[ Pobierz całość w formacie PDF ]

żywiłem przekonanie (jak państwu wiadomo), że
pułkownik w chwili zgonu był równie okrutny i
grzeszny jak przez całe swoje życie. Nie powiem,
aby wyciąg z testamentu wpłynął na zmianę tego
przekonania, mogę tylko powiedzieć, że mną
wstrząsnął.
 No i cóż sądzisz teraz  zapytał pan
Franklin  po przeczytaniu wypowiedzi pułkown-
ika? Czy przywożąc diament do domu ciotki wys-
tępuję w roli ślepego narzędzia jego zemsty, czy
też przyczyniam się do rehabilitacji skruszonego
grzesznika i dobrego chrześcijanina?
 Trudno chyba przypuszczać, że umarł z pot-
wornym uczuciem zemsty w duszy i ohydnym
kłamstwem na ustach  odparłem.  Tylko Pan
Bóg zna prawdę. Mnie niech pan o nią nie pyta.
Pan Franklin obracał i miętosił w palcach
wyciąg z testamentu, jak gdyby chciał w ten
sposób wycisnąć z niego prawdę. Jednocześnie
zmienił się wyraznie. Przed chwilą jeszcze tak en-
ergiczny i wesoły, stał się teraz nagle powolny,
uroczysty i ociężały.
94/277
 Sprawa ta ma dwa aspekty  rzekł. 
Aspekt obiektywny i aspekt subiektywny. Który
mamy rozpatrzyć?
Młody pan Blake poza francuską edukacją
otrzymał także edukację niemiecką. Do tej chwili
(tak to sobie tłumaczyłem) znajdował się pod
niepodzielnym wpływem tej pierwszej. Obecnie
zaś (o ile się mogłem zorientować) zaczęła ją wyp-
ierać ta druga. Jedną z moich zasad życiowych
jest nie dostrzegać niczego, czego nie rozumiem.
Wybrałem więc drogę pośrednią między aspek-
tem obiektywnym a subiektywnym. Innymi słowy,
przybrałem skupiony wyraz twarzy i za-
chowywałem milczenie.
 Postarajmy się dotrzeć do sedna
sprawy powiedział pan Franklin. Czemu wuj za-
pisał diament Racheli? Dlaczego nie zapisał go
mojej ciotce?
 Tego się nietrudno domyślić  odparłem.
 Pułkownik Herncastle dość dobrze znał moją
panią, aby wiedzieć, że nie przyjmie od niego żad-
nego legatu.
 A skąd wiedział, że Rachela go przyjmie?
 Czy istnieje na świecie młoda panna, która
oprze się pokusie przyjęcia takiego prezentu
urodzinowego jak Kamień Księżycowy?
95/277
 Jest to pogląd subiektywny  stwierdził
pan Franklin.  Bardzo to dobrze o tobie świad-
czy, Betteredge, że potrafisz zajmować subiekty-
wne stanowisko. Ale testament pułkownika cechu-
je jeszcze jedna tajemnica, którejśmy dotychczas
nie rozważyli. Jak to sobie tłumaczyć, że zapisał
Racheli diament jedynie pod warunkiem, iż jej
matka będzie w tym czasie żyła?
 Nie chcę szkalować nieboszczyka, sir, ale
jeżeli rozmyślnie pozostawił w spadku siostrze za
pośrednictwem jej dziecka ładunek trosk i niebez-
pieczeństw, to oczywiście warunkiem musiało
być, aby siostra żyła i mogła odczuwać wszystkie
związane z tym przykrości.
 O, więc tak interpretujesz jego pobudki?
Znowu subiektywna interpretacja! Czyś był
kiedykolwiek w Niemczech, Betteredge?
 Nie. A jaka jest pańska interpretacja, jeśli
wolno zapytać?
 Wydaje mi się, że pułkownikowi mogło
chodzić nie o to, aby obdarować siostrzenicę,
której nigdy w życiu nie widział, lecz o to, by
dowieść siostrze, że przebaczył jej przed śmiercią;
dowieść tego w sposób wspaniałomyślny, ofi-
arowując piękny upominek jej córce. Jest to wytłu-
maczenie krańcowo różne od twojego, Bet-
96/277
teredge, i wynika ono z subiektywno-obiekty-
wnego punktu widzenia. O ile się orientuję, jedna
interpretacja może być równie słuszna jak druga.
Doszedłszy do tego miłego i pocieszającego
wniosku pan Franklin najwidoczniej uznał, że
dokonał wszystkiego, czego można było odeń
wymagać. Wyciągnął się na piasku jak długi i za-
pytał, co teraz mamy robić.
Był taki mądry i rozsądny do tej chwili (nim
zaczął pleść cudzoziemskie głupstwa) i tak
całkowicie panował nad sytuacją, że ta nagła zmi-
ana i zwrócenie się do mnie o radę zaskoczyły
mnie zupełnie. Dopiero po pewnym czasie
dowiedziałem się  dzięki pannie Racheli, która
pierwsza dokonała tego odkrycia  że zagadkowe
przemiany pana Franklina są wynikiem cud-
zoziemskiej edukacji. W wieku, w którym więk-
szość z nas przybiera określone zabarwienie
będące odbiciem zabarwienia innych ludzi, pana
Franklina wysłano za granicę i przekazywano go
z jednego państwa do drugiego, nim zdołał to
zabarwienie utrwalić. Skutkiem tego miał tyle
różnorodnych cech charakteru, mniej lub bardziej
chwiejnych i mniej lub bardziej sprzecznych, że
życie upływało mu na nieustannych utarczkach z
sobą samym. Potrafił być człowiekiem na przemi-
an energicznym i leniwym, roztargnionym i
97/277
trzezwym, wzorem stanowczości i uosobieniem
niemocy. Miał swoją stronę francuską, stronę
niemiecką i stronę włoską, przy czym pierwotny
grunt angielski przebijał od czasu do czasu przez
te nawarstwienia, jak gdyby mówiąc:  Oto jestem,
mocno zniekształcony, jak widzicie, ale coś prze-
cie ze mnie pozostało . Panna Rachela mawiała,
że strona włoska brała w nim górę w tych wypad-
kach, gdy rezygnował nagle i z wrodzonym wdz-
iękiem prosił kogoś, żeby wziął jego kłopoty na
swoje barki. Nie omylą się więc państwo, jak
sądzę, jeśli dojdą do wniosku, że w tej chwili
właśnie ta włoska strona charakteru wzięła w nim
górę.
 Czyż nie pan powinien rozstrzygać, co
mamy teraz robić?  spytałem.  Trudno przecież
wymagać tego ode mnie!
Argumentacja moja nie przemówiła jednak do
przekonania panu Franklinowi, być może dlatego,
że nie widział w tej chwili nic prócz nieba nad
głową.
 Nie chciałbym straszyć ciotki bez powodu
 rzekł.  Ale nie chciałbym też pozostawić jej
w nieświadomości i bez ostrzeżenia, jeśli jest ono
wskazane. Betteredge, powiedz mi krótko, co byś
zrobił na moim miejscu?
98/277
 Czekałbym  stwierdziłem krótko.
 Zgadzam się z tobą bez zastrzeżeń 
oświadczył pan Franklin.  Ale jak długo?
 O ile rozumiem, sir  wyjaśniłem  ktoś
musi doręczyć pannie Racheli ten nieszczęsny di-
ament, może więc pan to zrobić równie dobrze
jak ktokolwiek inny. Doskonale. Dziś jest dwudzi-
esty piąty maja, a urodziny wypadają dwudzies-
tego pierwszego czerwca. Mamy więc przed sobą
blisko cztery tygodnie. Poczekajmy i zobaczmy,
co zajdzie przez ten czas, a wtedy zależnie od
okoliczności ostrzeżemy moją panią albo też nie
będziemy jej ostrzegać.
 Jak dotychczas rozumujesz idealnie, Bet-
teredge!  zawołał pan Franklin.  Ale co mamy
tymczasem zrobić z diamentem?
 To samo, co z nim zrobił pański ojciec, sir!
Ojciec pański umieścił go w kasie pancernej banku
londyńskiego. Pan umieści go w kasie pancernej
banku we Frizinghall.
Frizinghall to nasze najbliższe miasto i Bank
Angielski na pewno nie jest bezpieczniejszym
miejscem od tamtejszego banku.
 Na pańskim miejscu  dodałem  po-
jechałbym z nim od razu do Frizinghall, zanim
panie wrócą do domu.
99/277
Myśl, że może coś zrobić, a w dodatku prze-
jechać się konno, sprawiła, że pan Franklin naty-
chmiast zerwał się na równe nogi i bez żadnych
ceremonii pociągnął mnie za sobą.
 Betteredge, wart jesteś, żeby cię ozłocić! 
zawołał.  Chodz i osiodłaj mi najlepszego konia!
Oto nareszcie (dzięki Bogu!) angielski grunt
wyjrzał spod pokładów cudzoziemszczyzny! To był
pan Franklin, jakiego ongi znałem, uradowany per-
spektywą przejażdżki. Dawne, dobre czasy
stanęły mi przed oczami. Osiodłać mu konia! Ależ
osiodłałbym mu tuzin koni, gdyby mógł dosiąść
ich wszystkich naraz!
Wróciliśmy czym prędzej do domu, osiodłal-
iśmy śpiesznie najbardziej rączego konia i pan
Franklin pogalopował do miasta, żeby umieścić
feralny diament w kasie pancernej banku. Kiedy
tętent kopyt zamarł na drodze i kiedy rozejrza-
wszy się po dziedzińcu stwierdziłem, że znów
jestem sam, miałem wątpliwości, czy się przypad- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl