[ Pobierz całość w formacie PDF ]

fanatycznym wprost uporem:
- Ale potem wejdę do Doliny. Nie poddam się, dopóki się nie dowiem, jaki los spotkał
moją siostrę Tiili.
Targenor, Nataniel i Sarmik - wszyscy trzej - zareagowali w podobny sposób: główny
cel wyprawy, ocalenie świata przed Tengelem Złym, zszedł na drugi plan. Przyświecało im
teraz jedno: odnalezć najbliższych i zemścić się na straszliwym przodku.
Przyłączył się do nich jeszcze ktoś. Niezwykły mężczyzna... Ale to chyba złe
określenie, lepiej było powiedzieć: istota, stworzenie. Nikt jednak nie miał wątpliwości, że
jest to osobnik płci męskiej. Kiedyś był Demonem Nocy, teraz - kimś jedynym w swoim
rodzaju. Tamlin, bardziej człowiek niż demon, mieszkał wśród czarnych aniołów w Czarnych
Salach, co z pewnością także wywarło na niego wpływ. On również musiał kogoś pomścić.
Tajfun był jego ojcem, a Demony Wichru krewniakami po mieczu.
Tajfuna i dziewiętnaście wybranych Demonów Wichru Lynx posłał do Wielkiej
Otchłani.
Z tego powodu Tamlin nienawidził Tengela Złego. Podobnie jak Targenora, Nataniela i
Sarmika, także Tamlina popychały do walki pobudki natury osobistej.
Może miało to wielkie znaczenie? Może to właśnie napawało ich wszystkich
fanatyczną żarliwością, niezbędną do zniszczenia jądra wszelkiego zła, ciemnej wody?
ROZDZIAA IV
Szybkim krokiem wędrowali przez płaskowyż, aż wreszcie mgła zrzedła i uniosła się
nad ziemię na tyle wysoko, że można ją było nazwać chmurami. W miarę jak poprawiała się
widoczność, rosła też ciekawość wędrowców. Może już wkrótce zobaczą wejście do Doliny?
Płaskowyż okazał się jednak wcale nie tak otwarty i płaski jak przypuszczali. Był goły,
bez jednego drzewa, nie rósł tam nawet samotny krzak jałowca ani zarośla karłowatej brzozy,
tylko zeszłoroczna trawa, i tak niewidoczna spod śniegu. Stopy idących zapadały się w
podtopniałej wiosennej brei, zostawiając w niej głębokie ślady.
Gabriel poczuł się nieswojo, kiedy obejrzawszy się za siebie zobaczył odciski butów
zaledwie kilkorga ludzi. Ich grupa liczyła przecież około stu istot.
Nie widział ich, nie naprawdę. Postanowili  zachować anonimowość , jak określił to
Marco. Dostrzegał jednak wielką armię cieni, towarzyszących wybranym. Widział oczywiście
Iana, Tovę i Nataniela, a także Runego i Halkatlę. Marco natomiast, na stanowcze żądanie
Targenora, stał się niewidzialny. Obawiano się, że może zostać rozpoznany. Jak dotąd Tengel
Zły nie wiedział, kim jest Marco.
Ale byli z nimi wszyscy ich przyjaciele. Gabriel orientował się, że Targenor i Dida idą
w pobliżu najbardziej dostojnych wśród duchów, takich jak Lilith, której nie wolno niczym
urazić, czy Sol i Tengela Dobrego, będących dla wszystkich wzorem.
Tuż za Natanielem podążał Linde-Lou, nie odstępujący na krok syna ukochanej
Christy. Gabriel wyczuwał jego obecność. Na skraju lewej flanki posuwał się oddział
demonów Tronda, a na prawym skrzydle maszerował Tamlin na czele dziewiętnastu
Demonów Nocy.
Gabriel wmawiając sobie, że dostrzega sojuszników Ludzi Lodu, przesadzał nieco.
Zauważył ich pozycje w chwili, gdy wielką gromadą mieli wyruszyć spod wzgórz złych
czarowników. Wówczas to Targenor wydał polecenie i wszyscy powoli zniknęli.
Ale odróżniał Taran-gaiczyków tuż przed Tovą. Kuzynka maszerowała w jednym
szeregu z Ianem, Runem i Halkatlą. Gabriel rozbieganym wzrokiem rozglądał się na
wszystkie strony, chcąc zapamiętać szczegóły warte zanotowania. Gdyby ich towarzysze nie
byli niewidzialni, naprawdę miałby aż za wiele materiału.
Tula wędrowała ze swymi czterema demonami, Ingrid - z pięcioma. Heike dowodził
ośmioma demonami Silje. Wszystko to Gabriel wiedział, choć nie miał pojęcia, w którym
miejscu należy ich szukać. Była z nimi także, co oczywiste, większość przodków Ludzi Lodu.
Brakowało natomiast czarnych aniołów oraz ich wilków. Aniołowie zajmowali
szczególną pozycję. Gabriel był jednak świadom, że pozostają czujni. Nie miał też absolutnej
pewności co do siedmiu dość nieobliczalnych Demonów Zguby, przypuszczał jednak, że są w
gromadzie. Zdążył się już zorientować, że dla wszystkich uczestników wyprawa była
nadzwyczaj emocjonująca.
Niezwykła wędrówka!
Tak więc płaskowyż wcale nie był równy. Wyrastały z niego liczne pagórki i dwie
prawdziwe góry, przesłaniając widok. Kiedyś, w epoce lodowcowej, oderwały się od stromizn
olbrzymie skalne boki. Z przełęczy między dwoma szczytami spływał lodowiec. W chmurach
mgły zaczęły się wyłaniać postrzępione wierzchołki Siedziby Złych Mocy.
Słońce nie wzniosło się jeszcze zbytnio nad horyzont, panował przenikliwy chłód, oni
jednak maszerowali dość szybko i nie marzli. Gabrielowi rozgrzały się nawet stopy, mimo że
wielokrotnie musiał brodzić w śniegu aż po kolana.
Z myśli nie schodzili mu ich niezwykli sprzymierzeńcy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl