[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ludożerstwo.
- I co w tym złego? Pożeranie ludzkiego mięsa jest zbrodnią tak obrzydliwą, że wzdragam się na
samą myśl o niej. Oczywiście, że człowiek, który dopuścił się tego, musi zostać skazany na
śmierć.
- Gdyby zakradł się tylnymi drzwiami i wrąbał kogoś z twojej rodziny, miałbyś niewątpliwie
powody do wszczęcia postępowania. Ale na pewno nie dlatego, że w otoczeniu swego
czcigodnego szczepu skonsumował soczystą pieczeń z ludziny. Czy nie dostrzegasz jednego,
kluczowego zagadnienia? Tego, że ludzkie zachowanie może być ocenione jedynie w relacji z
otoczeniem tego człowieka? Zachowanie jest pojęciem względnym. Kanibal w swojej
społeczności jest równie moralny, jak przykładny parafianin w twpjej.
- Bluznierco! Zbrodnia jest zbrodnią! Są prawa moralne, które odnoszą się do całej ludzkości!
- O, co to, to nie. To właśnie jest ów punkt, w którym załamuje się twoja średniowieczna moral-
ność. Wszystkie prawa i idee są historyczne i względne, nie zaś absolutne. Odnoszą się do
określonego czasu i miejsca, natomiast wyrwane z kontekstu tracą całe swe znaczenie. W tym
zapluskwionym społeczeństwie działałem w sposób jak najbardziej uczciwy i prostolinijny.
Próbowałem zamordować swego pana, bo jest to jedyny sposób awansowania w tym okrutnym
świecie i niewątpliwie Ch'aka tak samo doszedł do swej
pozycji. Zabójstwo się nie udało, ale walkę wygrałem i rezultaty były te same. Gdy miałem
już władzę, starałem się dbać o swych niewolników, choć oczywiście nie doceniali tego, bo
wcale nie zależało im na tym, by ktoś się o nich prawdziwie troszczył. Chcieli tylko mojej
posady i takie jest prawo tej ziemi. Jedynym moim rzeczywistym wykroczeniem było to, że
nie spełniłem należycie moich obowiązków posiadacza niewolników i nie maszerowałem z
nimi tam i z powrotem po plaży do skończenia świata. Zamiast tego poszedłem cię szukać,
zostałem schwytany w pułapkę i ponownie zostałem niewolnikiem, co mi się słusznie za moją
głupotę należało.
Drzwi otwarły się z trzaskiem i ostre światło słoneczne wdarło się do pozbawionego okien
pomieszczenia.
- Wstawać, niewolnicy! wrzasnął d'zertano przez otwarte drzwi.
Chór jęków i postękiwań towarzyszył pobudce. Jason mógł wreszcie zobaczyć, że jest jednym
z dwudziestu niewolników przykutych do długiej belki wyciosanej najwidoczniej z pnia
pokaznego drzewa. Człowiek przykuty do samego jej końca był najwidoczniej kimś w rodzaju
przywódcy, obrzucał bowiem wszystkich klątwami i starał się ich rozruszać. Gdy niewolnicy
wstali, bohaterskim tonem zaczął rzucać rozkazy.
- Ruszać się, ruszać! Najpierw będzie wspaniałe żarcie. Nie zapominajcie o swoich miskach.
Odłóżcie je tak, żeby nie spadły. Pamiętajcie, nie dostaniecie nic do jedzenia i picia, jeżeli nie
będziecie mieć miski. Pracujemy dziś wspólnie i niech każdy się przyłoży, to jedyny
sposób. To dotyczy wszystkich, a zwłaszcza nowych. j Dajcie panom dzień porządnej pracy, a
oni dadzą wam jeść... '
- Zamknij się! - wrzasnął któryś.
- .. .i nie możecie mieć o to pretensji - ciągnął dalej mówca, zupełnie nie zmieszany.
- A teraz razem... i raz... schylić się i objąć belkę, schwycić ją dobrze... i dwa... unieść ją z
ziemi, o tak. I trzy... wstać i wychodzimy.
Wdreptali na światło słoneczne i zimny wiatr poranka przebił się przez pyrrusański
kombinezon i pozostałości skórzanej odzieży Ch'aki, którą pozwolono Jasonowi zatrzymać.
Jego pogromcy zerwali mu pazury przymocowane do obuwia Ch'aki, ale nie zainteresowali
się skórzanymi owijaczami, dzięki czemu nie znalezli butów. Był to jedyny jaśniejszy punkt w
tym paśmie najczarniejszych nieszczęść. Jason próbował być wdzięczny za drobne
dobrodziejstwa, ale stać go było jedynie na dygotanie z zimna. Tę sytuację należało zmienić
jak najszybciej. W końcu odsłużył już swój staż niewolnika na tej zapyziałej planecie, a nie-
wątpliwie był stworzony do godniejszych zadań.
Niewolnicy na rozkaz oparli swą belkę o ogrodzenie podwórza i usiedli na niej. W
wyciągnięte miski inny niewolnik wlewał po chochli letniej zupy, nabieranej z kotła na
kółkach. Apetyt Jasona natychmiast się ulotnił, gdy spróbował tej brei. Była to zupa z krenoj i
okazało się, iż pustynne bulwy smakują po ugotowaniu jeszcze gorzej, choć nie sądził, że jest
to w ogóle możliwe. Jednak kwestia przeżycia była ważniejsza od rozkoszy podniebienia i
udało mu się zjeść tę koszmarną polewkę do końca.
Po zakończeniu śniadania przeszli przez bramę na inne podwórze i zafascynowany nowym
widokiem Jason zapomniał o wszelkich innych problemach.
Na środku widniał wielki kierat, do którego pierwsza grupa niewolników mocowała już swoją
belkę. Grupa Jasona i dwie inne przywlokły się na swe miejsca i osadziły belki, tworząc jakby
cztery szprychy koła, zbiegające się na kieracie. Nadzorca krzyknął i niewolnicy stękając naparli
na belki. Drgnęły i zaczęły się obracać
Podczas tej żmudnej pracy Jason całą swą uwagę skupił na poruszanym przez nich prymitywnym
mechanizmie. Pionowy wał prowadzący od kieratu obracał skrzypiące drewniane koło, które z
kolei wprawiało w ruch cały szereg skórzanych pasów. Niektóre z nich znikały w wielkim,
kamiennym budynku, najgrubszy zaś napędzał wahacz czegoś, co mogło być jedynie pompą z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]