[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Słyszę cię, ciociu, ale nie widzę - doszło z dołu żałosne zawodzenie.
- Wiem, że mnie nie widzisz, dziecinko, ale jestem tutaj przy tobie. Pan Drake też tu jest ze mną. Pracuje, żeby
wydostać cię na zewnątrz.
- Chcę już teraz.
- Niedługo cię wydobędziemy.
- Powiedz, żeby się za bardzo nie ruszała - Wyszeptał Steven. - Mogłaby się zsunąć jeszcze niżej.
- Kochanie, postaraj się nie ruszać. Zrób to dla cioci. Za chwilę usłyszysz wielku huk, ale się nie przestrasz. To
będą tylko takie wielkie maszyny, które ci idą na pomoc.
- Zostaniesz ze mną?
Lara spojrzała na Stevena, ale on potrząsnął przecząco głową.
- Muszę na chwilę odejść, ale pan Drake będzie tu blisko i będzie na ciebie uważał.
- Chcę ciebie - załkała.
- Będę niedaleko, dziecinko, i wkrótce będziesz tu ze mną.
- Obiecujesz? - Obiecuję. - Steven dotknął jej ramienia. Sprzęt do wiercenia był już na miejscu, gotowy do
pracy.
- Kelly, muszę się już odsunąć. Bądz teraz naprawdę dzielna, dobrze?
- Dobrze. Pa, ciociu.
Larę coś ścisnęło za gardło. Odwróciła się i od razu wpadła w szerokie ramiona Terry Simmons.
- Chodz, dziewczyno. Trzymasz się doprawdy świetnie. Steven się tutaj wszystkim zajmie. - Muszę zadzwonić
do Tommy'ego.
- No to chodzmy.
Zmuszona od najmłodszych lat brać na siebie odpowiedzialność, Lara nie zwykła polegać na innych. Z Terry
Simmons nie zamieniły dotąd nawet kilku zdań, a mimo to czuła, że może się na niej oprzeć. Na swój spokojny,
szorstki sposób Terry utrzymywała ją przy zdrowych zmysłach, zmuszała do koncentrowania się r'aczej na tym,
co jest do zrobienia, niż na spekulowaniu, co się może zdarzyć. Larze było razniej w towarzystwie tej starszej
kobiety i była jej bardzo wdzięczna za to, że zadzwoniła do Kansas City i rzeczowo przedstawiła Tommy'emu, co
się stało z Kelly.
Tommy natychmiast pojął powagę sytuacji. Nie tracąc czasu na oskarżenia ani na histerię, zdecydował: - Zabiorę
Megan. Przylecimy pierwszym' samolotem.
- Być może już ją wyciągną, zanim tu będziesz. - Lani chciała go podtrzymać na duchu.
- Tym lepiej. Już muszę iść, żeby wszystko przygotować.
- Tommy.
- Tak?
- Strasznie mi przykro. - Głos jej się załamał.
Stłumiła łkanie.
- Nie płacz, siostrzyczko - prosił ochrypłym z przejęcia głosem. - Musisz być silna. Powiedz naszemu dziecku,
że ją kochamy.
- Powiem jej - obiecała. - Do zobaczenia.
Od razu wróciły z Terry na miejsce akoji. Obserwująo wysiłki ratowników, łowiąc uchem szybkie rozkazy,
które wydawał Steven, i natychmiastowe odpowiedzi ochotników, starała się uspokoić i myśleć logicznie, jednak
wciąż miała w głowie zamęt. Dręczyło ją straszne poczucie winy.
Gdybym bardziej zwracała uwagę, wyrzucała sobie, nigdy by się to nie zdarzyło. Myliła się sądząc, że jej
bratanice są na farmie bezpieczne jak w niebie. Zupełnie zapomniała o starych studniach rozrzuconych po całej
posiadłości. Większość z nich była od lat zakryta, ale - jak sobie teraz uzmysłowiła - ją i jej braci zawsze coś do
nich ciągnęło. Tylko grozba surowej kary powstrzymywała ich przed próbą wyważenia wieka. Widocznie jakieś
inne dzieci nie mogły się oprzeć wyzwaniu, nieświadome, że pozostawiają śmiertelną pokusę dla innych.
- LaTO. - Głos Stevena przywrócił jej poczucie rzeczywistości. Było już prawie ciemno, powietrze gwałtownie
się ochładzało. Studnię oświetlały olbrzymie reflektory. - Wykopaliśmy równoległy szyb - oznajmił. - Teraz
zamierzam zejść na dół, żeby sprawdzić, jak blisko jesteśmy i co trzeba zrobić, żeby się dokopać do tamtej studni.
- Dlaczego ty? - napadła na niego nieoczekiwanie.
Odezwała się w niej dawna złość. Terry patrzyla na nią zdumiona. W oczach Stevena odmalowało się przez
chwilę uczucie urazy i Lara zdała sobie sprawę, jak niewdzięcznie jej pytanie zabrzmiało. Starała się opanować
rozdygotane nerwy.
- Przepraszam. Dziękuję ci, Steven.
Ich spojrzenia się spotkały. Oczekiwała irytacji, zamiast niej znalazła zrozumienie.
- W porządku - skwitował. - Idę, bo wiem, co trzeba zrobić. Inni nie wiedzą.
Obserwowała z zapartym tchem, jak mężczyzni opuszczają go do szybu, jak w nim znika. Z powierznią ziemi
łączyły go tylko liny, podtrzymywane przez silne dłonie.
Potem patrzyła z rosnącym rozczarowaniem, jak miny mężczyzn rzedną. Logan potrząsnął głową i odwrócił
się. Serce jej zamarło. Steven wrócił sam.
ROZDZIAA PITY
Lara patrzyła na Stevena z rosnącym przerażeniem.
Sprawiał wrażenie zniechęconego, bruzdy na jego twarzy jakby się pogłębiły.' Gdy podszedł bliżej,
uśmiechnął się z .wysiłkiem, ale było w tym uśmiechu tyle znużenia, że lllimo woli spytała:
- Czy ona nie ż-ż ... ? - To słowo nie mogło przejść jej przez usta. Wargi jej drżały.
Steven objął ją.
- Nie. Och, kochanie, nie. Ona żyje. Cały czas paplała, kiedy byłem tam na dole. - Pogłaskał ją po
policzku. Uśmiechnął się, tym razem uśmiech widać było także w oczach. - Ależ twoja bratanica ma
temperament. Niepokoi się, że Jennifer dostanie się jej własna porcja domowych lodów, które obiecałaś
zrobić dziś wieczorem. Przyrzekłem, że będzie mogła zjeść tyle lodów, ile tylko zechce.
Trochę uspokojona, ale wciąż nie do końca przekonana, że mówi jej całą prawdę, zapytała:
- To czemu wróciłeś taki smutny?
- Natknęliśmy się na nieprzewidzianą przeszkodę.
Dotarcie do Kelly wymaga więcej czasu, niż myślałem.
- Dlaczego?
- Grunt tam na dole jest bardziej skalisty. Wycięcie przejścia zajmie nam sporo czasu. Musimy się
posuwać powoli, żeby nie popełnić błędów.
- Odgarnął jej, włosy z czoła i spytał z troską:
- Wytrzymasz?
- Na pewno. Tylko ją stamtąd wyciągnijcie.
Napięcie rosło z godziny na godzinę. Noc ciągnęła się bez końca. Zwiergotanie Kelly zmieniło się w
żałosne kwilenie, a potem zamilkło. Choć Steven nawet nie dopuszczał takiej możliwości, Lara bała się, że
już ją stracili.
- Lara, chodz, zjesz coś - nalegała Terry.
- Nie mogę stąd odejść. - Opierała się, chociaż czuła, że jeśli wkrótce nie odpocznie, to padnie ze
zmęczenia. Napięcie zaczęło dawać się jej we znaki. Od nieustannego naprężenia mięśni bolało ją całe
ciało, w skroniach tętniło, czuła ściskanie w żołądku, które nie oznaczało głodu.
- Nie musisz wcale stąd odchodzić. Panie z miasta urządziły bufet w namiocie.
Lara rozejrzała się zdumiona. Nawet nie zauważyła, kiedy nie opodal studni, może ze czterdzieści [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl