[ Pobierz całość w formacie PDF ]
obiektem plotek. Jej prywatność należała tylko do niej.
Claire za wszelką cenę chciała odwrócić uwagę ludzi od siebie i przenieść
ją ponownie na restaurację.
- O co w tym wszystkim chodzi? Przeciekający dach, gnijąca weranda,
pęknięta rura kanalizacyjna, a teraz wyciek gazu?
Starr wzruszyła ramionami.
- To chyba cena, jaką przychodzi płacić za prowadzenie biznesu w starym
budynku.
- Trzeba będzie zamknąć restaurację na niedzielę, która jest dla nas
najlepszym dniem, bo po kościele przychodzi zwykle cały tłum. Dodatkowo
musimy przesunąć baby shower" na pózniejsze dni, które i tak są wyjątkowo
wypełnione.
Vic podszedł bliżej do Claire. Czuła, jak ciepło jego ciała ogrzewa jej
plecy.
- Wygląda na to, że będziesz miała przerwę w pracy, dzięki której trochę
odpoczniesz.
Odpoczynek? Nie było o tym mowy, kiedy on był w pobliżu, a ich
wzajemne zauroczenie nie osłabło nic a nic. Wiedziała, że traci kontrolę nad
własnym życiem.
- Chyba masz rację. Rzeczywiście powinnam pójść do łóżka.
- 37 -
S
R
Starr spojrzała na Claire ze złośliwym wyrazem twarzy. Ta mina na
pewno była jednym z powodów, dla których tak łatwo dostała pracę w biurze
dyrektora szkoły.
- Gdzie zamierzasz spać, skoro nie możesz wrócić do budynku na
dzisiejszą noc?
Vic miał nadzieję, że ktoś w ogóle będzie mógł spać tej nocy. Myśl o tym,
co mogło się stać Claire, jeśli wyciek nie zostałby wykryty, przerażała go.
Wślizgnął się pod werandę, żeby sprawdzić stan belek podtrzymujących
konstrukcję domu. Ziemia, której dotykał ciałem, była bardzo zimna, ale nie
studziła jego emocji. Kiedy Starr zaczęła wymieniać listę wypadków", które
ostatnio miały miejsce w budynku, wiedział, że straż pożarna powinna być
wezwana wiele dni wcześniej.
Zabytkowe domy były studniami bez dna, jednak lista awarii nękających
ten dom i jego remontów wydłużała się w tempie zastraszającym. Stwierdził, że
nie ma powodu, dla którego podłoga pod werandą miałaby się psuć, zobaczył
jednak, że kondycja pali zakotwiczonych w ziemi zaczyna się pogarszać. Może i
ciocia Libby nie miała dużo gotówki, ale utrzymywała dom w dobrym stanie. O
ile to możliwe w przypadku dwustuletniego budynku.
Claire i jej siostry były właścicielkami prawdziwej perły, jeśli wziąć pod
uwagę wartość całej nieruchomości. Mogły ją bez problemów sprzedać za dużą
sumę pieniędzy i żyć w spokoju i dobrobycie zamiast się pogrążać w długach.
Sprzedaż tej nieruchomości byłaby świetnym finansowym
zabezpieczeniem.
Rozumiał jednak doskonale ich determinację, aby zachować rodzinny
dom. Sam zapracowywał się kiedyś, aby uchronić przed bankructwem rodzinną
praktykę weterynaryjną, którą odziedziczył po ojcu. Jednak teraz już rozumiał,
że normalne życie jest ważniejsze niż przeszłość.
Pewnego dnia zdał sobie sprawę z tego, że sprzedaż domu i firmy pozwoli
mu na życie z bliskimi osobami, z siostrą, siostrzenicą i szwagrem. Miał też
- 38 -
S
R
nadzieję, że uda mu się namówić do przyłączenia się do nich Setha, ich jedyne-
go kuzyna.
Teraz miał dobrą pracę i rodzinę blisko siebie. Wspólnie z kilkoma
weterynarzami prowadził prywatną praktykę, będąc do dyspozycji na telefon.
Na dodatek zarabiał trzy razy więcej, niż kiedy prowadził rodzinny biznes. Nie
bez znaczenia był również fakt, że znacznie łatwiej było utrzymać w czystości
łódz niż dom pełen bolesnych wspomnień.
Pierwsze kroki Emmy w kuchni.
Lepienie bałwana obok stajni.
Jazda na rowerku z trzema kołami w dół wiejskiej, zabłoconej drogi.
Boże, kiedy minie ten ból na każdą myśl o niej?
Claire miała wiele dobrych wspomnień związanych ze swoim domem.
Vic musiał się jednak upewnić, że w imię wspomnień ta uparta kobieta nie
zaniedba swojego zdrowia i bezpieczeństwa. Sprawdził wszystko, co tylko
mógł, na zewnętrz i zrobi to samo w środku. Zaczeka jednak ze swoją prywatną
inspekcją na firmę gazowniczą. W obecnej chwili nie widział wielkiego
zagrożenia. Jedynym problemem okazały się te niespodziewane pęknięcia na
belkach.
Kiedy usiłował wysunąć się spod werandy, jego twarz napotkała ładne
stopy w pomarańczowych japonkach. Na ich paskach malutkie muszelki
tworzyły ozdobny szlaczek. Paznokcie w kolorze mandarynki pasowały do tego
skromnego obuwia. Czuł w tym rękę Claire, która zawsze dążyła do perfekcji.
Ta jej cecha zachęcała go, by ją wprowadzić w stan nieładu...
Objął dłonią jej kostkę.
- Co ty wyprawiasz?
- Sprawdzam twoją werandę. - Oraz słodkie kostki, bo spodnie wspaniale
je odsłaniały. Widok stawał się jeszcze piękniejszy, kiedy wzrok wędrował
[ Pobierz całość w formacie PDF ]