[ Pobierz całość w formacie PDF ]

urwiska, teraz się pojawił ponownie, rozpaczliwie gramoląc się po skale.
 Znalazłem go!  zawołał.
 Co znalazłeś?  zapytał Tobas, ale nikt nie pofatygował się z
odpowiedzią, bo za Ardenem pojawił się płomień jardowej długości, ledwo,
ledwo mijając jego głowę. Najwyrazniej smok rzeczywiście ział ogniem.
 Nareszcie!  zakrzyknął Elner dobywając swego zardzewiałego miecza. 
Znalezliśmy go!
65
Lawrence Watt Ewans - Jednym Zaklęciem
Tobas rzucił jedno zdziwione spojrzenie na szaleńca, a potem odwrócił się
i pobiegł w stronę schronienia, jakie mógł dać mu las. Peren poszedł w
jego ślady, a Arden tuż za nim.
Gdy znalezli się pośród drzew, Tobas zatrzymał się na tyle, żeby móc się
dobrze przyjrzeć smokowi.
Stwór miał pięćdziesiąt do sześćdziesięciu stóp długości, tak jak podawała
większość sprawozdań, i co najmniej piętnaście stóp wysokości mierzonej
od łopatek; jego potworna głowa unosiła się jeszcze wyżej na długiej, w
łuk wygiętej szyi. Cztery wielkie, białawe szpony wbijały się w twardą
skałę zbocza, a para ogromnych skrzydeł złożona była na plecach; łuski
pokrywające całe ciało miały lśniący niebieskozielony kolor. Oczy były
czerwone i błyszczące, a płonące nozdrza obramowane szkarłatem; Tobas
był przekonany, że lśniące kły, które wystawały z górnej szczęki, miały co
najmniej stopę długości. Ku górze z paszczy unosił się dym, ale po
wystrzeleniu pierwszego płomienia smok nie ział na razie ogniem. Nie
wyglądało na to, żeby potrafił mówić, a tym bardziej recytować wiersze.
Sprawiał wrażenie zwierzęcia o inteligencji nie większej niż potrzeba do
zastawienia pułapki na zwierzynę.
Elner stał jak wrośnięty wpatrując się w smoka, gdy ten zbliżał się powoli
do niego; miecz trząsł mu się w ręku, bo Elner wreszcie zdał sobie sprawę,
że zgładzenie smoka nie jest sprawą łatwą.
Smok pochylił głowę, żeby się lepiej przyjrzeć ofierze.
 Zrób coś!  krzyknął Arden Tobasowi do ucha.  On go pożre!
 Albo upiecze  dodał Peren.
Tobas gapił się tylko jak zahipnotyzowany.
 Czarnoksiężniku! Zrób coś!  powtórzył Arden wskazując ręką.  Użyj
magii!
Smok sięgnął jedną ze swych wielkich przednich łap, aby porwać Elnera i
pożreć go, Tobas nie miał już więc czasu do namysłu; wyrwał zza pasa
athame, wsadził palec w siarkę i cisnął Zapłon Thrindle'a smokowi w pysk.
Płomień buchnął z rykiem, wylewając się z pyska i nozdrzy smoka, ale nie
skierowany naprzód, tylko po prostu dookoła pyska stwora i jego oczu.
Zaskoczona bestia cofnęła się, zapominając o Elnerze i tłukąc się po pysku
swymi opancerzonymi przednimi łapami.
Tobas patrząc na oszalałego potwora czuł kwaśny i oleisty zapach dymu.
Peren okazując niezmierną odwagę wybiegł naprzód, chwycił Elnera i
pociągnął go do lasu, zanim smok zdołał przyjść do siebie.
Zdążył już ugasić większość płomieni po prostu zamykając pysk i tłumiąc
w ten sposób ogień, ale dym i płomienie nadal wydobywały się z jego
nozdrzy. Opadł na cztery łapy i trząsł głową w przód i w tył, próbując
ugasić resztę ognia, ale bez skutku. Wreszcie parsknął, co zabrzmiało jak
grom, wydmuchując ostatnie iskry.
Ale wtedy Peren zdążył już zaciągnąć Elnera do lasu, z dala od smoczych
oczu.
Elner drżał jeszcze, nadal niezdolny do samodzielnego poruszania się;
skulił się za drzewem pojękując cichutko.
Arden stal za drugim drzewem patrząc wielkimi oczyma na smoka.  Nie
myślałem, że jest taki ogromny!  szepnął.
66
Lawrence Watt Ewans - Jednym Zaklęciem
Tobas także przyglądał się smokowi, próbując zdecydować się, co robić
dalej  uciekać, pozostać w kryjówce, czy znowu zastosować Zapłon
Thrindle'a.
 Dobra robota, Tobas  powiedział Peren nagle pojawiając się obok
niego.  Czy możesz zrobić coś jeszcze, coś co by go uśmierciło?
 Nie  odrzekł Tobas.  Znam tylko to jedno zaklęcie.
 Spróbuj jeszcze raz. Może uda ci się podpalić bestię.
Tobas potrząsnął głową.
 Wątpię. Słyszałem, że smoki są odporne na ogień, zwłaszcza te, które
nim zieją. Muszą. Gdybym nie zaatakował go znienacka i nie zapalił jego
własnego paliwa, moje zaklęcie nie miałoby większego efektu.
 No, ale spróbuj jednak  upierał się Peren.
 Dobrze  Tobas uniósł athame, wydobył następną szczyptę siarki i rzucił
zaklęcie.
Iskry odbiły się od smoczego boku nie czyniąc mu żadnej szkody i tyle.
Wyglądało, jakby potwor nawet tego nie poczuł. Tobas spróbował
ponownie, tym razem celując w pysk smoka, ale że paszcza była
zamknięta, stworowi nie zagrażało nic; iskry bez skutku odbiły się od jego
szczęki.
 Nie  powiedział Tobas.  Nic z tego. Nie jestem w stanie zrobić mu
żadnej krzywdy.
 To co teraz robimy?  zapytał Arden.
 Czekamy  odpowiedział Peren.  Jeśli ruszy w naszą stronę, uciekamy.
Ale smok nie usiłował się do niego zbliżyć. Znów dotykał pyska łapą,
najwyrazniej czując, że coś jest nie w porządku, chociaż ogień został już
ugaszony. Dotykanie łapą jakoś nic mu nie pomagało, po chwili cofnął się i
wydał ryk wystrzelając język ognia na pół tak długi jak on sam, potem
rozpostarł skrzydła i zaczął nimi energicznie trzepotać. Tobas zdusił
sapnięcie na widok ich rozpiętości, która, jak sądził, przekraczała sto stóp.
Smok niezdarnie uniósł się w powietrze bijąc wściekle skrzydłami i gdy
udało mu się wznieść na wysokość dwudziestu czy trzydziestu stóp,
wariacko zanurkował skosem wzdłuż zbocza wzgórza.
Tobas obserwował go z niezmierną ulgą. Dopóki nie uniósł się w
powietrze, nie wierzył, że w ogóle potrafi on latać nawet tak niezdarnie jak
przed chwilą; ta lotnicza niezgrabność sprawiała, że był jeszcze
straszliwszy.
Z kierunku, jaki obrał, Tobas domyślał się, że potwór udał się w stronę
jeziorka, które czwórka wędrowców minęła tego ranka; nieoczekiwany łyk
ognia niewątpliwie przyprawił bestię o ból gardła. Tobas odczuwał
niezmierną wdzięczność, że stwór nie był na tyle rozgniewany, by podpalić
puszczę z czystej złośliwości.
Gdy smok znajdował się już prawie u stóp wzgórza i znikł im z oczu,
odwrócił się i powiedział:
 Wiejmy stąd; jak mu się polepszy, wróci tu nas szukać.
Arden i Peren natychmiast przytaknęli głowami, Arden pomógł wciąż
oszołomionemu Elnerowi podnieść się na nogi i wszyscy czterej ruszyli w
las nie zastanawiając się, w którą stronę, byle tylko dalej od smoka.
67
Lawrence Watt Ewans - Jednym Zaklęciem
ROZDZIAA 14
Gdy czwórka młodzieńców upewniła się, że smok został daleko w tyle,
usadowiła się na brzegu niewielkiego, bulgoczącego strumienia prawie
milę na północny zachód od miejsca spotkania z potworem. W milczącym
porozumieniu młodzi ludzie opadli na ziemię i przez kilka długich minut po
prostu odpoczywali, popijając wodę ze strumienia i żując suszone jabłka z
Perenowego plecaka.
Mogąc już oddychać bez wysiłku, Tobas uniósł się na łokciu i powiedział z
podziwem:
 Bardzo odważnie postąpiłeś, Perenie, wyciągając Elnera z paszczy
smoka.
Peren wzruszył ramionami i zaczerwienił się  ale czy z zakłopotania, czy z
wysiłku, Tobas nie potrafił powiedzieć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl