[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przecież i tak chciałem iść do Caseylandu i żyć między wami aż do śmierci...
Nie ma czasu na gadanie przerwała im Mary. Musimy się stąd wynosić, i to
szybko. Weszłam na drzewo, żeby się lepiej przyjrzeć i widziałam stado psów piekieł
i jadących za nimi ludzi na jeleniach. I świnie śmierci!
Caseyowie pobledli.
Zwinie śmierci powtórzył Potężny. Nadjeżdża Alba. Co ona tu robi?
Mary wskazała na Stagga.
Muszą wiedzieć, że jest gdzieś tutaj. Złapały jego trop. Nadjeżdżały zbyt szybko jak
na zwykłe poszukiwania.
Cholerny problem stwierdził Potężny. Nie sądzę, żeby coś złego miało się
nam stać, mamy w końcu list żelazny, chociaż nie możemy być pewni niczego aż do
końca Alba jest ponad traktatami.
Tak powiedziała Mary. Warn nic nie grozi, ale co z Peterem i ze mną? Nas
nie obejmują żadne gwarancje.
125
Mógłbym dać wam dwa jelenie. Moglibyście próbować ucieczki do rzeki Housa-
tonic; gdybyście ją przekroczyli, bylibyście bezpieczni. Jest tam fort, ale... Alba ciągle
może was doścignąć.
Przerwał i przez chwilę myślał głęboko, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie.
Chyba nie mamy wyboru powiedział w końcu. Honor nie pozwala, by dwój-
ka wiernych wpadła w sidła przewrotnej Alby. Zwłaszcza, że jesteś moją kuzynką. Co
robimy, chłopcy! krzyknął do zawodników. Czy odrzucamy przywilej listu i wal-
czymy w obronie naszych, czy też skryjemy się w lasach jak kurczaki uciekające przed
jastrzębiem?
%7łyjemy jak Caseye i umieramy jak Caseye! krzyknęli jednym głosem gracze.
W porządku, będziemy walczyć. Ale zaczniemy od ucieczki. Niech popracują, nim
popłynie krew!
W tej samej chwili usłyszeli szczekanie psów.
Ruszamy!
Mary i Stagg zrzucili pakunki z grzbietów ofiarowanych im jeleni, wskoczyli na nie
i zebrali wodze.
Kobiety przodem! krzyknął Stagg. My was osłonimy!
Mary spojrzała na niego z rozpaczą.
Jeśli zostaniesz, będę z tobą!
Nie ma czasu na kłótnie przynaglił ich Potężny. Pojedziemy razem.
Pogalopowali nierówną krętą ścieżką. Słyszeli, że psy również przyspieszyły, chwyta-
jąc świeży trop ludzi i jeleni. Szczekały teraz głośniej i z mniejszej odległości. Uciekający
ledwie zdążyli opuścić polankę, gdy wpadły na nią pierwsze zwierzęta. Oglądając się za
siebie Stagg zauważył jedno z nich wielką bestię przypominającą skrzyżowanie char-
ta i wilka, o białym futrze i ciemnych wilczych uszach. Za przodownikiem biegła sfora
dwudziestu mu podobnych.
A potem nie miał już czasu na odwracanie się. Musiał kierować jeleniem; tak przera-
żonym, że nie trzeba było przynaglać go do biegu. Pod huczącymi o ziemię podkowa-
mi przeleciało około pół kilometra, gdy kapitan zdecydował się zaryzykować ponow-
nie. Zobaczył oddział dwudziestu jezdzców na jeleniach. Na ich czele, na grzbiecie bia-
łego byka z pomalowanymi na czerwono rogami, cwałowała stara kobieta, mająca, jako
jedyny strój, stożkowaty kapelusz na głowie i żywego węża na ramionach. Długie siwe
włosy powiewały za nią na wietrze, obwisłe wyschnięte piersi podskakiwały w pędzie;
obraz ten mógł przerazić każdego mężczyznę. Obok kopyt wierzchowców biegło stado
świń: wysokich, długonogich, najwyrazniej bardzo szybkich. Były czarne, a ich długie
kły pomalowano na czerwono. Kwiczały w galopie ohydnie i donośnie.
Zaledwie Stagg zdołał odwrócić głowę, gdy usłyszał najpierw odgłos ciężkiego upad-
ku, a pózniej pełen bólu krzyk. Spojrzał przed siebie. Na ziemi leżały dwa jelenie, a obok
126
nich ich jezdzcy. Zdarzyło się najgorsze. Wierzchowiec maskotki obsunął się w dziurę
w ziemi i przewrócił, a jadącej za nią Mary nie starczyło czasu na ominięcie przeszko-
dy.
Stagg ściągnął wodze i zeskoczył ze swego jelenia.
W porządku? krzyknął do Mary.
Trochę mną wstrząsnęło wydyszała dziewczyna ale jeleń Katie złamał chy-
ba nogę, a mój uciekł do lasu.
Wskakuj! Któryś z nich zabierze Katie.
Potężny powstał znad ciała maskotki.
Nie może poruszać nogami. Chyba złamała kręgosłup.
Katie musiała go usłyszeć.
Niech mnie ktoś zabije! Nie chcę popełnić grzechu samobójstwa. Zabijcie mnie,
dla was to nie grzech. Nawet Matka nie chciałaby, żebym wpadła w ręce Alby.
Nikt cię nie zabije, Katie uspokoił ją Potężny. Przynajmniej póki żyjemy.
Warknął rozkaz i reszta Caseyów zeskoczyła z siodeł.
Ustawcie się w dwa rzędy. Najpierw zaatakują nas psy; użyjcie mieczy. Pózniej pój-
dą świnie albo jezdzcy. Walczcie włóczniami.
Zaledwie zdołali sformować szereg przed dwoma kobietami, gdy dopadły ich psy
piekieł potężne, tresowane nie tylko do pościgu, lecz także do walki, bestie, które
charcząc wściekle rzuciły się im do gardeł. Mimo początkowego zamieszania, mimo ha-
łasu, warczenia psów, krzyków i jęków, potyczka trwała krótko, zaledwie dwie minuty.
Po jej zakończeniu zostały przy życiu tylko cztery śmiertelnie ranne zwierzęta, które od-
pełzły do lasu, by tam zdechnąć. Reszta, bez łap, łbów, pocięta na kawałki, leżała u stóp
obrońców. Straty własne były niewielkie, tylko jeden z Caseyów leżał na plecach z sze-
roko otwartymi, wpatrzonymi w niebo oczami i rozdartym gardłem. Pięciu innych było
poważnie pogryzionych, jednak każdy z nich mógł jeszcze walczyć.
A oto następni! krzyknął Potężny. Zewrzeć szyki i przygotować się do wal-
ki na włócznie!
Zza drzew wyjechali DeCeańczycy. Białowłosa wiedzma wysunęła się nieco przed
swój orszak i krzyknęła przenikliwym głosem:
Mężczyzni z Caseylandu! Nie ścigamy was. Oddajcie nam Rogatego Króla i bę-
dziecie wolni. Zatrzymajcie dziewczynę, która była naszym jeńcem. Jeśli odmówicie,
uwolnię świnie śmierci i zginiecie wszyscy!
Pieprz się, starucho! odkrzyknął jej Potężny. Zrób to sama, bo nikt inny nie
tknie takiej śmierdzącej kozy jak ty!
Alba skrzeknęła z wściekłości. Odwróciła się do swych kapłanów i kapłanek, dając
im sygnał do uwolnienia prowadzonych na smyczach zwierząt.
Używajcie włóczni jak na polowaniu krzyknął Potężny. Polowaliście na dzi-
127
ki od dziecka; od czasu, kiedy wasze ręce mogły udzwignąć włócznię. Nie dajcie się
przestraszyć! Ty walcz mieczem powiedział szybko do Stagga. Obserwowałem cię,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]