[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ogóle pracuje. Nie ma bliskich znajomych i jest w jakiś sposób powiązany ze
szpitalem, nawet jeśli związek ten jest bardzo subtelny. Bez wątpienia
przyglądał się kiedyś pracy prawdziwego chirurga.
Lewisham przerwał ponownie, jakby czekając, że ktoś z sali ośmieli się podważyć
jego teorie. Forrest przyglądał mu się uważnie, zaintrygowany. Większość z tego,
co powiedział psychiatra, wydawało mu się całkowicie logiczne. Nie było w tym
nic, z czym można by się nie zgodzić. Ale czy na pewno? Ktoś jednak spróbował.
Lecz jeśli bawi się w lekarza...
52
Forrest wykręcił szyję, by zobaczyć, kto to powiedział. Shaw. No jasne. Tylko on
byłby na tyle bezczelny, by przerwać psychiatrze.
Ale Lewishamowi najwyrazniej to nie przeszkadzało. Uśmiechnął się zachęcająco do
Shawa i przynaglił go: Tak?
Dlaczego zabija ofiary? To znaczy, lekarze zwykle starają się leczyć
pacjentów. Nie zabijać.
Dziwnie wybarwione oczy Lewishama spoglądały sponad szkieł w złotych oprawkach.
Zdawało się, iż przywarły na stałe do twarzy policjanta.
Nie jestem o tym do końca przekonany powiedział ale myślę, że bez
współczesnych metod znieczulenia, zabójstwo to dla niego jedyny sposób, by mieć
pewność, że ofiary pozostaną nieruchome.
Szmer niesmaku przetoczył się przez salę.
Shaw był nieustępliwy: Ale jeśli facet ma kompleks lekarza...? Lewisham
spojrzał na niego: On nie ma kompleksu lekarza wyrzucił z siebie on ma
kompleks chirurga.
Nie rozumiem. Shaw nie był jedyny.
Przyjrzyjcie się pacjentom chirurgów odpowiedział Lewisham. Leżą
nieruchomo, czekając na cięcie jak baranki w rzezni... No i rzecz jasna
Lewisham odczekał chwilę, by jego słowa nabrały mocy nasz chirurg nie mógł
sobie pozwolić na to, by jego pacjent zaczął mówić.
Zapadła cisza. Starsi i młodsi rangą funkcjonariusze, ci z dochodzeniówki i
mundurowi, mężczyzni i kobiety, byli jak zaczarowani przez słowa Lewishama. Ze
swego miejsca z boku Forrest patrzył na nich z rosnącym niepokojem. Wierzyli mu.
Bez zastrzeżeń. Nawet Shaw.
Wszyscy z wyjątkiem Forresta, którego niechęć do psychiatry przerodziła się w
coś znacznie silniejszego. Zaczerwienił się, gdy ich oczy się spotkały. Lewisham
zauważył wrogość, jaką w nim wzbudził, ale Forrest widział, że nie przejął się,
raczej wydawał się tym rozkoszować. Sprawiało mu to przyjemność. Wręcz sam
pragnął wzbudzić uczucie antypatii między sobą a oficerem prowadzącym śledztwo.
Dlaczego? Czyżby lubił konflikty?
Lewisham mówił dalej: Jak więc możemy zapobiec kolejnym zabójstwom? Jakie
grupy ludzi są najbardziej narażone na jego atak? Najlepiej zrobimy,
odpowiadając sobie na następujące pytanie: dlacze-
53
go nasz morderca wybrał sobie Colina Wilsona, hydraulika, praktycznie nie
związanego ze szpitalem? Podniósł wzrok, by zwrócić się do policjantów niemal
srogo. Choć muszę powiedzieć, iż jestem przekonany, że na pewnym etapie życia
Wilson miał kontakt ze szpitalem, tylko wasze dochodzenie tego jeszcze nie
wykazało.
Forrest ponownie wychwycił ton dyrektorki szkoły, przypomniał sobie, jak w
ramach kary dostał po łapach. Patrzył teraz na tego mężczyznę. Czy jako
psychiatra nie miał pojęcia, jakie wrażenie robi na ludziach? Nie zdawał sobie
sprawy, jak szybko wywoływał niechęć? A może robił to rozmyślnie? Niektórzy
prowokują takie reakcje tylko po to, by osiągnąć swój cel. Forrest pracował już
z takimi ludzmi. Ale szybki przegląd sali potwierdził jego wcześniejsze
podejrzenia. Był odosobniony w swych odczuciach. Inni słuchali z uwagą.
Zainteresowani. Zaś Lewisham ciągnął:
Myślę, że nasz chirurg zaatakuje raz jeszcze. Dlaczego tak uważam?
Rozejrzał się po pokoju, obserwując przez chwilę każdą twarz z osobna. Kiedy
skończył, uśmiechnął się z satysfakcją. Tylko on znał odpowiedz. Przez moment
rozkoszował się tą prywatną wiedzą, by wreszcie się nią podzielić.
Bo było to zabójstwo rytualne. Każda składowa morderstwa Colina Wilsona
zaspokajała jakąś głęboką potrzebę sprawcy: ogłuszenie, zabójstwo, okaleczenie.
Tapotrzeba będzie rosła, nasilała się. Będzie musiał ją zaspokajać ciągle od
nowa, dopóki nie zostanie powstrzymany.
Ku zgorszeniu wszystkich, uśmiechnął się. Nikt nie odpowiedział mu tym samym.
Lewisham kontynuował: Kogo więc powinniśmy osłaniać? Lekarzy, pielęgniarki,
personel pomocniczy? Może włóczęgów? Mężczyzn? Kobiety? A może dzieci? Te
najłatwiejsze cele?
Dreszcz zgrozy przeszedł przez salę, jakby ktoś nagle otworzył okno, powodując
przeciąg. Myśl o dziecku poddanym... Lewisham zacisnął usta i zsunął na czubek
nosa półksiężyce okularów.
Przyjrzyjmy się więc bliżej Colinowi Wilsonowi. On jak dotąd jest naszym
jedynym tropem. Czy był łatwym celem? Co o nim wiemy? %7łe miał rodzinę, nie był
włóczęgą i że jego związek ze szpitalem musi być bardzo niejasny, gdyż w
przeciwnym wypadku już by został ujawniony. Czy morderca wybrał Wilsona z
jakiegoś szczególnego powodu?
54
Jeśli tak, to z jakiego? A może jechał zwyczajnie samochodem, gdy zobaczył
furgonetkę Wilsona z wypisanym numerem telefonu komórkowego. Zakładam, że
telefon był podany na drzwiach jego wozu?
Kilka osób skinęło głowami. To była często stosowana praktyka. Wielu
rzemieślników reklamowało w ten sposób swoje usługi. Lewi-sham czekał, aż
przetrawią tę informację, zanim znów się odezwał.
Jak zaplanowano morderstwo? To są pytania, które musimy sobie cały czas
zadawać. Nieustannie.
Ponownie zrobił przerwę, zanim wrzucił kolejny kamyk do ogródka.
Czy zastanawialiście się już, gdzie chirurg" dokonuje operacji? Sądząc po
twarzach funkcjonariuszy, nikt o tym nie pomyślał.
A ja tak. Nasz morderca to schludny mężczyzna. Dobrze zorganizowany. Lubi, by
wszystko było równo poukładane, także narzędzia chirurgiczne utrzymuje w
należytym porządku. I jego instrumenty leżą gdzieś w równych rządkach. Gdzie? Ma
coś na kształt prowizorycznej sali operacyjnej, gdzieś, gdzie nikt mu nie
przeszkadza, gdzie nikogo nie zdziwi widok krwi na podłodze, dziwne godziny, o
[ Pobierz całość w formacie PDF ]