[ Pobierz całość w formacie PDF ]
odpowiednimi mężczyznami.
- Naprawdę tak myślisz?
- Myślę, że to jedyne rozsądne wytłumaczenie.
- A ja nadal uważam, że problem leży w wierze.
Spójrz na siebie. Za sprawą radia, telewizji i książek
jesteś bez przerwy bombardowana wiadomościami
na temat najnowszych osiągnięć w sztuce leczenia,
odkryć naukowych i całej tej technologicznej magii.
Przyznaj, kiedy ostatni raz słyszałaś pochwałę na
turalnej medycyny?
Nie mogła sobie przypomnieć.
- Widzisz? Podlegasz ciągłemu praniu mózgu, któ
re każe ci myśleć, że tamte metody są lepsze i skutecz
niejsze. Dlatego tracisz wiarę we własne zdolności
- mówił ze wzrastającym zapałem. - Jestem przeko-
84 " OBCY
nany, że kiedy znów skupiłabyś się na nich, dorów
nałabyś kobietom ze swego rodu.
Summer podobało się to, co mówił, i sposób, w jaki
mówił - pełen wewnętrznego przekonania.
- A skoro tak - ciÄ…gnÄ…Å‚, przysuwajÄ…c siÄ™ jeszcze
bliżej - to pozwalając, by ród skończył się na tobie,
sprzeniewierzasz siÄ™ swemu dziedzictwu i pozbawiasz
ludzi dobrodziejstwa swoich zdolności. Naprawdę
powinnaś pomyśleć o dziecku.
Summer przysięgłaby, że w tym momencie poczuła
nieznaczny ruch w swoim łonie. Drgnięcie, które
obudziło utracone uczucia.
- Nie wiem, czy go chcę - powiedziała, spuszczając
oczy. - Boję się odpowiedzialności, jaką jest samotne
wychowywanie.
- O, właśnie, mamy kolejny przykład prania mó
zgu. W dawnych dniach, kiedy mężczyzni znikali
z domu na długie miesiące, by walczyć czy łowić
wieloryby, kobiety z reguły same wychowywały dzieci.
A teraz, kiedy szaleje ruch wyzwolenia kobiet, kiedy
stałyście się silne i samowystarczalne, zaczęłyście uwa
żać, że samotne macierzyństwo nie jest dobre. Mo
głabyś wspaniale wychować swoje dziecko, Summer.
To znów tylko kwestia wiary w siebie - powiedział
poważnie.
Teraz nie mogła powstrzymać się od śmiechu.
- Chyba zapomniałeś o jednym drobiazgu. Ktoś
musi mi to dziecko zrobić - zachichotała.
- Mógłbym ci pomóc - zaproponował jeszcze po
ważniej.
Ze zdumienia zabrakło jej słów, zdołała tylko
pokręcić głową.
- Dlaczego nie?
OBCY " 85
- Bo to mogłoby boleć.
- JesteÅ› dziewicÄ…?
Poczuła, że płoną jej policzki. Opuściła głowę
jeszcze niżej.
- Nie o tym myślałam. Wiem, jak bardzo bolesne
byłoby potem rozstanie.
Milczał bardzo długo.
- Mogłabyś odejść ze mną - wyszeptał wreszcie.
Drgnęła, przerażona.
- Nie mogłabym! Nie byłabym w stanie żyć gdzie
indziej.
- Na pewno byś mogła.
- Nie.
- SkÄ…d wiesz?
- Wiem. Nie umiem współżyć z ludzmi.
- Kto tu mówi o ludziach? Miałabyś tylko mnie.
- Ale ty nie żyjesz w próżni. Masz pracę, przyjaciół,
swój świat, w którym ja bym się zatraciła.
- Summer, wystarczy tylko, żebyś chciała. Wiem,
że potrafiłabyś. - Przyciągnął ją mocniej do siebie.
- Będę się tobą opiekował.
Lecz kobiety z rodu VanVorn nie potrzebowały
opieki. Były niezależne i samowystarczalne. I miały
swoje powołanie. Summer pomyślała o łące.
- Nie mogę stąd odejść. Koniki mnie potrzebują.
- DadzÄ… sobie radÄ™, wierz mi.
- Muszę tu być, żeby bronić łąki.
- Mówię ci, że przeżyją.
Z uporem pokręciła głową i Cameron zrozumiał,
że nie ma sensu nalegać. Mocniej przytulił ją do
siebie.
Próbowała się opierać, ale kiedy jej ciało przeniknę
ło przyjemne ciepło, uległa. Powoli, głęboko wciągnęła
86 " OBCY __
oddech, odprężając się całkowicie. Wtuliła głowę w za
gięcie jego ramienia, wdychając ciepły, męski zapach,
jakby to była najnaturalniejsza rzecz na świecie.
Uniósł palcem jej podbródek, aż ich spojrzenia się
spotkały. Summer poczuła się nagle jak rozbitek
zmierzajÄ…cy do wymarzonej, bezpiecznej przystani.
Uczucie było nowe, a jednocześnie tak oczywiste,
jakby czekała na nie od dawna. Mężczyzna poszukał
wzrokiem jej ust. Delikatnie przesunÄ…Å‚ po jej wargach
opuszkiem palca, a potem pochylił się i zaczął je
całować.
Wewnętrzny głos znów próbował ostrzec Summer,
ale już się poddała potężnej magii. Dotyk ust Camero
na był cudowny i podniecający, ale dziwnie niepewny,
jak gdyby mężczyna nie wiedział, czego jeszcze może
się spodziewać. Stopniowo jednak stawał się coraz
śmielszy i bardziej zaborczy. W następnej chwili języ
kiem rozwarł jej wargi i zaczął się upajać nieznanym,
które stopniowo odkrywał. Summer miała wrażenie,
że z każdą chwilą jej ciało mięknie jak wosk.
Coraz żarliwiej odwzajemniała pocałunek, aż ich
języki splotły się szalonym tańcu. Teraz ciało zaczęło
domagać się czegoś więcej i Cameron wyczuł to
natychmiast. Wsunął rękę pomiędzy ich przytulone
ciała i dotknął jej piersi.
Summer wydała krótki okrzyk, który nie zdążył się
zmienić w krzyk protestu. %7łar, który ją ogarnął, był
tak nieznośny, że podświadomie błagała Camerona,
by przestał. Zrozumiał i cofnął rękę, wywołując w niej
zarówno uczucie żalu, jak i ulgi. Nie na długo. Po
chwili jego dłoń wpełzła pod koszulkę i dotknęła
nagiego brzucha Summer.
OBCY " 87
- Cameron!
- Nie masz pojęcia, jak bardzo chciałem cię do
tknąć - wyszeptał, z zachwytem obwodząc czubkami
palców krągłość jej piersi. - Jesteś stworzona dla
moich dłoni. Czujesz?
Zacisnęła powieki, zmagając się z bólem nie speł
nionego pożądania. Kiedy usta mężczyzny znów za
władnęły jej wargami, oddała mu siebie całą, bez
wahania, nagle pragnąc więcej, coraz więcej. Błogo
sławiła go, że wsunął drugą rękę pod jej koszulkę, by
pieścić obie spragnione piersi.
Summer zaledwie zauważyła, że nie siedzą już na
skale, lecz stojÄ…, przylegajÄ…c do siebie ciasno biodrami
i udami. Jej ciało działało teraz niezależnie, wiedzione
[ Pobierz całość w formacie PDF ]