[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Uderzyła palcem w płachtę. - Jeśli zdołamy go skłonić, żeby zaczął nas ścigać
tymi korytarzami, tędy i tędy, a potem będziemy je odcinać jeden po drugim,
możemy go zwabić do środka.
Cała trójka zajrzała w głąb magazynu.
Dillon spojrzał na nią.
- Powiedzmy to jasno. Chcesz go wykurzyć z tych rur, zapędzić tutaj,
zatrzasnąć drzwi i zamknąć go z dupą w pułapce?
- Aha - odparła nie podnosząc wzroku znad mapy.
- I szukasz pomocy u nas, chłopaków z podwójnym chromosomem Y.
- Macie coś lepszego do roboty?
- Dlaczego mamy narażać dla ciebie własne dupy?
Wreszcie podniosła ku niemu spojrzenie swych oczu o stalowym wyrazie.
- Wasze dupy są już zagrożone. Pytanie tylko, co w tej sprawie zrobicie.
10.
Aaron, któremu towarzyszył więzień David, pokazał Ripley wielki magazyn.
Gdy dotarli do sekcji, w której przechowywano zbiorniki, zatrzymał się i wskazał
na nie palcem.
- Tu właśnie to trzymamy. Nie wiem, jak to gówno się nazywa.
- Kwinitrycetylina - pospieszył mu z pomocą David.
- Wiedziałem to - burknął zastępca naczelnika, sprawdzając notatki. - No
dobrze. Idę uzgodnić z Dillonem przydział do ekipy malarzy. David, ustaw te
pojemniki tak, żeby można je było stąd zabrać.
Odwrócił się i skierował w stronę głównego korytarza.
- Dobrze, osiemdziesiąt pięć - zawołał za nim David.
- Nie nazywaj mnie tak! - Aaron zniknął w mroku odległego korytarza.
Ripley obejrzała pojemniki. Były lekko skorodowane, najwyrazniej nie
dotykano ich od pewnego czasu, lecz poza tym wyglądały na nietknięte.
- O co chodzi z tym osiemdziesiąt pięć ?
David położył ukryte w rękawicach dłonie na najbliższym zbiorniku.
- Kupa więzniów tak go nazywała. Kilka lat temu dorwaliśmy jego dane z
komputera. To jego iloraz inteligencji.
Uśmiechnął się i zaczął toczyć pojemnik.
Ripley przyglądała się stojąc.
- On chyba pokłada mnóstwo wiary w tej substancji. Jaka jest twoja opinia?
Więzień ustawił pojemnik gotowy do załadowania.
- Cholera, jestem tylko tępym dozorcą, tak samo jak większość facetów tutaj.
Raz jednak widziałem jak pojemnik tego syfu wpadł do silosu. Wybuch umieścił
holownik w suchym doku na siedemnaście tygodni. Bombowy materiał.
W innej części magazynu więzniowie Troy i Arthur przerzucali stosy
odrzuconych podzespołów elektronicznych. Troy wepchnął żaróweczkę do
cylindra, który trzymał, nacisnął przycisk, po czym wykręcił ją z niesmakiem i
zaczął szukać następnego urządzenia.
- Niech to cholera. Tylko jedna pieprzona bańka na dwa tysiące działa.
Jego towarzysz przerwał poszukiwania i uniósł głowę.
- Hej, mogło być znacznie gorzej. Mogli nas przydzielić do malowania.
Wypróbował żaróweczkę w cylindrze, który trzymał w ręku. Ku jego
zdumieniu i zachwytowi zapaliła się.
Dwaj mężczyzni wypełniali sobą kanał niemal całkowicie. Pokrywali jego
wewnętrzną powierzchnię dużą ilością ostrej w zapachu kwinitrycetyliny.
- To gówno okropnie śmierdzi - oznajmił po raz setny więzień Kevin. Jego
towarzysz ledwie raczył mu odpowiedzieć. - Mówiłem ci już, nie wdychaj tego.
- Dlaczego nie?
- Pierdolone opary.
- Jestem, kurwa, razem z tym w rurze. Jak mogę tego nie wdychać?
Na zewnątrz magazynu odpadków toksycznych inni mężczyzni opróżniali całe
wiadra kwinitrycetyliny i rozprowadzali ją najlepiej jak tylko mogli za pomocą
mioteł i szmat oraz - tam, gdzie ich brakowało - obutych stóp.
W korytarzu czekali Dillon i Ripley. Wszystko odbywało się zgodnie z planem,
choć czy sam plan zostanie zrealizowany zgodnie z planem, miało się dopiero
okazać.
Popatrzył na nią i zbadał wyraz jej twarzy. Nie był może szczególnie wrażliwy,
ale widział już w życiu mnóstwo.
- %7łal ci doktorka, prawda?
- Nie znałam go zbyt dobrze - mruknęła w charakterze odpowiedzi.
- Myślałem, że byliście ze sobą naprawdę blisko.
Tym razem to ona mu się przyjrzała.
- Musiałeś chyba podglądać przez jakąś dziurkę od klucza.
Dillon uśmiechnął się.
- Tak też myślałem.
Mdłości nie wystąpiły stopniowo, lecz zaatakowały ją szybko i z całej siły.
Zaburzyły jej równowagę tak, że musiała oprzeć się o ścianę. Dławiła się i kasłała.
Dillon podszedł do niej, by ją podtrzymać, lecz odepchnęła go, usiłując zaczerpnąć
powietrza. Przyjrzał się jej z nagłą troską.
- Dobrze się czujesz?
Zaczerpnęła głęboko powietrza i skinęła głową.
- Jak sobie chcesz. Nie wyglądasz jednak, jakbyś się dobrze czuła, siostro.
Aaron przyjrzał się towarzyszącym mu skazańcom - niektórzy stali tuż obok,
inni na przejściach na górze. Wszyscy mieli ze sobą wyposażone w spłonkę flary
alarmowe, które zapalały się przy silnym wstrząsie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]