[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mę\a.
A ka\dy mą\ ma obowiązek dbać o swoją rodzinę najlepiej, jak potrafi.
Ale nie wolno mu ryzykować \yciem. Poza tym od lat nie jezdziłeś
cysterną. W ogóle nie powinieneś był zaczynać od nowa.
Ja nie udzielam ci rad, jak wydawać gazetę. Ty te\ nie wtykaj nosa w
sprawy mojej firmy.
Firma nale\y równie\ do Joe ego i Buddy ego. Obaj mają takie samo
zdanie jak ja.
Pogroził jej palcem.
O tym te\ chciałem z tobą pogadać. Dlaczego knujesz za moimi plecami?
Podniosła rękę i błysnęła ślubną obrączką.
Dlatego, Hank. A tak\e dlatego, \e cię kocham. Zrozum, gdy ujrzałam cię
w szpitalu, byłam przera\ona.
Jesteś niekonsekwentna. Cysterna nie miała z tym nic wspólnego. Psuje
się bezpiecznik, a ty mi ka\esz porzucić cię\arówkę. Widzisz tu jakiś związek?
Potrząsnęła głową.
Gdy zamknę oczy, widzę tylko jedno. Trumnę. To mnie prześladuje.
Wiesz, co sądzę o prowadzeniu cysterny z gazem.
A ty wiesz, co ja sądzę o wydawaniu gazety.
Kto tu jest niekonsekwentny? Moja praca nie stwarza zagro\enia dla
\ycia.
Ale zawsze była finansowym ryzykiem. Nie mówiąc ju\ o tym, ile
zabiera ci czasu. Stanowi takie samo zagro\enie dla naszej rodziny jak fakt, \e
je\d\ę cysterną.
Susan olśniło. Zaczęła rozumieć, do czego on zmierza.
A więc dlatego wcią\ to robisz? śeby mi odpłacić pięknym za nadobne?
Do diabła, nie! Wepchnął zaciśnięte pięści do kieszeni d\insów.
Słuchaj, Susan. Mówiliśmy o tym ze sto razy. Robię to, poniewa\ lubię tę pracę.
Spotykam ludzi. Jest z tego równie\ po\ytek dla firmy. Sama widziałaś, jaki tłum
był w szpitalu.
Owszem, widziałam przyznała. Nic dziwnego, \e przyszli, skoro tak
im pomagasz.
Zrozum mnie, Susan. Oni mnie potrzebują. Co z tego, \e przyjmiemy
nowego kierowcę. Ale czy on zreperuje piecyk u starej wdowy? Albo zamieni
parę słów z kimś przykutym do łó\ka tak jak Red Carlson? Nie mogę teraz rzucić
tej roboty.
Podszedł bli\ej i poło\ył ręce na jej ramionach.
Susan, oni mnie rzeczywiście potrzebują powtórzył z naciskiem.
A ja nie?
Dawniej tak. Kiedy byłaś w cią\y. Gdy dzieci były małe. Mo\e jeszcze
wtedy, gdy wykupiłaś Gazette . Ale ju\ od dawna nie jestem ci potrzebny.
Najlepszym dowodem jest ostatni rok. Radziłaś sobie beze mnie zupełnie dobrze.
Po prostu przetrwałam poprawiła go poniewa\ musiałam. Tylko \e
wcale nie byłam szczęśliwa.
Ale ja wiem, \e ty mnie nie potrzebujesz. To się skończyło powiedział
cicho.
Och, Hank Czy o to właśnie chodzi? Dlatego odszedłeś?
Spuścił wzrok, zakłopotany tym, do czego się przyznał. Susan zamilkła
zupełnie oszołomiona. Jak mogła wcześniej tego nie dostrzec? To właśnie był ten
słaby punkt Brakujący kawałek skomplikowanej układanki. Stanęła na palcach i
delikatnie pocałowała swego mę\a w usta.
Och, Hank. Gdybyś tylko wiedział, jak bardzo cię potrzebuję! Wiesz,
dlaczego za ciebie wyszłam?
Jasne. Byłaś w cią\y.
Wcale nie dlatego.
Odsunął ją od siebie i spojrzał ze zdziwieniem.
Przecie\ początkowo nie przyjmowałaś moich oświadczyn. Zgodziłaś się
na ślub dopiero pózniej, kiedy lekarz cię poinformował, \e jesteś w cią\y.
Hank, wtedy, gdy się oświadczyłeś, ju\ wiedziałam, \e będę mieć
dziecko.
Wiedziałaś? Więc dlaczego dałaś mi kosza?
Nie bardzo wierzyłam w mał\eństwo nastolatków.
A co sprawiło, \e zmieniłaś zdanie?
Twoje słowa. Pamiętasz? Zapewniałeś, \e nikt nigdy nie będzie mnie
kochał tak bardzo jak ty.
To była prawda. I nic się nie zmieniło.
Wiem. Znów go pocałowała. Właśnie dlatego powiedziałam tak.
Wtedy i teraz. Poniewa\ wierzę, \e nikt nie mógłby mnie kochać tak jak ty.
Właśnie tego zawsze od ciebie oczekiwałam. Wsparcie finansowe, dobry ojciec
dla moich dzieci czy wspaniałe \ycie seksualne to tylko premia. Najwa\niejsza
jest twoja miłość. Potrzebuję jej i tylko ty mo\esz mi ją dać.
Chwycił ją w ramiona i uniósł do góry.
Och, dziecinko. Nie masz pojęcia, jak bardzo pragnąłem to od ciebie
usłyszeć.
Jest jeszcze coś, co powinieneś wiedzieć rzuciła ostrzegawczym tonem.
Tak?
To działa w obie strony. Ciebie te\ nikt nigdy nie będzie kochał tak jak ja.
Uśmiechnęła się wesoło i stuknęła go w pierś. Wobec tego zapamiętaj jedno.
Nie wolno ci się za nikim rozglądać. To strata czasu, jasne?
Jasne, Cukiereczku.
Aha, byłabym zapomniała. Miałeś nie nazywać mnie tym przydomkiem.
śadna z moich propozycji nie przypadła ci do gustu.
Nie wykazałeś się wielką inwencją.
Czuję, \e znów masz ochotę się kłócić.
Mo\e w takim razie zmienimy temat?
Owszem. Słyszałem przed chwilą o wspaniałym seksie.
Czy ja naprawdę o czymś takim mówiłam?
Z całą pewnością.
Masz jakiś pomysł?
Zaraz zobaczysz.
Wziął ją na ręce i przeniósł przez próg. Skręcił w stronę schodów i stanął
zaskoczony. Drogę blokowali chłopiec i dziewczynka. Westchnął cię\ko. Susan
wysunęła się z jego ramion, lecz mocno go objęła.
Witaj w domu, Skarbie. Witaj w domu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]