[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Dylan nie jest wampirem!
Ale kiedy widzi, że ten ruch nie robi na moim chłopaku żadnego wrażenia, zajmuje się pokazywaniem
przedziałka między piersiami. Zaczyna mi działać na nerwy.
Dylan to zauważa, odwraca się do kobiety połowicznie plecami i skupia się na rozmowie z Marią.
Zadowolona z jego zachowania dalej rozmawiam z doktorem Gómezem.
Kiedy przynoszą deser, Dylan się uśmiecha na widok ciasta z bitą śmietaną. A ja nie wiem, czy z
powodu zdenerwowania tym, że czuję się głównym tematem plotek, nawet go nie ruszam.
Mój ukochany spogląda na mnie zaskoczony.
 Nie jesz deseru?  pyta.
Kręcę głową.
 Dobrze się czujesz?  pyta znów, rozbawiony.
Parskam śmiechem, a Dylan ze mną. Pierwszy raz oparłam się ciastu z bitą śmietaną.
Po kolacji różni lekarze wchodzą na mównicę, żeby coś powiedzieć. Każdy na swój sposób dziękuje
wszystkim za koleżeńskie więzi, a pózniej zaczynają się statystyki. Gdybym powiedziała, że w tej chwili
się dobrze bawię, skłamałabym. Niektórzy serwują niezłe nudy!
Kiedy wychodzi Dylan, wzdycham. Jest taki przystojny& I jak ładnie mówi. Kiedy kończy, biję mu
brawo jak jego najlepsza fanka.
Ostatni przemawia szef. W paru zwięzłych słowach dziękuje nam wszystkim za przybycie na kolację i
zaprasza nas do dalszej zabawy w sali obok. Zadowolona dostrzegam w niej orkiestrę w białych
marynarkach, która zaczyna grać swinga. Są bardzo dobrzy i za każdym razem, kiedy kończą utwór,
oklaskuję ich entuzjastycznie. Niech żyją orkiestry!
Po chwili paru gości prosi mnie, żebym zaśpiewała piosenkę. Z początku się opieram. Nie po to tu
przyszłam. Już i tak jestem w centrum zainteresowania. Ale widząc, że Dylan mnie do tego zachęca,
wchodzę zadowolona na małą scenę.
Zastanawiam się, co mogłabym zaśpiewać i postanawiam, że nie będzie to żadna z moich piosenek.
Nie pasują do tej uroczystości. Nie za bardzo sobie wyobrażam lekarzy tańczących funky. Uważnie
obserwowana przez gości rozmawiam z muzykami, którzy są przejęci, że jestem z nimi. Szukamy
piosenki, która pasowałaby do eleganckiego przyjęcia i proponuję tę Michaela Boltona, która mi się
podoba. Zgadzają się zadowoleni i zestrajamy się, żeby wszystko brzmiało idealnie.
Spoglądam na szefa, doktora Halleya, który przygląda mi się przeświadczony, że dam plamę,
uśmiecham się i biorę mikrofon.
 Bardzo dziękuję panu Halleyowi za ten wspaniały wieczór  mówię. Wszyscy biją brawo, a on się
uśmiecha.  Zaśpiewam piosenkę, którą państwo z pewnością znają  ciągnę.  To romantyczna,
niezwykła piosenka, która na pewno państwa wzruszy. Dla wszystkich państwa, a w szczególności dla
mojego męża  spoglądam na niego z miłością, a on się uśmiecha  cudownego doktora Ferrasy, How Am
I Supposed to Live Without You.
Muzycy zaczynają grać i wychodzi im cudownie. Wiem, co ta melodia znaczy dla Dylana i dla mnie.
Zaczynam śpiewać, chcąc, żeby wszystkim się podobało, a najbardziej mojemu mężowi. Poruszam się po
małej scenie, a na parkiet wychodzi kilka par, które zaczynają tańczyć. Ja śpiewam, myśląc o Dylanie,
chcąc powtarzać mu tysiąc razy, jak bardzo go kocham i potrzebuję obok siebie. Jego uśmiech mówi mi,
że rozumie przesłanie. Wszystko, dokładnie wszystko, co śpiewam w tej piosence, czuję do niego. Do
mojego ukochanego. Do Dylana. Bez dwóch zdań, po tym, jak go poznałam, nie umiałabym już bez niego
żyć i serce mi pęka na myśl, że kiedyś mielibyśmy się rozstać. Całkowicie zaangażowana daję się
ponieść melodii do tego stopnia, że pod wpływem tego, co śpiewam i czuję, dostaję gęsiej skórki. Z
zamkniętymi oczami odczuwam potworny niepokój ostatnich godzin w Madrycie, kiedy on był na mnie
obrażony, i moje wykonanie staje się bardziej przejmujące. Bardziej dosadne i rozdzierające. Ale kiedy
otwieram oczy, niepokój znika, kiedy go widzę przede mną, jak na mnie patrzy i wzrokiem mówi, żebym
się nie martwiła, bo on kocha mnie tak samo jak ja jego.
Kiedy rozbrzmiewają ostatnie akordy, goście mnie oklaskują, a ja uśmiecham się, zadowolona. Dylan
pomaga mi zejść ze sceny, całuje mnie na oczach wielu ciekawskich i szepcze mi do ucha:
 Ja też nie mogę już bez ciebie żyć, kochanie.
Och, mój Boże, chyba się rozpłaczę!
Powstrzymuję się. Nasze pojednanie już wcześniej było oczywiste, ale ta piosenka i jej intensywność
wyjaśniły wszystko. Pragnę pocałować go bezwstydnie, ale widząc, jak patrzy na nas doktor Halley,
powstrzymuję się, bo nie chcę wyjść na bezwstydnicę. Przez dobrą chwilę zostajemy na tej sali i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl