[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tak, oto ona. Lekarz wyciągnął w stronę Poirota dłoń. Pod lustrem, blisko ściany.
Rewolwer należał do pana Lytchama Roche a. Zawsze trzymał go w szufladzie swego biurka.
Przypuszczam, że coś się za tym kryje, ale nigdy nie będziemy wiedzieli co.
Poirot kiwnął głową.
Ciało przeniesiono do sypialni. Policjanci już odjeżdżali. Poirot stał w drzwiach
frontowych, patrząc za nimi. Usłyszał jakiś dzwięk i odwrócił się. Tuż za jego plecami
pojawił się Harry Dalehouse.
Czy nie ma pan przypadkiem mocnej latarki? spytał go Poirot.
Owszem, mam. Zaraz ją panu przyniosę. Wrócił w towarzystwie Joan Ashby.
Jeśli chcecie, możecie państwo pójść ze mną zaproponował uprzejmie Poirot.
Wyszedł przez frontowe drzwi i skręciwszy w prawo zatrzymał się pod francuskim oknem
gabinetu. Oddzielało je od ścieżki jakieś sześć stóp trawnika. Poirot przyklęknął, oświetlając
latarką trawę. Pózniej wyprostował się i potrząsnął głową.
Nie powiedział nie tu.
Potem zawahał się i zastygł w bezruchu. Oba brzegi trawnika ograniczone były grządkami
kwiatów. Jego uwagę przyciągnęła prawa grządka, porośnięta michałkami i daliami. Zwiatło
latarki padało na jej przednią część. Na miękkiej ziemi widoczne były wyrazne ślady stóp.
Cztery mruknął Poirot. Dwa skierowane w stronę okna i dwa z powrotem.
Może ogrodnik zasugerowała Joan.
Ależ nie, mademoiselle, absolutnie wykluczone. Proszę się przyjrzeć. To są ślady
małych, zgrabnych damskich pantofli na wysokich obcasach. Mademoiselle Diana
wspominała, że była w ogrodzie. Nie wie pani, czy zeszła na dół przed panią?
Nie przypominam sobie odparła Joan, potrząsając głową. Strasznie się
spieszyłam, gdyż zadzwięczał gong i byłam przekonana, że pierwszy słyszałam już wcześniej.
Wydaje mi się, że kiedy przechodziłam obok jej pokoju, drzwi były otwarte, ale nie jestem
tego pewna. Wiem natomiast, że drzwi sypialni pani Lytcham Roche były zamknięte.
Rozumiem powiedział Poirot.
W tonie jego głosu zabrzmiało coś, co sprawiło, że Harry uważnie na niego spojrzał, ale
Poirot zmarszczył tylko czoło. Na progu domu spotkali Dianę Cleves.
Policja odjechała. Już po wszystkim oznajmiła, wzdychając.
Czy mógłbym prosić panią o chwilę rozmowy, mademoiselle?
Weszła do małego salonu, a Poirot podążył jej śladem, zamykając za sobą drzwi.
O co chodzi? Wydawała się lekko zaskoczona.
Tylko jedno pytanie, mademoiselle. Czy była pani dziś wieczorem na grządce kwiatów
znajdującej się pod oknem gabinetu?
Owszem. Kiwnęła głową. Około siódmej, a potem tuż przed kolacją.
Nie rozumiem powiedział.
Nie sądzę, by było tu coś do rozumienia , jak pan to określił stwierdziła chłodno.
Zrywałam michałki& do przystrojenia stołu. Do mnie należy układanie kwiatów. To
miało miejsce mniej więcej o godzinie siódmej.
A pózniej?
Och, prawdę mówiąc, poplamiłam sobie suknię balsamem do włosów& tu, na
ramieniu. Stało się to w chwili, kiedy byłam już gotowa, by zejść na dół. Nie miałam ochoty
się przebierać. Przypomniałam sobie, że widziałam na grządce pączek jesiennej róży.
Wybiegłam więc z domu, zerwałam kwiatek i przypięłam go w poplamionym miejscu. Niech
pan spojrzy& Podeszła do niego bliżej i uniosła pączek róży. Poirot dostrzegł pod nim
niewielką tłustą plamę. Diana stanęła tak blisko niego, że niemal dotykała go ramieniem.
Która była wtedy godzina?
Och, jakieś dziesięć po ósmej.
Czy nie& próbowała pani wrócić przez francuskie okno balkonowe w gabinecie?
Chyba próbowałam. Tak, pomyślałam, że tą drogą będzie szybciej. Ale było
zaryglowane.
Rozumiem. Poirot wziął głęboki oddech. Gdzie pani była, kiedy rozległ się
strzał? spytał. Nadal na grządce?
Och, nie; strzał rozległ się w dwie czy trzy minuty pózniej, tuż zanim weszłam do domu
bocznymi drzwiami.
Czy wie pani, co to jest, mademoiselle?
Wyciągnął w jej stronę dłoń, na której leżał maleńki, jedwabny pączek róży. Przyjrzała mu
się ze spokojem.
Wygląda jak pączek róży z mojej torebki. Gdzie pan go znalazł?
Był w kieszeni smokingu pana Keene a odparł chłodnym tonem Poirot. Czy to
pani mu go dała, mademoiselle?
A czy on to panu powiedział? Poirot uśmiechnął się.
Kiedy mu go pani dała, mademoiselle?
Wczoraj wieczorem.
Czy tak kazał pani powiedzieć?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]