[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dzikie zwierzątko.
Nie tak łatwo wyzwolić się od dziedzictwa, odezwał się w niej wewnętrzny głos. Dorbet,
nieodrodna córeczka swojej matki. Ją też pociągają Cyganie.
Mali nerwowo przetarła twarz, zabrała patelnię do smażenia wafli i wyszła z domu.
Zanim jeszcze zdążyła obejść róg budynku, usłyszała czarujący śmiech najmłodszej córki.
Zaczęła skradać się wolno wzdłuż ściany, tak by dziewczynki jej nie zauważyły. Ukryła się
pomiędzy gałęziami gruszy przytulonej do krótszej ściany domu, którą bujnie porastały liście.
Drzewo sięgało aż do samego strychu, gdzie spali.
Wokół stodoły panował duży ruch. Mężczyzni naprawiali narzędzia albo rzezbili w
drewnie, kobiety zaś opiekowały się dziećmi i przygotowywały posiłek. Kilka staruszek,
zajętych robótkami ręcznymi, wygrzewało się w promieniach popołudniowego słońca i żywo
dyskutowało.
Upłynęło parę minut, zanim Mali dostrzegła dziewczynki. Najpierw zauważyła Ruth.
Starsza córka siedziała na trawie i rozmawiała z Cyganką, która mogła być w jej wieku. W
chwilę potem znów usłyszała perlisty śmiech Dorbet. Mała pojawiła się za rogiem stodoły w
towarzystwie czterech młodych Cyganów, znacznie od niej starszych. Kilka kroków za nią
samotnie dreptała Ragnhild.
Mali stanęła jak wryta. Dorbet szła tuż obok wysokiego, niezwykle urodziwego chłopca,
śmiejąc się do niego pełnymi blasku oczyma i szturchając go lekko, zachęcając do zabawy.
Gdy objął ją ramieniem, dziewczynka wcale się nie odsunęła. Przeciwnie, jeszcze bardziej się
przytuliła, bezwstydnie flirtując i zachęcając do dalszych uścisków. Mali wstrzymała oddech.
To, że Dorbet chce kogoś oczarować, nie było dla niej nowością. Ale dziś przeszła samą
siebie. Zachowywała się tak, jakby była dorosłą kobietą. Flirtowała z nieznajomymi
chłopcami!
- Dorbet!
Głos Mali przeciął powietrze niczym ostrze noża, mącąc popołudniową idyllę. Ludzie
podnieśli głowy, Dorbet zaś w jednej chwili wyśliznęła się z objęć Cygana.
- Natychmiast do mnie, wszystkie trzy! - nakazała kategorycznie Mali. - Wracamy do
domu.
Ruth posłusznie skierowała się w stronę Mali. Widać było, że czuje się winna.
- Mamo, nie mogę cały czas chodzić krok w krok za Dorbet. Ona wcale mnie nie słucha,
kiedy ją upominam. Robi to, co chce - przyznała ze smutkiem, spuszczając wzrok.
- Nic złego nie zrobiłaś, Ruth, nie mam do ciebie pretensji - powiedziała Mali, nie patrząc
na córkę. - Ale miałam nadzieję, że twoja siostra zachowa się przyzwoicie, gdy będziecie
razem.
Jej wzrok zawisł na Dorbet, która zbliżała się ciężkim krokiem. Nagle małej przypomniało
się, że może szukać pomocy u Ragnhild. Wzięła starszą dziewczynkę za rękę i szła pół kroku
za nią.
- Co ty najlepszego wyrabiasz, moja panno? - spytała Mali niskim, lodowatym głosem. -
Zachowujesz się jak... jak... jakbyś się jeszcze nie nauczyła przyzwoitości. Wstydu za grosz!
- Co ja złego zrobiłam? - spytała wyzywająco mała, odrzucając w tył jasne włosy. - Chyba
wolno mi rozmawiać z chłopcami?
- %7łeby rozmawiać, nie trzeba się bezwstydnie spoufalać - odparła krótko Mali. - Skoro
tak, koniec tych swawoli. Jeśli jeszcze nie zrozumiałaś, to zapamiętaj, że należysz do rodziny
Stornesów. A wśród Stornesów nikt nie pozwala sobie na takie bezwstydne zachowanie.
Wszystkie trzy marsz do domu, ale to już!
Mali odwróciła się i ruszyła z powrotem pod górę, a dziewczynki podążyły za nią bez
słowa. Nawet Dorbet umilkła. Ale nim jeszcze schowała się za rogiem, uniosła rękę i w
dyskretnym pozdrowieniu pomachała w stronę grupki chłopców. Mali widziała to kątem oka,
ale nic już nie powiedziała.
- Co ja mam z tą Dorbet.
Mali nie zdążyła jeszcze zamknąć drzwi od izby sypialnej, kiedy natknęła się na Havarda.
- A co ona znowu spsociła? - uśmiechnął się Havard.
- Tu nie ma się z czego śmiać - odparła i poczuła, jak narasta w niej złość. - Nie wiem, co
się z tą dziewczynką dzieje. Zachowuje się po prostu bezwstydnie. Włóczy się za cygańskimi
chłopcami, aż...
- Och, to chyba nic poważnego - uspokajał żonę Havard, czule ją obejmując. - Są
niezwykle urodziwi, czy ty się czasem za nimi nie oglądałaś?
- Havard, ona ma dopiero dziewięć lat! - oburzyła się Mali, unikając odpowiedzi na
pytanie męża.
- No tak, ale dziewczynki są różne. Na pewno przyda się jej krótki kurs dobrego
wychowania. Ale nie wydaje mi się, żeby był z tym jakiś problem; szybko jej wyjaśnisz, jak
ma się zachowywać - tłumaczył spokojnie i zalotnie pociągnął Mali za warkocz. - Daj sobie z
tym spokój, jesteś taka spięta. Proszę, proszę, czerwona jak burak aż po same uszy!
Mali wzięła głęboki oddech.
- Rozmawiałam z nią - rzekła. - Zabroniłam jej schodzić do stodoły, dopóki Cyganie nie
odjadą. Ale że ja muszę takie rzeczy mówić dziewięciolatce? Co z niej wyrośnie?
- No, no, już się nie denerwuj - powiedział łagodnie Havard, ujął jej głowę w dłonie i
zajrzał głęboko w oczy. - Zobaczysz, że wkrótce się uspokoi. Kochana Mali, to tylko
bezmyślne dziecko.
- No właśnie - odparła Mali. - Tylko dziecko, ale wcale nie takie bezmyślne. Ona
doskonale wie, co robi.
Znów nerwowo złapała oddech i poczuła, że kolana się pod nią uginają.
- Co z niej wyrośnie za kilka lat? Nie chcę tu jakiejś... latawicy we dworze - dodała z
wściekłością.
Na jej twarz wypłynął ciemny rumieniec. Już mają jedną taką nieobyczajną w Stornes i to
ją samą! Ale Mali stała się taka dopiero, gdy poznała Jo. A może nie? Przypomniała sobie
teraz Magnara i jego ciepłe dłonie, błądzące w czułym dotyku po jej młodzieńczych piersiach.
Jego też nie powstrzymała. Jak daleko pozwoliłaby mu zajść, gdyby się upierał?
Tyle że Mali miała nie dziewięć, tylko czternaście lat, a to duża różnica. Nie mogła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl