[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dawkę jej piersi. Cicho jęknęła, doprowadzając go do sza-
leństwa. Nie pamiętał, kiedy ostatnio był tak podniecony.
Nie pamiętał też, kiedy ostatnio słyszał tak słodki dzwięk
albo czuł takie pożądanie.
- Jared...
To, że wypowiedziała jego imię, napełniło go głębo-
kim zadowoleniem
- Powiedz to jeszcze raz.
Otworzyła gwałtownie oczy, malowało się w nich
zdumienie.
- Co takiego?
- Chcę jeszcze raz usłyszeć, jak wymawiasz moje
imię.
- To właśnie powiedziałam?
Uśmiechnął się.
- Tak. Powiedziałaś Jared". Wymówiłaś moje imię.
Nie zwróciłaś się do mnie per doktorze Granger".
80
S
R
- Och, nie!
Po co zwróciłeś jej na to uwagę! - zganił sam siebie.
Brooke powoli wstała i obciągnęła top, obcierając piersi
tak, jakby chciała zetrzeć ślad po jego ustach.
- Chyba już skończyliśmy - powiedziała, patrząc
w bok.
Nie, nie skończyli, ale na razie będzie grał w jej grę.
- Pomożesz mi wyjść z wanny?
W końcu spojrzała na niego. Wzięła ręcznik i rzuciła
mu go na pierś.
- Zakryj się - mruknęła. Potem pochyliła się, objęła
go za szyję i jakoś udało jej się wyciągnąć go z wanny.
Z szacunku dla niej zdołał przytrzymać ręcznik tak, by
ukryć swoje grzechy, chociaż nawet mimo ręcznika rzu-
cały się w oczy.
Teraz objęła go w pasie, bo stracił równowagę i zaczął
się przechylać do przodu. W jakiś sposób stało się tak,
że wylądowali przy ścianie, ona odwrócona plecami, on
wsparty całym ciałem o nią. I gdzieś po drodze zgubił
ręcznik.
Wyciągnął lewą rękę nad jej głową i oparł ją o ścianę.
Gdyby był dżentelmenem, cofnąłby się. Ale w tej chwili
nie czuł się jak dżentelmen. Zżerała go żądza i tylko o
tym mógł myśleć.
Brooke wsparła się rękami o pierś Jareda, by go ode-
pchnąć. Naprawdę powinna to zrobić.
Ale jego bliskość i ciepło działały na jej kobiecość
jak pyłek na pszczoły.
- No i mamy kłopot - szepnął jej do ucha.
Jego wyraznie dający się wyczuć kłopot" przyprawił
81
S
R
ją o całkowity paraliż umysłu i ciała. Nawet gdyby chcia-
ła, nie potrafiłaby się odsunąć.
- Tak, rzeczywiście.
- I co z tym zrobimy?
- Nie wiem. - Zdała sobie sprawę, że przesuwała ko-
niuszkami palców między włoskami na jego piersi. Nawet
nie wiedziała, kiedy zaczęła to robić. Czuła się jak kie-
rujące się instynktem zwierzę.
I wtedy ją pocałował, a zdrową ręką zaczął głaskać
po piersiach. Opuściła ją cała wola walki. Zresztą, czy
była choć jedna taka chwila, w której w ogóle zamierzała
walczyć? Pragnęła go, chociaż rozum jej mówił, że nie
powinna.
- Wiesz, jak długo o tym marzyłem? - szepnął.
Potrząsnęła głową, niezdolna do wydawania artyku-
łowanych dzwięków.
- Chyba od chwili, gdy cię zobaczyłem. Chodzmy
do łóżka. - Chciał się odsunąć, ale Brooke go nie puściła.
W tej chwili nie była sobą. Stała się roznamiętnioną, dziką
kobietą, pragnącą tylko jednego: by ten mężczyzna ją
dotykał.
- Brooke, chodzmy do łóżka. Zróbmy to tak, jak na-
leży - nalegał.
Ale Jared nie przestawał jej pieścić i po chwili jej
ciałem wstrząsnął orgazm. Nogi się pod nią ugięły, ale
on jej nie puścił, lecz mocno obejmował, aż w końcu
przestała drżeć.
A wtedy euforia zniknęła i na jej miejsce przyszło
upokorzenie. Co on sobie teraz o niej pomyśli? Wolała
się nad tym nie zastanawiać.
82
S
R
Jared delikatnie uniósł jej brodę i napotkała jego za-
troskane spojrzenie.
- Dobrze się czujesz? - spytał.
Opuściła wzrok i stwierdziła, że Jared jest podnieco-
ny.
- Nie, nie czuję się dobrze. Chyba musiałam oszaleć.
Jestem idiotką.
Przemknęła pod jego ręką i pobiegła do drzwi.
- Brooke, poczekaj!
Zatrzymała się. Była mu winna wyjaśnienie, ale bała
się spojrzeć na niego. W końcu, nie miał niczego na so
bie, i założyłaby się o każdą sumę, że nadal jest w pełni
gotowy do akcji. To także jej wina.
Przynajmniej musi go przeprosić za swoje beztroskie
zachowanie. Odwróciła się. Na szczęście w jakiś sposób
udało mu się podnieść z podłogi ręcznik i udrapować go
wokół bioder.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]