[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Anne-Marie, Dillon słyszał wyraznie każde słowo. Błędnie wywnioskował, że kobieta
wychodzi na dłużej. Kiedy zniknęła za rogiem, szybko przeszedł ulicę. Sprawdził
walthera za paskiem, rozejrzał się wokół i zaczął wspinać po rusztowaniu.
Gdy Martin podniósł słuchawkę telefonu, usłyszał głos Mary Tanner.
- Generał Ferguson chcę się dowiedzieć, czy moglibyśmy zobaczyć się z panem
rano, przed naszym wyjazdem?
- Nic wam to nie pomoże - odrzekł Brosnan.
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
- Jak mam to rozumieć?
- Zgoda - powiedział niechętnie. - Skoro musicie.
- Rozumiem. NaprawdÄ™. Jak siÄ™ miewa Anne-Marie?
- Twarda z niej sztuka. Przeżyła więcej wojen, niż zjedliśmy obiadów. Dlatego
zawsze zaskakują mnie jej reakcje, zwłaszcza gdy chodzi o mnie.
- Och, Boże! - westchnęła.-Wy, mężczyzni, jesteście czasami niewiarygodnie
głupi. Ona pana kocha, profesorze, po prostu. Do zobaczenia rano.
Brosnan odłożył słuchawkę. Naraz powiało lodowatym powietrzem i płomień na
kominku zamigotał. Martin odwrócił się i ujrzał Seana Dillona, stojącego w otwartych
drzwiach balkonu, z waltherem w lewej dłoni.
- Boże miłosierny - szepnął.
Delikatesy w bocznej uliczce, jak wiele takich sklepów, były prowadzone przez
Hindusa.
Pan Patel. Wobec Anne-Marie był zawsze uprzedzająco grzeczny, nosił za nią
koszyk, kiedy chodzili wokół półek. Smaczne francuskie bułeczki, mleko, jajka, ser brie,
smakowicie wyglÄ…dajÄ…ce quiche.
- Moja żona piekła je własnymi rękami - zapewniał ją. - Dwie minuty w kuchence
mikrofalowej i wspaniałe danie gotowe.
Annę-Marie roześmiała się.
- W takim razie do kompletu potrzebujemy tylko dużą puszkę kawioru i
wędzonego łososia.
Ostrożnie zapakował sprawunki.
- Jak zwykle zapiszÄ™ to na konto profesora Brosnana.
- Dziękuję - odrzekła.
Otworzył przed nią drzwi.
- Zawsze do usług, mademoiselle.
Ruszyła z powrotem oblodzonym chodnikiem, czując nagle niewytłumaczalny
przypływ radości.
- Martin. Te wszystkie lata wyszły ci na dobre. - Dillon zęba mi ściągnął
rękawiczkę z prawej dłoni, po czym z kieszeni wyjął paczkę papierosów. Brosnan,
stojący o metr od stołu, wykonał ostrożny ruch w kierunku ukrytego w szufladzie
browninga.
- Nic z tego. - Dillon pokiwał waltherem. - Usiądz na oparciu sofy i załóż ręce za
głowę.
Brosnan wykonał polecenie.
- Bawisz siÄ™, Sean.
- Tak. Jak siÄ™ ma stary Liam Devlin?
- %7Å‚yje i ma siÄ™ dobrze. CiÄ…gle w Kiltrei pod Dublinem, ale o tym pewnie wiesz.
- Wiem.
- Ta robota w Valenton. To niepodobne do ciebie, Sean. Zadawać się z parą
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
włóczęgów takich jak bracia Jobert...? Naprawdę tracisz wyczucie.
- Tak sÄ…dzisz?
- Przypuszczalnie chodziło o wielką forsę?
- Ogromną - odparł Dillon.
- Mam nadzieję, że dostałeś pieniądze z góry.
- Bardzo śmieszne - skrzywił się Irlandczyk.
- Jedno mnie intryguje - powiedział Brosnan. - Czego chcesz ode mnie po tylu
latach?
- Och, wiem o tobie wszystko - rzekł Dillon. - Na przykład to, że wyciągają z
ciebie informacje na mój temat. Hernu, pułkownik Action Service, ten stary sukinsyn
Ferguson i ta jego dziewczyna, kapitan Tanner. Jak widzisz, Martinie, mam wielu
dobrych przyjaciół, ludzi, którzy mogą dotrzeć wszędzie.
- Rzeczywiście. Czy byli zadowoleni, kiedy nie udało ci się z panią Thatcher?
- To tylko próba generalna. Obiecałem im inny cel. Wiesz, jaka jest ta gra.
- Oczywiście, i wiem jeszcze jedno, że IRA za to nie płaci.
Nigdy nie płaciła.
- Kto powiedział, że pracuję dla IRA? - Dillon uśmiechnął się szeroko. - Ostatnio
pojawiło się sporo ludzi, którzy mają wystarczające powody, aby uderzyć w
Brytyjczyków.
Wtedy Brosnan zrozumiał. Tak mu się przynajmniej wydawało.
- Bagdad?
- Przykro mi, Martinie, ale tÄ™ zagadkÄ™ zabierzesz ze sobÄ… do grobu.
- Zaspokój moją ciekawość. Wielkie uderzenie na zlecenie Saddama. No tak, on
rozpaczliwie potrzebuje jakiegoÅ› sukcesu.
- Jezu, ty zawsze gadasz za dużo.
- Prezydent Bush jest w Waszyngtonie, pozostają więc Brytyjczycy. Nie udało ci
się z najsławniejszą kobietą świata. Kto będzie następny? Premier?
- Dla ciebie nie będzie to miało żadnego znaczenia.
- Ale mam racjÄ™, prawda?
- Niech cię cholera, Brosnan! Zawsze byłeś sprytnym sukinsynem! - wybuchnął
Dillon.
- To ci siÄ™ nigdy nie uda.
- Tak sądzisz? W takim razie udowodnię ci, że się mylisz.
- Już ci powiedziałem, że tracisz wyczucie, Sean. Ta fuszerka z panią Thatcher!
Przypomina mi siÄ™ robota starego Franka Barry ego w siedemdziesiÄ…tym pierwszym,
kiedy próbował zlikwidować brytyjskiego ministra spraw zagranicznych, lorda
Carringtona. Jestem zaskoczony, że działałeś według tego samego planu, ale przecież
zawsze uważałeś, że Barry jest wyjątkowy, prawda?
- Był najlepszy.
- A w końcu martwy.
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
- Tak, ktokolwiek go dostał, musiał to zrobić od tyłu - wysyczał Dillon.
- Nieprawda - zaprotestował Martin. - Staliśmy twarzą w twarz, o ile sobie
przypominam.
- Ty zabiłeś Franka Barry ego? - zdumiał się Sean.
- No cóż, ktoś musiał to zrobić - odparł Brosnan. - Tak zwykle postępuje się z
wściekłymi psami. Pracowałem dla Fergusona, tak na marginesie.
- Ty sukinsynu. - Sean podniósł walthera i wycelował w Martina. W tym
momencie otworzyły się drzwi i weszła Anne-Marie z zakupami.
Dillon odwrócił głowę w jej stronę.
- Uważaj! - zawołał Brosnan i rzucił się na ziemię.
Dillon strzelił dwa razy, trafiając w sofę. Anne-Marie krzyknęła, lecz nie z
przerażenia, a ze złości, rzuciła torby i ruszyła na niego. Sean próbował się osłonić.
Szamocząc się, oboje wydostali się na taras. Brosnan podczołgał się do stołu i sięgnął do
szuflady. Anne-Marie podrapała Dillonowi twarz. Ten zaklął i odepchnął ją z całej siły
od siebie. Przeleciała przez balustradę i spadła na dół.
Brosnan zdołał otworzyć szufladę, równocześnie przewrócił lampę, stojącą na
stole, pogrążając pokój w ciemnościach, i schwycił browninga. Dillon strzelił szybko
trzy razy i chyłkiem pobiegł do wyjścia. Martin wystrzelił dwukrotnie, ale za pózno.
Trzasnęły zamykane drzwi. Podniósł się, wybiegł na taras i wyjrzał. Anne-Marie leżała
na chodniku. Odwrócił się i wybiegł do holu. Otworzył drzwi, po czym zbiegł po
schodach na łeb, na szyję. Na dworze padał śnieg. Po Dillonie nie został nawet ślad.
Przy leżącej nieruchomo kobiecie klęczał portier, który na odgłos kroków podniósł
głowę.
- Z domu wybiegł jakiś człowiek, profesorze. Miał w dłoni pi stolet. Przebiegł
przez ulicÄ™.
- Nieważne. - Brosnan przykucnął i przytulił leżącą. - Szybko, karetkę.
Znieg padał coraz mocniej.
Ferguson, Mary i Max Hernu świetnie się bawili we wspaniałej sali jadalnej u
Ritza . Pili właśnie drugą butelkę szampana. Generał był w znakomitym humorze.
- Kto powiedział, że jeżeli mężczyznę męczy szampan, to oznacza, że zmęczył się
życiem? - zapytał.
- Na pewno musiał to być Francuz - odparł Hernu.
- Bardzo prawdopodobne, ale sądzę, że nadszedł czas, abyśmy wznieśli toast za
fundatora tej uczty. - Ferguson uniósł kieliszek. - Twoje zdrowie, moja kochana Mary.
Już chciała odpowiedzieć, gdy nagle w lustrze wiszącym na ścianie ujrzała
inspektora Savary ego, rozmawiajÄ…cego z kelnerem.
- Jakieś wiadomości, pułkowniku - zwróciła się do Hernu.
Obejrzał się, po czym wstał i torując sobie przejście między stolikami, podszedł
do Savary ego. Rozmawiali przez chwilę, spoglądając w kierunku stołu.
- Nie wiem jak pan, sir, ale ja mam złe przeczucia - stwierdziła Mary.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]