X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pamiętasz mnie? Prawie doszczętnie spaliłaś sklep
mojej siostry. Czy masz przy sobie książeczkę
czekową? A jeszcze bardziej zdenerwowana czuła
się na myśl o spotkaniu z Jarettem Millerem.
 Kiedy wraca Rebecca?
 Za tydzień.
 Mamy więc mnóstwo czasu, żeby wszystko
doprowadzić do porządku.  Wyciągnął z kieszeni
mały notatnik i długopis.  Zapiszę ci nazwisko
człowieka, który może wyremontować przebie-
ralnię. W weekendy pracuje na własną rękę, więc
sądzę, że mógłby zacząć jutro. Tylko mu nie mów,
że to ja dałem ci ten numer.
 Dzięki, Quincy.  Meg wzięła głęboki od-
dech. Wszystko po kolei.  Pójdę też do pralni
naprzeciwko i zapytam o orientacyjny koszt
czyszczenia.
 Dobry pomysł. Mogę ci w czymś jeszcze
pomóc, zanim pójdę?
Meg rozejrzała się dookoła.
 Nie wiesz czasem, z jakiej pralni korzystała
Rebecca?
Być gwiazdą 89
 Założę się, że z pralni Jowersa. Wszyscy
w okolicy z nim współpracują.
 Sprawdzę to w jej notatniku, dzięki.
 Coś jeszcze?
Meg potrząsnęła przecząco głową.
 Na razie to wszystko. Jesteś naprawdę wspa-
niały, że przyjechałeś tu sprawdzić, co się dzieje.
Quincy puścił do niej oko.
 Dzisiaj będziemy się świetnie bawić i prze-
staniesz o tym wszystkim myśleć. Chcesz, żebym
po ciebie przyjechał?
 Nie, spotkamy się na miejscu.  Po tym, jak
już wydobędzie ten podarty bilet ze śmietnika
i poskleja go.
 Dobra. Rozchmurz się, przynajmniej nic ni-
komu się nie stało.
 Racja  powiedziała, zmuszając się do słabe-
go uśmiechu.
 Do zobaczenia pózniej.
Meg skinęła głową, czując się odrobinę lepiej,
kiedy Quincy machając na pożegnanie, wyszedł
ze sklepu. Dzwonek nad drzwiami zadzwonił
przerazliwie i Meg poderwała głowę.
 No, przynajmniej z tobą mogę coś zrobić
 zamruczała.
Złapała ściereczkę i przystawiła stołek do
drzwi, po czym wspięła się na niego, żeby uciszyć
dzwonek. Ten dzwięk doprowadzał ją do szału.
Wysuwając lekko koniec języka, owinęła
90 Stephanie Bond
ściereczkę wokół serca dzwonka, gdy nagle... Za
pózno zorientowała się, że powinna była zamk-
nąć drzwi na klucz. Machnęła rękami, szukając
oparcia, i krzyknęła, kiedy stołek usunął się spod
jej nóg. W ułamku sekundy napięła wszystkie
mięśnie w oczekiwaniu na zetknięcie z twardą
podłogą.
Zamiast tego zatrzymała się nagle, zawieszona
w powietrzu. Ktoś ją złapał. Quincy. Poprawiła
okulary. Nie, to nie był Quincy...
 Panno Valentine, tak mi przykro.  Jarett
Miller patrzył jej w twarz oczami rozszerzonymi
niepokojem.  Nie widziałem, że pani tutaj stoi.
Meg nie była w stanie wydusić z siebie słowa.
Gorąca fala upokorzenia  i jeszcze czegoś  paliła
jej skórę. Zmysły obudził piżmowy zapach jego
skórzanej kurtki i fakt, że trzymał ją tak, jakby
zaraz miał przenieść ją przez próg. Wyśliznęła się
z jego ramion i stanęła na podłodze.
 Wszystko w porządku?  zapytał.
Skinęła głową i cofnęła się o krok, obciągając dół
swetra. Jarett przyjrzał się Meg uważnie i dotknął
kciukiem jej policzka.
 Co się pani stało w twarz?  Zabrał rękę,
spojrzał na czarny ślad, jaki na niej został, i roze-
jrzał się po sklepie, zatrzymując wzrok na przebie-
ralni.
 Był pożar  odważyła się powiedzieć.
Jarett odwrócił się do niej z zaciśniętą szczęką.
Być gwiazdą 91
 W przebieralni, której używała Taylor?
Skinęła głową.
Zacisnął usta.
 Czy pożar został wywołany przez niedopa-
łek papierosa?
Skinęła ponownie głową.
 Papierosa Taylor?
 Tak mi się wydaje.
Jarett sięgnął po portfel.
 Jak duże są straty?
Meg patrzyła się na zwitek banknotów, który
wyciągnął  to będzie łatwiejsze niż myślała.
 Ja... nie jestem pewna. Miałam je dopiero
wycenić.
 Czy dwadzieścia tysięcy wystarczy?
Meg zamrugała powiekami. Mimo że dwadzie-
ścia tysięcy pokryłoby zarówno koszty naprawy,
jak i spalony depozyt, nie mogła z czystym
sumieniem przyjąć więcej niż wymagało odbudo-
wanie przebieralni i oczyszczenie kostiumów.
 Nie sądzę...
 Trzydzieści tysięcy?
Meg otworzyła lekko usta, ale udało jej się
podnieść rękę, żeby go zatrzymać.
 Nie rozumie pan, panie Miller. Naprawy
i czyszczenie prawdopodobnie nie będą koszto-
wać więcej niż pięć tysięcy.
 Ale powinna pani coś zatrzymać za ten
kłopot.
92 Stephanie Bond
Wyciągnął w jej stronę trzydzieści tysięcy
dolarów. Meg poczuła suchość w ustach. Tylko
raz widziała tyle pieniędzy  na szkolnej wyciecz-
ce do Banku Federalnego. Powinna je wziąć i wte-
dy wszystkie jej problemy rozwiążą się. Poruszyła
lekko palcami. Potem jednak potrząsnęła głową.
 Nie. Po prostu nie mogę przyjąć od pana tylu
pieniędzy.
Jego ciemne oczy przesunęły się po niej i nagle
zdała sobie sprawę, jak niechlujnie musiała wy-
glądać  pomięte ubrania, usmolona twarz, roz-
czochrane włosy. Uśwadomiła sobie również, że
nie zadała mu oczywistego pytania. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl