[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na nie także kobiety, które przyglądały się rozgrywkom z sa-
mochodów zaparkowanych wokół boiska. Niektóre przybywały
z odległych farm, a podczas meczu rozsiadały się wygodnie na
przednich siedzeniach z termosami i koszykami pełnymi jedze-
nia. Dla niektórych sobotnie mecze były jedynym kontaktem ze
światem i okazją do spotkań ze znajomymi.
Kobiety śledziły jednak pilnie grę na boisku i przy każdej strze-
lonej bramce rozlegał się odgłos klaksonów z ich samochodów.
Mężczyzni nie dotrzymywali im nigdy towarzystwa. Gromadzili
się podczas meczu wokół namiotu z piwem, pozostawiając
resztę boiska dla dzieci i młodzieży.
Mike spuścił Stropa ze smyczy, gdy tylko znalezli się na boisku.
76
Nie jedz za dużo, łakomczuchu przykazał psu. Jak bę-
dziesz się objadać, przez tydzień nie pozwolę ci wsiadać do sa-
mochodu.
Pies machnął ogonem i zadowolony pobiegł w kierunku namio-
tu z piwem i pasztecikami. Mike skierował się od razu do na-
miotów zawodników, gdyż był tam zwykle potrzebny.
Postanowił też nie szukać Tessy.
Natknął się jednak na nią od razu. Otaczała ją grupa młodych
chłopców, a Tessa miała na sobie...
Trudno było sobie wyobrazić bardziej ekstrawagancki strój. Na
nogach zauważył czerwone legginsy, a na głowie czapeczkę
takiego samego koloru z żółtymi pomponami. Do tego wszyst-
kiego włożyła żółtą połyskującą kurtkę i czerwone sportowe
buty...
Mike przymknął z wrażenia oczy.
Na boisku dominowały trzy kolory: czerń, biel i czerwień. Jedna
z drużyn wybrała bowiem jako swoje barwy klubowe czerwone
i czarne paski, a druga paski białe i czarne.
Nie ulegało wątpliwości, że Tessa wyróżniała się na tym tle.
Rozparła się wygodnie na masce samochodu dziewiętnastolet-
niego Alfa Sarreta, zakochanego w swym starym holdenie. Alf
pucował go dwa razy na dzień i dotychczas nikt nie odważył się
na nim usiąść.
Tess jednak usiadła i beztrosko gawędziła, śmiejąc się i dow-
cipkując, zupełnie jakby także miała dziewiętnaście lat i znała
wszystkich tych chłopaków od dziecka.
Mike, chodz tu! rozległo się jej wołanie i żółte ramię zaczęło
go przywoływać z daleka. To niesamowity mecz! Chłopcy
tłumaczą mi właśnie, na czym to wszystko polega, u raczej sta-
rają się wytłumaczyć, bo ja nic z tego nie rozumiem. Pewnie
trzeba być Australijczykiem w trzecim pokoleniu, żeby pojąć, o
co tu chodzi ciągnęła. Ale powiedz, dlaczego nie nosisz
77
barw któregoś z klubów? No i której drużynie będziemy kibi-
cować?
Której drużynie będziemy...
No tak. Chłopcy mówią, że muszę dokonać wyboru, i to w
dodatku od razu. Okazuje się, że aby móc zamieszkać w Bella-
nor, należy ślubować wierność jednej z tutejszych drużyn. Dla-
tego się zastanawiam, który klub wybrać. Bellanor South Foot-
ball Club, czy Bellanor North Football Club? pytała, rozglą-
dając się wokół. Jedni i drudzy mają tylu samo kibiców. Nie
mam pojęcia, co robić, a dziadek też mi nie pomoże, bo nie zno-
si piłki nożnej. No więc tak sobie myślę, że skoro mamy teraz
razem pracować, to powinnam kibicować tej drużynie co ty.
Na twarzy Tessy pojawił się promienny uśmiech. Chłopcy
mówią, ze w przeciwnym wypadku ciągle będziemy się kłócić.
Skoro mamy teraz razem pracować...
Zawsze sobie wyobrażał, że kiedyś w przyszłości jego współ-
pracownikiem zostanie jakiś rzeczowy, sumienny i zrównowa-
żony lekarz w średnim wieku, a nie taka... taka czerwono-żółta
trzpiotka!
Jancourt odpowiedział cicho.
Nic więcej nie był w stanie z siebie wydobyć, a jego słowa spo-
tkały się z głośną dezaprobatą chłopaków.
Jancourt? Ich reakcja nie zrobiła na Tessie najmniejszego
wrażenia. Wcisnęła ręce głęboko do kieszeni żółtej kurtki i ob-
rzuciła Mike a wyczekującym spojrzeniem. Niech będzie
Jancourt! Ale opowiedz mi o nich trochę.
To beznadziejna drużyna wyrwało się Alfowi. Niech się
pan zastanowi, doktorze. Oni co tydzień przegrywają.
To prawda zgodził się Mike. Potrafią tylko zebrać do kupy
osiemnastu graczy, a i to nie zawsze im się udaje, w dodatku w
obronie grają u nich sześćdziesięciolatki.
To coś w moim guście wykrzyknęła Tessa z przekonaniem.
78
Mike uśmiechnął się.
No więc ponieważ oni co tydzień przegrywają, to co ponie-
działek wszyscy patrzą na mnie z wielkim współczuciem i
sympatią. A gdy człowiek kibicuje North Bellanor czy South
Bellanor, to potem połowa miasta patrzy na niego tak, jakby to z
jego właśnie winy spotkało ich coś złego.
Kibicowanie Jancourt podoba mi się coraz bardziej oznaj-
miła Tessa. A jakie są nasze kolory?
Przykro mi bardzo, ale ani czerwony, ani żółty.
Szkoda! To kolory mojego ukochanego klubu Vikings w Sta-
nach.
Są trochę krzykliwe zauważył nieśmiało Mike.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]