[ Pobierz całość w formacie PDF ]
małżeńska przy-
wróciłyby mi dobre imię. .
- I tylko dlatego je odrzucasz?
Cień uśmiechu pojawił się na jej ustach.
- Ach, rozumiem ... przyszła ci na myśl bajka o kwaśnych winogronach i lisie?
- Nie, nie - zaprzeczył. - O pszczółkach i miodzie.
- Co?
Jednak nie doczekała się wyjaśnienia, bo zaczął rozglądać się dokoła, by sprawdzić, czy nie widać
pościgu.
Jechali krętymi uliczkami starego miasta, obsadzonymi po obu stronach szpalerami smukłych,
wiecznie zielonych cyprysów. Mijali po drodze bramy z kutego żelaza, za którymi widać było
dyskretnie osłonięte zielenią patia, i przejeżdżali pod balkonami ze zwieszającym się z nich
geranium. Zatrzymali się w bocznej uliczce w pobliżu Alcazaru, starego pałacu, w którym król
Ferdynand i królowa Izabela żegnali Kolumba, kiedy wyruszał w podróż do Ameryki, i gdzie miała
swe lokum Zwięta Inkwizycja. Po drugiej stronie drogi stał wąski kamienny dom pokryty
dachówką, z wysuniętymi balkonami o żelaznych poręczach i ciężkich, pomalowanych na
niebiesko drzwiach. Może nie sprawiaÅ‚ imponujÄ…cego wra¬Å¼enia, ale wydawaÅ‚ siÄ™ caÅ‚kiem
wygodny. Panowała w nim niezwykła cisza.
Teraz dołączyli do nich Baltasar z Enrique. Charro nadal trzymał się nieco z tyłu. Oczy wszystkich
były skierowane na dom. Pilar zebrała spódnicę, gotując się do opuszczenia wózka.
- Zaczekaj. - Refugio przytrzymał ją za ramię. Zawahała się. Refugio na powrót stał się czujny i w
każdej chwili gotowy do działania. Pozbył się otępiałej miny jak maski. Spod ronda wysokiego
kapelusza wodził oczyma po frontonie domu, przyglądał się uważnie oknom i drzwiom, a na koniec
zlustrował sąsiednie kamienice. Dziki kot, idący leniwie chodnikiem, zamarł na chwilę na ich
widok, po czym z groznym syknięciem wygiął grzbiet w łuk i uciekł.
- Zostań tu - polecił Refugio i, nie czekając na jej odpowiedz, w paru susach pokonał ulicę, po czym
skręcił w pasaż między domami. Zanim się wśliznął w mroczne przejście, jeszcze raz rozejrzał się
na boki. Jak tylko Refugio zniknął im z oczu, Pilar ruchem ręki przywołała matkę dziecka,
drepczącą za kozami, i wręczyła jej niemowlę. Uwolniona od balastu, zeskoczyła z dwukołowego
wózka i podążyła za Refugiem. Dom, przed którym stała, należał do ciotki, jej jedynej krewnej.
Oczywiście rozumiała konieczność zachowania ostrożności, lecz dalsza zwłoka wydawała jej się
nie do zniesienia. Nigdzie nie było śladu don Estebana czy strażników, a ona nie mogła czekać na
spotkanie z siostrą ojca ani chwili dłużej.
Od pasażu między kamieniczkami odchodził drugi, wiodący na tyły domu ciotki. Mniej więcej w
jego poÅ‚o¬wie znajdowaÅ‚a siÄ™ drewniana brama osadzona w murze, najwyrazniej wejÅ›cie dla
służby. Pilar zobaczyła, jak Refugio zatrzymał się przy niej i pchnął drzwi, które pod jego naporem
uchyliły się bezgłośnie. Przez chwilę stał nieruchomo, nasłuchując, po czym jednym zwinnym
ruchem wsunął się do środka i uskoczył pod ścianę.
Teraz był w patio; Pilar dostrzegła przez uchylone drzwi gałęzie krzaków i kamienne płyty na
ziemi. Gdzieś w górze rozległ się ostry świergot ptaka, dość niecodzienny dzwięk jak na tę porę
roku.
Pilar podeszła do drzwi i wśliznęła się na patio. Zatęchłe powietrze w ogrodzie sprawiało
nieprzyjemne wrażenie. Fontanna nie działała, a w nieruchomym lustrze wody odbijały się ciężkie,
ciemne chmury. Nigdzie ani śladu człowieka.
Ukryta w cieniu, obserwowała, jak Refugio podchodzi do domu i próbuje otworzyć tylne drzwi.
ByÅ‚y zamkniÄ™¬te na klucz. Potem zniknÄ…Å‚ jej z oczu, a po chwili usÅ‚yszaÅ‚a cichy brzÄ™k tÅ‚uczonego
szkÅ‚a. OdczekaÅ‚a parÄ™ se¬kund i ruszyÅ‚a za nim. SkrzydÅ‚a wysokiego okna z witrażowymi szybkami
poruszaÅ‚y siÄ™ jeszcze, otwarte na oÅ›cież. PodbiegÅ‚a do niego, wdrapaÅ‚a siÄ™ na parapet i zsu¬nęła na
śliską posadzkę.
ZnalazÅ‚a siÄ™ w ogromnym i konwencjonalnie urzÄ…dzo¬nym salonie. Pod Å›cianami, na których
wisiały pociemniałe portrety jakichś dostojnych osób, stały rzędem krzesła o złoconych oparciach i
podłokietnikach, wyściełane czerwonym aksamitem. Zwiatło z dworu, załamujące się w witrażach,
kładło się na posadzce niebieskimi i zielonymi plamami. W wyziębionym wnętrzu unosił się zapach
wygaszonych kominków, starej, spękanej skóry i kurzu.
Dwuskrzydłowe drzwi prowadziły do holu z krętymi schodami, których koniec niknął gdzieś w
ciemnościach. Idąc w ich kierunku, usłyszała ciche skrzypnięcie stopnia. Była pewna, że to
Refugio. U niosła spódnicę i zaczęła się wdrapywać po schodach za nim.
Ciało starszego mężczyzny, zapewne służącego, sądząc po nocnej koszuli z surowego płótna, leżało
za pierwszym zakrętem schodów. Być może miała przed sobą kamerdynera ciotki. Był zimny i
patrzył przed siebie szeroko otwartymi oczami. Krew z ciętej rany na piersi splamiła koszulę.
Musiał zakończyć życie w nocy, bo, oprócz stroju, wskazywała na to świeca, którą musiał upuścić,
padając. Leżała niżej na osmalonym stopniu.
Pilar zachwiała się lekko, pochylając nad ciałem. Niepokój przerodził się w przerażenie. Panika
ścisnęła jej serce na kształt lodowatej obręczy. Co tutaj zaszło? Gdzie jest ciotka?
Gdy znowu usłyszała ciche stąpnięcie, wykonała znak krzyża nad martwym mężczyzną i przeszła
ostrożnie nad rozciągniętym ciałem. Posuwała się do góry powoli, trzymając się blisko ściany.
Pierwsze piętro stanowiło labirynt saloników i sypialni ułożonych w amfiladzie. Pilar nie potrafiła
określić, w którą stonę udał się Refugio. Już miała otworzyć usta, aby go zawołać, lecz zmieniła
zamiar, dochodząc do wniosku, że lepiej nie zakłócać panującej wszędzie ciszy.
Przechodziła przez kolejne komnaty, aż w końcu dotarła do dwuskrzydłowych drzwi, większych i
bogaciej zdobionych od pozostałych. Pokonała przedsionek, weszła do ouduaru, w którym sporo
miejsca zajmowaÅ‚ ma¬sywny piec z flandryjskich kafli, i rozgarnÄ…wszy zielone portiery,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]