[ Pobierz całość w formacie PDF ]
12
Opowieść Isabelli
Od tamtego czasu stałam się służką Diabła - gdyż inaczej
nie da się nazwać człowieka, którego kochałam,
nienawidziłam i poślubiłam, świadoma, że jego serce na
zawsze zamarzło w ognistych czeluściach piekieł. Byłam na
każde zawołanie Heathcliffa, wiedząc o jego dozgonnej
miłości do innej; i po stokroć żałowałam, że tamtego fatalnego
wrześniowego dnia brat mój nie wszedł szybciej na górę, nie
przyłapał grzeszników i nie wygnał ich z naszego życia i
domu. Jak zwykle uśpiony spokojem egzystencji w Gniezdzie,
Edgar niczego nie podejrzewał. Poszłam do Nelly i
poskarżyłam się na ból głowy, gdy poczułam, że już mogę
bezpiecznie wyczołgać się z kryjówki pod schodami; i o ile
wiem, Cathy i jej kochający mąż zasiedli do kolacji w
przyjaznym nastroju, podczas gdy mnie stara służąca położyła
do łóżka. W każdym razie tamtej nocy w domu nie słychać
było odgłosów kłótni. W Gniezdzie panował spokój, a
niedawny gość - czy raczej intruz, jakim z pewnością był
Heathcliff - znikł niczym ostatni blask wrześniowego dnia.
Minęły jeszcze trzy miesiące tego okropnego roku, zanim
zostałam młodą małżonką i na zawsze wygnano mnie z jakże
drogiego mi, ukochanego domu dzieciństwa. Przez całą jesień
Heathcliff wpadał do nas, gdy mego brata nie było w domu -
najwyrazniej miał na swoje usługi jakąś moc powiadamiającą
go o nieobecności dziedzica Gniazda, a Cathy, w jakiś sposób
wiedząc, gdy nadchodziła właściwa pora, była zawsze
przygotowana na jego przybycie - widziałam, jak wymykają
się do sadu czy biegną aż na wrzosowiska, a potem wracają
połyskujący od błotnistego deszczu lub obsypani skrawkami
paproci z miejsca, na którym leżeli. Nie zabierali mnie na te
miłosne wypady - za to byłam im wdzięczna; ale także nie
wolno mi było zająć się własnymi sprawami, gdyż Heathcliff
zawsze umiał dopilnować, bym wiedziała, kiedy wyruszą i
kiedy wrócą. Przed każdą schadzką brał mnie na stronę i w
sekrecie obdarzał mnie namiętnym pocałunkiem, pewnego
razu nawet byłam z nim półnaga w pokoju na górze, podczas
gdy Cathy wszędzie go szukała - ale choćbym na wszystko
błagała go, by ze mną został, znikał, nim zdążyłam dokończyć
prośby. Wykorzystywał mnie do rozniecania płomieni, które
pózniej gorzały między nikczemnymi cudzołożnikami; a gdy
oni kochali się, ja spalałam się w rozpaczy. Nic więc
dziwnego, jak sądzę, że za najszczęśliwszy w moim życiu
uznałam dzień, kiedy to pewnego styczniowego wieczora
Heathcliff zabrał mnie do kuzni w Szkocji, gdzie wzięliśmy
ślub. Byłam na tyle głupia, by uwierzyć, że odkrył w swym
sercu miłość do mnie - cierpiałam wtedy i wciąż cierpię,
wspominając me szaleństwo. Po ślubie w kuzni spędziliśmy
razem zaledwie dwa miesiące, gdy zaczęłam poznawać
diaboliczne sztuczki, które mąż mój potrafił wyczarować z
najgłębszych czeluści i bawił się dręczeniem mnie.
Jak wnet się dowiedziałam, opuściliśmy Drozdowe
Gniazdo w samą porę, gdyż między moim bratem a
Heathcliffem zaczynało dochodzić do nader niemiłych scen i
Edgar kilkakrotnie próbował wyrzucić z domu nieproszonego
gościa. Biedak nie mógł poradzić sobie samodzielnie z aż
nazbyt doświadczonym w zadawaniu fizycznych krzywd
Heathcliffem, nie obyło się więc bez pomocy lokajów i
pracowników rolnych z majątku, by ukrócić owo rozbijanie
szyb i uporać się z brutalem zadającym kopniaki i ciosy pięści,
by tylko zniszczyć spokój naszego ukochanego domu.
Heathcliff jednak zawsze umiał sobie poradzić, gdy
dochodziło do starcia: Cathy żałośnie płakała, by go nie
krzywdzili, a słysząc jej błagania, Edgar wahał się - i nędznik
znów zwyciężał w nierównej walce.
Opowiadanie o przebiegu naszej - to znaczy Heathcliffa i
mojej - podróży poślubnej jest dla mnie nader przykre, nawet
jeszcze teraz ledwie znoszę ból, który sprawia mi
wspominanie nas jako młodej pary.
Do Gretna Green dotarliśmy w ciemny, burzliwy wieczór,
w samym środku zimy, pokonawszy galopem drogę z
Drozdowego Gniazda; wypowiedzieliśmy formułkę, którą
przed nami powtarzało już wiele par, zbyt zakochanych, by
czekać na błogosławieństwo rodziców lub ustalenia w kwestii
majątku dziedziczki, nas jednak nie czekała radosna wymiana
pocałunków ani cudowne połączenie w prymitywnej sypialni
starej gospody. - No cóż, droga panno Linton - tylko tyle
powiedział mój świeżo poślubiony małżonek, gdy udawaliśmy
się do karczmy, gdzie nim minęła godzina, już upił się do
nieprzytomności, a mnie w poślubną noc czekały długie,
ciemne godziny samotności - teraz, nosząc nazwisko
Heathcliff... musisz pani stosować się do mych życzeń jeszcze
gorliwiej niż dotąd. Gdy dam ci znak, pójdziesz do łóżka.
Ułóż się po prawej stronie, aby twe serce otwarło się na
przybycie zmarłych. Pójdziesz, dokąd cię poprowadzą - masz
też moje słowo, że powrócisz do świata żywych. Choć - dodał
z okropnym, melancholijnym śmiechem, zwracając nim
uwagę innych bywalców gospody, którzy spojrzeli na niego,
nagle wystraszeni i zdumieni - kiedy już wrócisz do domu, do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]