[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Piraci? I lataliście? To wspaniale, moje dzieci. Cudownie, to mi przypomi-
na dni, kiedy fruwałam razem z Piotrusiem powiedziała i raz jeszcze uścisnęła
dzieci i zdumioną Moirę.
* * *
Piotr Banning leżał na pryzmie śniegu oddychając spokojnie i miarowo.
Dzyń-dzyń-dzyń rozległo się gdzieś w pobliżu.
Obudził się i gwałtownie usiadł. Nie miał pojęcia, gdzie się znajduje ani co
tutaj robi.
Jack, Maggie, musimy lecieć. . . zaczął mówić bez zastanowienia i nagle
urwał.
Wziął głęboki oddech i rozejrzał się wokół. Był w zaśnieżonym parku. Trzy-
dzieści metrów od niego płynęła rzeka, a nad nią unosiła się jak dym mgła wcze-
snego poranka. Nad jego głową wyrastały grube pnie drzew z nagimi gałęziami.
Jak się czujemy w ten piękny poranek, Piotrusiu Panie? zapytał znajomy
głos. Spsociłoby się coś, nie?
Piotr odwrócił się zaskoczony i dostrzegł Zmierdziucha, który stał parę me-
trów od niego, trzymając się pod boki. Tyle, że to nie był Zmierdziuch, ale śmie-
ciarz, który właśnie robił swój obchód po parku. I wcale nie mówił do Piotra,
ale do jakiegoś posążka. To była figurka Piotrusia Pana postawiona w parku przy
Serpentine River przez pisarza J. M. Barriego w 1912 roku Piotruś Pan dmu-
cha w swoje piszczałki gotów do następnej przygody. Wieczny chłopiec, który nie
chciał być dorosły.
Piotr wstał i zbliżył się do posążka. Zmieciarz skończył zbierać porozrzucane
papiery, co przypisał psotom Piotrusia Pana, i odszedł. Piotr zatrzymał się przed
figurką.
Nagle powróciły wszystkie wspomnienia. Nibylandia. Hak. Jack i Maggie.
Na ramieniu posążka pojawiła się maleńka postać połyskując delikatnie skrzy-
dełkami w świetle poranka.
Zamrugał oczami.
Dzwoneczek?
Uśmiechnęła się.
Powiedz to, Piotrusiu. Powiedz to, ale z przekonaniem.
On też się uśmiechnął.
Wierzę we wróżki.
Wróżka zajaśniała ostrym blaskiem.
160
Czy znasz to miejsce między snem a jawą? Tę chwilę, kiedy jeszcze śnisz
i już pamiętasz? Tam zawsze będę cię kochać, Piotrusiu Panie. I tam czekam na
ciebie, aż wrócisz.
Nagle promień słońca padł na posążek i wróżka znikła.
Piotr zmrużył oczy i podszedł bliżej. Ale Dzwoneczka już nie było i on też
zaczął z wolna o niej zapominać. Zmieciarz podniósł dwie puste butelki rzucone
przez kogoś bezmyślnie poprzedniej nocy.
Dzyń-dzyń-dzyń zabrzęczały butelki.
Dzwoneczek? powiedział po raz ostatni Piotr i wspomnienie o niej zni-
kło w jakimś zakamarku jego pamięci, bezpiecznie zamknięte do czasu, kiedy go
będzie znów potrzebował.
Nagle ogarnęło go wzruszenie. Jest przecież w domu!
Jack? Maggie? zawołał z niepokojem.
Rozejrzał się wokół. Byli przecież razem z nim, kiedy wracał z. . . Wzdrygnął
się. Nieważne. Ale byli na pewno bezpieczni i to jest najważniejsze.
Moiro! Wróciłem! krzyknął.
Podbiegł alejką przez park wesoło pokrzykując na powitanie napotykanych po
drodze ludzi.
W parę chwil był już na tyłach domu Darlingów. Ponieważ nie chciało mu
się iść naokoło do wejścia, wskoczył na murek tarasu i przebiegł po nim zwinnie
niczym linoskoczek i dotarł do frontowych drzwi.
Były zamknięte. Sięgnął do mosiężnej kołatki, ale nagle cofnął rękę. Nie, nie
dzisiaj.
Znów pobiegł na tył domu, przeskakując jeszcze jedno ogrodzenie i nucąc coś
wesoło pod nosem. Był już niemal pod oknem pokoju dziecinnego, kiedy usłyszał
dzwięk telefonu. Rozejrzał się wokół i w końcu stwierdził, że dzwonienie dobiega
spod jego stóp. Ukląkł, odgarnął śnieg, świeżą ziemię i wyjął swój przenośny
telefon. Pozwolił mu jeszcze raz zadzwonić i włączył go.
Halo, tu mówi Piotr Banning powiedział. Nie ma mnie teraz wy-
szedłem specjalnie, żeby uniknąć tego telefonu. Dopóki nie wrócę, proszę zacho-
wać wszystkie swoje nie cierpiące zwłoki wiadomości dla siebie. %7łyczę szczęśli-
wych myśli!
Włożył telefon z powrotem do dziury i zagrzebał go.
Zaczął wspinać się po rynnie i robił to z niezwykłym zapałem. Jeszcze przed
czterema dniami, przed życiem pełnym przygód w Nibylandii, nawet nie przyszło-
by mu to do głowy, ale teraz wszystko wyglądało inaczej, choć nie był całkiem
pewien, jak to się stało.
Dotarł do okien dziecinnego pokoju i próbował je otworzyć. Zamknięte. Spró-
bował jeszcze raz, ale nic z tego. Przyłożył twarz do szyby i zajrzał do środka.
W pokoju Wendy ściskała Moirę, Jacka i Maggie. Ten widok wywołał w nim
jakieś niewyrazne wspomnienia, coś, co zdarzyło się bardzo dawno temu. Nie
161
mógł się do nich dostać! Raz jeszcze był zamknięty na zewnątrz! Wisiał na porę-
czy balkonu, przerażony, że znów się spóznił. . .
Zaczął stukać w szybę, chcąc za wszelką cenę znalezć się w środku.
Jestem już w domu! zawołał. Wróciłem! Proszę, wpuście mnie!
Usłyszeli go oczywiście i Jack podskoczył do okna. Na jego twarzy widać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]