[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ożyły. - Zwietne, naprawdę.
- Nie należy się przejmować Darcy i Shawnem. To prawda, że Shawn jest szybki w
nogach, ale nasza siostrunia ma potężny cios. Gdyby go chciała trafić, zrobiłaby to jak nic.
W kącie sali ktoś zaczął grać na staroświeckim akordeonie.
- Mam kuzynów w Chicago - powiedział Tira, stojąc za nią i czekając cierpliwie na
piwo. - Dempseyowie, Mary i Jack. Nie znasz ich przypadkiem?
- Nie, niestety.
- No tak, Chicago jest duże. Razem z Jackiem spędziliśmy dzieciństwo, a potem on
wyjechał do Ameryki do wuja ze strony matki, żeby pracować w fabryce, w której paczkuje
się mięso. Jest już tam od dziesięciu lat i okropnie narzeka na wiatr i na zimy, ale nie kwapi
się jakoś z powrotem.
Wziął piwo od Aidana, podziękował i położył miedziaki na barze.
- Aidan, ty chyba byłeś w Chicago?
- W przelocie. Warto zobaczyć tamtejsze jezioro, wydaje się wielkie jak morze. A
wiatr, który od niego wieje, przeszywa do szpiku kości. Można też tam dostać takie steki, że
człowiek dziękuje Bogu za to, iż stworzył krowę.
Mówił, nie przerywając pracy, ustawiając kolejne zamówienia na tacy siostry,
dopilnowując kurków przy beczce, otwierając butelkę amerykańskiego piwa dla chłopca,
który, sądząc na oko, powinien jeszcze pijać koktajle mleczne.
Muzyka zabrzmiała głośniej, stała się bardziej skoczna. A kiedy Darcy, unosząc tacę z
baru, zaśpiewała, Jude wytrzeszczyła oczy z podziwu i z zazdrości.
Mniejsza o głos, choć i on był zachwycająco srebrzysty i czysty. Chodziło głównie o
tę łatwość śpiewania przed tyloma ludzmi. Była to piosenka o starej pannie, która umierała na
poddaszu. Jak June zorientowała się po spojrzeniach mężczyzn na sali - od dziesięcioletniego
chłopca Clooneyów po zgrzybiałego starca w najodleglejszym kącie baru - taki los nie groził
Darcy Gallagher.
Ludzie przyłączyli się do chóru, a piwo z beczki popłynęło strumieniem.
Pierwsza melodia przeszła w następną, zmieniając tylko trochę rytm. Aidan tak gładko
podchwycił słowa lirycznej piosenki, śpiewając o zdradzie kobiety noszącej czarną aksamitną
opaskę na głowie, że Jude nie mogła oderwać od niego oczu. Miał równie mocny głos jak
jego siostra i był równie piękny.
Zpiewając, nalał dużego lagera i mrugnął do niej, popychając szklanicę wzdłuż baru.
Zalała ją fala ciepła, poczuła, że się czerwieni. Miała jednak nadzieję, że przyciemnione
światło okaże się jej sprzymierzeńcem.
Chwyciła swój kieliszek takim gestem, jakby często przesiadywała w barach, gdzie
rozbrzmiewa muzyka i gdzie piękni jak z obrazka mężczyzni mrugają do niej. Zdziwiła się, że
kieliszek jest pełny. Była przekonana, że już wypiła przynajmniej połowę. Ponieważ Aidan
znajdował się teraz z drugiej strony baru, wzruszyła tylko ramionami.
Drzwi, które, jak sądziła, prowadziły do kuchni, otworzyły się ponownie. Na szczęście
nikt na nią w tej chwili nie patrzył, bo aż wybałuszyła oczy. Mężczyzna, który wszedł,
wyglądał jak żywcem wzięty z ekranu - z jakiegoś filmu o pradawnych rycerzach celtyckich,
występujących w obronie królestwa i swoich wybranek.
Był gibki i szczupły, w znoszonych dżinsach i w czarnym swetrze. Miał czarne jak
noc włosy. Marzycielskie, błękitne jak górskie jezioro oczy tryskały humorem. Jego usta były
pełne i zmysłowe, nos zaś na tyle skrzywiony, że nie mógł uchodzić za ideał urody.
Na jego prawym uchu zauważyła zadrapanie, z czego wyciągnęła wniosek, że ma
przed sobą Shawna Gallaghera, który nie nawiał dostatecznie szybko przed furią siostry.
Przeszedł z wdziękiem przez salę, żeby podać przyniesione na tacy jedzenie. Po czym
błyskawicznym ruchem, tak że Jude wstrzymała oddech, spodziewając się bójki, schwycił
swoją siostrę, szarpnął nią, zwrócił twarzą ku sobie, a następnie ruszył z nią w
skomplikowany taniec.
Co to za ludzie, którzy potrafią obrzucać się wyzwiskami, by zaraz potem tańczyć i
śmiać się do siebie?
Publiczność gwizdała i klaskała, wystukując nogami rytm. Kiedy taniec ustał, Darcy i
Shawn uśmiechnęli się do siebie.
Pocałowawszy mocno siostrę w usta, Shawn odwrócił głowę i obejrzał uważnie Jude.
- No, no, a któż to wyłonił się z ciemności i zajrzał do Gallaghera?
- To jest Jude Murray, kuzynka starej Maude - powiedziała Darcy. - A to mój brat
Shawn, ten, który na gwałt potrzebuje twojej fachowej pomocy.
- Ach, słyszałem od Brenny, że cię spotkała zaraz po twoim przyjezdzie. Jude F.
Murray z Chicago.
- Co oznacza to F ? - zapytał Aidan.
Odwracając się w jego stronę, Jude stwierdziła, że lekko kręci się jej w głowie.
- France s.
- Ona widziała Lady Gwen - oznajmił Shawn. Jude nie zdążyła jeszcze odwrócić z
powrotem głowy, gdy w pubie zaległa cisza.
- Widziała ją teraz? - Aidan wytarł ręce serwetką i oparł się o bar. - Coś takiego.
Nastąpiła pełna wyczekiwania przerwa.
- Nie, chyba tylko wydawało mi się, że ją zobaczyłam... padał deszcz. - Podniosła
kieliszek, upiła spory łyk, modląc się o to, żeby znowu zagrała muzyka.
- Aidan widział Lady Gwen, gdy spacerowała po klifach. Jude wytrzeszczyła oczy na
Shawna, a potem spojrzała na Aidana.
- Widziałeś ducha?
- Tak, chodzi i płacze. A ten dzwięk aż przeszywa serce. Była zafascynowana
dzwiękiem jego głosu. Ocknęła się, potrząsnęła głową.
- Ale przecież chyba nie wierzysz w duchy.
- A dlaczego miałbym nie wierzyć?
- Ponieważ... one nie istnieją.
Roześmiał się donośnym głosem i znów dopełnił jej kieliszek.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]