, że miałaś osiemnaście lat, a on
był od ciebie o kilka lat starszy... i że twój chłopak
187
S
R
robił, co mógł, by zapewnić wam dostatnią przyszłość, ale
ty czułaś się samotna... No cóż, to zrozumiałe. - Podniósł
bezwiednie głos. Nagle do niego dotarło, że nie ma nic na
sobie, więc sięgnął szybko po dżinsy i założył je na gołe
ciało. - Powiedz mi - ciągnął - czy Pauline także nie wi-
działa nic nagannego w tym, że... hm... że puściłaś się z fa-
cetem, za którego zamierzała wyjść za mąż? A może ona
dalej o tym nie wie? - Czerwony ze złości, włożył koszulę.
- Wie - odpowiedziała cicho Lily, dziękując Bogu za to,
że Jordan nie nocuje w domu - i wszystko rozumie.
- Założę się, że tak - zauważył z przekąsem, celując w
nią palcem ponad łóżkiem, które niedawno ich łączyło, a
teraz wydawało się dzielić jak ocean. - Nie oszukuj się,
kotku! Twoja siostra toleruje cię wyłącznie dlatego, że jest
miłą, dobrą osobą i nie ma innej rodziny oprócz ciebie. I
jeszcze tego chłopca, którego spłodził jej własny narzeczo-
ny. To dopiero historia! - Ujął się pod boki i wykrzyknął: -
Dobry Boże! Nic dziwnego, że zerwała z Wade'em, kiedy
zamieszkałyście pod jednym dachem. To tobie nie ufała,
prawda? - Stanął w nogach łóżka.
Lily poszarzała na twarzy.
- To było nieporozumienie - wykrztusiła zmartwiałymi
wargami. - Wszystko się wyjaśniło.
- Znowu poczułaś się samotna? Jego też próbowałaś
uwieść?
- Nigdy nie próbowałam uwieść Cartera! - wykrzyk-
nęła. - To on za mną chodził. Nie masz pojęcia, jak bardzo
żałuję tego, co się stało. Nie było dnia, żebym...
188
S
R
- Opadła na łóżko. Azy napłynęły jej do oczu. - Wybacz
mi - załkała - nie powiedziałam ci prawdy, bo nie chciałam
cię ranić. Dlatego wyjechałam. Teraz wiem, że postąpiłam
zle, zle, zle - powtarzała, uderzając ręką w materac. - Gdy-
bym mogła, zmieniłabym wszystko oprócz narodzin syna.
On nie jest niczemu winny i nie chcę, by cierpiał.
Steve okrążył łóżko i nachylił się nad Lily. Poczuła na
policzku jego gorący oddech.
- Ale ja mogłem, tak? To było w porządku? - Ujął ją za
podbródek i zmusił, by spojrzała mu w oczy. - Nie zraniłaś
mnie, moja droga - rzucił przez zęby. - Ty mi złamałaś ży-
cie.
Puścił ją i odszedł, zbierając po drodze resztki gar-
deroby. W jednej sekundzie zapomniała o dumie.
- Proszę, spróbuj mi wybaczyć - błagała, szlochając.
- Proszę.
Steve odwrócił się, stojąc w drzwiach, z ręką na klam-
ce.
- Moja droga, w zasadzie powinienem ci podziękować.
Latami starałem się o tobie zapomnieć. Nie potrafiłem na-
wet pokochać żony tak, jak na to zasługiwała. - A teraz...
phi!
Uniósł rękę i pstryknął palcami.
- Koniec. Jesteśmy kwita.
Skłonił się nisko, z szyderczym uśmiechem.
- Dziękuję, madame. %7łyczę dobrej nocy.
Lily siedziała sztywno na łóżku. Oddychała z trudem,
dłonie zacisnęła w pięści. Słyszała jego ciężkie
189
S
R
kroki, gdy szedł do wyjścia. Potem trzasnęły frontowe
drzwi. Zatkała rękami uszy, by nie słyszeć warkotu odjeż-
dżającej ciężarówki. A gdy wreszcie zapadła cisza, runęła
na łóżko i rozpłakała się żałośnie jak skrzywdzone dziecko.
190
S
R
Rozdział 12
Lily nie miała pojęcia, jak długo leżała na łóżku po od-
jezdzie Steve'a. Może nawet się zdrzemnęła? Lampka na
nocnym stoliku ciągle się świeciła, kiedy zadzwonił telefon
komórkowy, a ona otworzyła zapuchnięte oczy. Pokój to-
nął w blasku słońca.
Poczuła, że usta ma wysuszone i drapie ją w gardle. Nie
odbiorze, niech sobie dzwoni.
Komórka tymczasem grała natarczywie melodyjkę, któ-
rą Lily nawet lubiła, ale od dzisiaj będzie jej się kojarzyła z
obecnym okropnym stanem. Co gorsza, ten stan nie jest
bynajmniej skutkiem szampańskiej zabawy. Podniosła się
niechętnie i sięgnęła po torebkę. Kusiło ją, by cisnąć ko-
mórką o ścianę, ale nagle przypomniała sobie, że Michelle
miała zadzwonić przed odwiezieniem Jordana.
Zdążyła wyjąć telefon z torebki, zanim włączyła się
poczta głosowa.
Tak, to była Michelle.
Lily chrząknęła, a potem wychrypiała:
- Halo! Jak się czujesz?
191
S
R
- Ważniejsze, jak ty się czujesz - odpowiedziała Mi-
chelle. - Masz okropny głos. Jesteś chora?
Chora... Czuła się, jakby jej wyrwano serce z piersi.
Czy można to zaliczyć do chorób?
- Nic mi nie jest - odparła. - Po prostu nie zdążyłam
jeszcze wypić porannej kawy.
- Och, przepraszam, kochanie - powiedziała Michelle.
- Zadzwoniłabym pózniej, ale Cory ma umówioną wi-
zytę u dentysty, a potem jedziemy po zakupy.
- Nie ma sprawy. - Lily uśmiechnęła się z wysiłkiem.
- Dzięki, że wzięłaś Jordana do siebie.
- Zawsze możesz na mnie liczyć - zapewniła ją Mi-
chelle. - To taki miły chłopak. Nie sprawia żadnych kło-
potów. Za chwilę wyjeżdżamy, więc będziemy u ciebie za
jakiś kwadrans.
Lily rozłączyła się i popędziła pod prysznic, by dopro-
wadzić się do porządku. Jordan nie może przecież za-
uważyć, że płakała.
Gdy dwadzieścia minut pózniej usłyszała samochód
podjeżdżający na podjazd, była już wykąpana, ubrana i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl