[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czyło braterstwo niedoli i śmierci. Tylko On szedł na krzyż z wiarą w po-
śmiertne jutro, ona tej wiary dotąd nie miała i przyszła jej zaczerpnąć w Jego
widoku.
Tymczasem z dala rozległa się wrzawa, świst, wycie, po czym wszystko
ucichło. Dał się słyszeć chrzęst broni i ciężki krok legionistów. Tłumy zako-
łysały się, rozstąpiły, i oddział prowadzący skazanych począł przesuwać się
koło lektyki. Z przodu, po bokach i z tyłu szli równym i powolnym krokiem
żołnierce, w środku widać było trzy przecznice krzyżów, które zdawały się
same postępować, nieśli je bowiem ludzie zgarbieni pod ciężarem. Aatwo było
odgadnąć, że między tymi trzema nie ma Nazarejczyka, dwaj bowiem mieli
bezczelne twarze opryszków, trzecim był niemłody prosty wieśniak, którego
widocznie żołnierze zmusili do zastępstwa. Nazarejczyk szedł za krzyżami,
mając blisko za sobą dwóch żołnierzy. Szedł w narzuconym na wierzch
odzienia purpurowym płaszczu i w cierniowej koronie; spod której kolców
wydobywały się krople krwi. Jedne ściekały mu z wolna po twarzy, inne
skrzepły tuż pod koroną, w kształt jagód dzikiej róży lub koralowych pacior-
ków. Blady był, posuwał się z wolna chwiejnym, osłabionym krokiem. Szedł
wśród urągowiska ciżby, jakby w zaświatowym zamyśleniu pogrążony, jakby
oderwany już od ziemi, jakby nie baczny na okrzyki nienawiści lub jakby
nad miarę ludzkich przebaczeń przebaczający i nad miarę ludzkiej litości li-
tościwy, bo już nieskończonością ogarnięty, już nad ludzkie zło wyniesiony,
cichy bardzo, słodki i tylko ogromem smutku całej ziemi smutny.
Prawdą jesteś wyszeptała drżącymi ustami Antea.
Orszak przesuwał się teraz tuż koło lektyki. Była nawet chwila; że się za-
trzymał, podczas gdy idący na przedzie żołnierze oczyszczali z ciżby drogę.
59
Antea widziała teraz Nazarejczyka o kilka kroków: widziała, jak powiew po-
ruszał zwoje jego włosów, widziała czerwonawy odblask, padający od płasz-
cza Jego na wybladłą i przezroczystą twarz. Tłuszcza, rwąc się ku Niemu,
otoczyła teraz ciasnym półkolem żołnierzy tak, że musieli uczynić z włóczni
zaporę, by Go bronić przed jej wściekłością. Wszędy widać było wyciągnięte
ramiona z zaciśniętymi pięściami, oczy wychodzące z powiek, połyskujące
zęby, brody rozchwiane od wściekłych ruchów i usta w pianie, wyrzucające
chrapliwe okrzyki. On zaś, spojrzawszy naokół, jakby się chciał spytać:
Com wam uczynił? podniósł następnie oczy ku niebu i modlił się i
przebaczał.
Anteo! Anteo! zawołał w tej chwili Cinna.
Lecz Antea zdawała się nie słyszeć jego wołania. Z oczu płynęły jej wielkie
łzy, zapomniała o chorobie, zapomniała, że już od wielu dni nie podnosiła się
z lektyki i powstawszy nagle drżąca, na wpół przytomna z żalu, litości i z
oburzenia na ślepe okrzyki ciżby, poczęła chwytać hiacynty i kwiat jabłoni i
rzucać pod stopy Nazarejczyka.
Na chwilę uczyniło się cicho. Tłum ogarnęło podziwienie na widok tej do-
stojnej Rzymianki, oddającej cześć skazanemu. On zwrócił oczy na jej biedną
chorą twarz i usta Jego poczęły się poruszać, jakby ją błogosławił. Antea,
opadłszy znów na poduszki lektyki, czuła, że spływa na nią morze światła,
dobroci, miłosierdzia, otuchy, nadziei, szczęścia, i wyszeptała znowu:
Tyś jest Prawdą.
Potem nowa fala łez napłynęła jej do oczu.
Lecz Jego popchnięto naprzód, na odległe o kilkadziesiąt kroków od lekty-
ki miejsce, na którym stały już wbite w rozpadliny skał słupy krzyżów. Tłum
przesłonił Go znowu, lecz że miejsce owo było znacznie wyniesione, Antea
ujrzała znów niebawem Jego bladą twarz i cierniową koronę. Legioniści
zwrócili się raz jeszcze ku tłuszczy i odegnali ją kijami dość daleko, by nie
przeszkadzała egzekucji. Poczęto teraz przywiązywać dwóch opryszków do
bocznych krzyżów. Trzeci krzyż stał w pośrodku z białą kartą, przybitą ćwie-
kiem na wierzchołku, którą podnosił i szarpał wzmagający się coraz wiatr.
Gdy żołnierze zbliżywszy się wreszcie do Nazarejczyka, jęli Go rozbierać z
odzieży, w tłumie zagrzmiały okrzyki: Król, król! nie daj się, królu! gdzie
twoje zastępy? broń się!
Chwilami wybuchał śmiech, który porywał tłuszczę, tak że nagle cała ka-
mienna wyżyna rozbrzmiewała jednym chichotem. Jego tymczasem rozcią-
gnięto na wznak na ziemi, aby Mu ręce przybić do przecznicy krzyża, potem
zaś podciągnąć Go wraz z nią na słup główny.
Wtem jakiś człowiek, stojący niedaleko lektyki i przybrany w białą simarę,
rzucił się nagle na ziemię, zgarnął na głowę pył i okruchy kamienne i począł
krzyczeć okropnym, pełnym rozpaczy głosem: Byłem trędowaty uzdrowił
mnie przecz Go krzyżują!?
Antei twarz zbielała jak chusta.
On go uzdrowił... słyszysz, Kaju? rzekła.
Czy chcesz wrócić? spytał Cinna.
Nie! Tu zostanę!
A Cinnę ogarnęła, jak wicher, dzika i bezbrzeżna rozpacz, że nie wezwał
Nazarejczyka do swego domu, by mu uzdrowił Anteę.
60
Ale w tej chwili żołnierze, przyłożywszy ćwieki do Jego rąk, poczęli w nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]