[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Alpha bint Hezra-Fong trochę złośliwie, kiedy Blaize przepraszał za prymitywne warunki. -
Mogliśmy całkiem wygodnie rozsiadać się w sali konferencyjnej w Summerlands. Ale nieeee, ty i
Polyon musieliście narobić szumu. Nie chcieliście dostosować się do naszej trójki i podróżować za
każdym razem na Bahati. Więc musimy zmieniać miejsca. Dwa miłe spotkania na Bahati, teraz to
zapomniane przez Boga bagno, a następnym razem, o gwiazdy pomóżcie nam - Shemali! Ty i te
twoje mądre pomysły! Przyślij lepiej kogoś, aby mnie rozpakował. Chyba masz tu jakąś służbę?
- Obawiam się, że nie - odpowiedział Blaize z promiennym uśmiechem.
Zaczynał dobrze się bawić na myśl o niewygodach, jakich Alpha zazna na Angalii. Zmiana
miejsc spotkań była faktycznie pomysłem Polyona, nie jego, lecz Alpha oczywiście bała się
wystąpić otwarcie przeciwko porucznikowi de Grasowi-Waldheimowi. Blaize zerknął w bok na
Polyona, wyglądającego nieco sztywno w akademickiej czerni, i przyznał przed sobą, że właściwie
nie obwiniał Alphy. Wolała wyżyć się na nim, nic nie znaczącym pionku z PPT, niż na zarządcy
fabryk metachipów na Shemali.
- Witamy w Centrum Turystycznym na Angalii - rzekł Blaize z niskim ukłonem w kierunku
czterech swoich gości. - Skromnie urządzone, jak widzicie... - Zmiech Darnella potwierdzał
prawdziwość jego słów. - ...Jednakże znacznie udoskonalone w porównaniu z mizernymi
początkami - skończył Blaize. - Gdyby zwycięzcę oceniać pod względem postępu, jakiego dokonał,
a nie zdobytego bogactwa, w przyszłym roku nieodwołalnie bym wygrał.
I to była absolutna, nie zafałszowana prawda. Reszta może sobie parskać na jego długi i
niski bungalow ze spiczastym dachem i dziwacznym balkonem, na ogród pełen ziół, trawy i z
wykładaną kamieniami ścieżką, prowadzącą do kopalni corycium. Nie szkodzi. On wiedział, ile go
kosztowało stworzenie tego wszystkiego z błotnistej dziury, którą zostawił mu zarządca Harmon.
- Czy to wszystko jest efektem pracy tubylców? - Fassa przerwała objaśnienia. - Przecież
wiadomo, że Luzaki są zbyt głupie, aby zrobić coś pożytecznego.
Blaize przyłożył palec do jednej strony nosa i mrugnął okiem - gest zapożyczony ze starego
przedstawienia Fagin i jego gang.
- To zadziwiające, czego nawet Veganie mogą dokonać wskutek odpowiedniej podniety -
wycedził.
- A gdzie przechowujesz rózgi i szpikulce?
To był Darnell o rozjaśnionych oczach, jakby naprawdę oczekiwał, że Blaize przedstawi za
chwilę pełny rynsztunek składający się z instrumentów do tortur oraz zademonstruje ich użycie.
- Nie masz za grosz subtelności, Overtonie-Glaxely - skarcił go Blaize. - Pomyśl, te Luzaki
głodowały, zanim ja tutaj przybyłem, utrzymywane przy życiu tylko dzięki racjom z PPT.
Oczywiście to do mnie - reprezentanta PPT na Angalii - należy racjonowanie cegiełek.
- Więc? - Darnell rzeczywiście wolno kojarzył.
Nie po raz pierwszy Blaize zastanawiał się, jakim cudem udało mu się osiągnąć sukces w
OG Shipping i w mniejszych przedsiębiorstwach, które ta korporacja przez lata wchłonęła.
- Więc - wycedził Blaize - nie widziałem powodu, dla którego miałbym rozdawać porcje z
PPT, podczas gdy można je było użyć do tresowania tubylców. Teraz mamy prostą życiową zasadę
na Angalii, moi przyjaciele: nie ma pracy, nie ma jedzenia. - Wskazał na wejście do kopalni
corycium. - Nie dotyczy to tylko mojego bungalowu. Mam również tytuł właściciela kopalni.
Zarząd kosmiczny przestał się nią interesować, bo nie mógł utrzymać górników na Angalii. Ja
używam tubylców do wydobywania tubylczych zasobów, można powiedzieć; wkrótce zobaczycie
wychodzącą dzienną zmianę.
- A ty im płacisz porcjami jedzenia, które masz za darmo z PPT? - Alpha obdarzyła go
takim uśmiechem aprobaty, od którego przeszły go ciarki. - Muszę przyznać, Blaize, ze nie jesteś
taki głupi, na jakiego wyglądasz.
Wszystko, co pochodzi z kopalni corycium, jest czystym zyskiem.
Blaize otworzył szeroko usta w udawanym szoku.
- Doktor Hezra-Fong! Proszę! Jestem głęboko wstrząśnięty i zawiedziony, że tak o mnie
myślisz. Każdy dochód pochodzący z kopalni naturalnie należy do rodzimych mieszkańców
Angalii. - Wyczekał moment, zanim zaczął mówić dalej. - Oczywiście, ponieważ mieszkańcy
Angalii nie posiadają statusu inteligentnych umysłów, nie mogą mieć kont bankowych, dlatego z
konieczności dochody są przesyłane na konto w sieci pod moim nazwiskiem. Jednak są tam
przechowywane dla Luzaków, rozumiecie?
Zachichotali ze zrozumieniem i przyznali, że Blaize jest sprytnym chłopakiem i że znalazł
doskonały sposób, aby zatrzeć ślady na wypadek inspekcji z PPT. Jedynie Polyon bez emocji pukał
palcem po swoim kolanie i wpatrywał się w burzowe kolory na horyzoncie.
- Poradziłeś sobie bardzo dobrze - przyznał Darnell. - Ale na pewno masz kłopoty z
utrzymaniem dyscypliny wśród tych milczących istot. - Znów miał w oczach wyraz wyczekiwania
na rózgi i łańcuchy.
- Może środkiem zaradczym na takie kłopoty byłyby odpowiednie dawki seductronu? -
zagruchała Alpha. - Mam już prawie opracowane właściwe dawki i przetestowanie ich na innych
istotach mogłoby być interesujące.
Blaize zmusił się do uśmiechu. Czas na pokaz. Zaplanował to już wcześniej na wypadek,
gdyby trzeba było wywrzeć na nich dodatkowe wrażenie, ale miał nadzieję, że nie będzie to
konieczne. Przysporzyłoby to strat i narobiło zamieszania; niestety, oni ciągle nie wydawali się
przekonani, że ma ścisłą kontrolę nad Luzakami.
- Dzięki, Alpha, ale seductron nie odniesie spodziewanego skutku. Luzaki są już
wystarczająco bierne i spolegliwe. Dorazna stymulacja, oto, czego potrzebują - oznajmił z
przytłumionym śmiechem. - Sam potrafię to zorganizować.
Podniósł jedną rękę do góry i opuścił w dół, tak jakby chciał przekroić powietrze.
Dwie z wysokich skalnych kolumn za murem ogrodu ruszyły do przodu, trzęsąc się i
krocząc niezgrabnie w sposób charakterystyczny dla Luzaków. Kiedy szły, można było wyraznie
zobaczyć ich cechy i humanoidalne kształty, chociaż moment wcześniej przypominały kamienie.
Ciągnęły pomiędzy sobą trzeciego tubylca, którego związane nogi wlokły się po ziemi i którego
zwisające wargi - fałdy zamykały się i otwierały w niemym odruchu śmiertelnego strachu.
- Może oni nie mówią - powiedział Blaize - ale nauczyli się całkiem dobrze rozumieć proste
znaki komend. Przynajmniej większość z nich. Wczoraj ten facet w środku upuścił naczynie
podczas usługiwania mi przy obiedzie. Zamierzałem go pózniej ukarać ku przykładnej przestrodze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl