[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Podkreślił ostatnie słowo i pociągnął dziewczynę naprzód, jakby miała go zasłaniać i bronić.
Ruth mało się nie zaśmiała. Kiedyś go podziwiała, a teraz on się jej boi. W tej samej chwili
zidentyfikowała ową zmianę, która dręczyła ją od początku. Gino wygląda na krętacza. Widziała to w
jego oczach i uśmiechu. W tym, że podczas tego spotkania wykorzystał drugą kobietę. Pewnie zawsze
taki był, ale ona była zaślepiona. Za fasadą rycerza krył się tchórz.
Nagle Ruth otoczyła ciemność.
- O Boże! - krzyknęła. - Nie, nie, nie!
Jak przez mgłę zdawała sobie sprawę z przerażenia Pietra, który do niej podszedł. Ale to nie jego
twarz widziała, tylko przystojną, czarującą twarz Gina z tamtej nocy, zanim świat spadł im na głowę.
- Nie! - krzyknęła. - Nie wierzę, to nieprawda. Gino patrzył na nią spięty.
- Ty - wydyszała. - Uciekłeś i zostawiłeś mnie.
Była znów na parkingu i nagle wszystko stało się przera-
żająco jasne. Chuligani ją przewrócili, kopali. Wołała Gina, ale uciekł. W ostatniej chwili obejrzał się
na nią, a potem pognał jeszcze szybciej. Pózniej straciła przytomność.
- Zostawiłeś mnie - powtórzyła powoli.
- Ruth, o co chodzi? - zapytał Piętro.
- Zostaliśmy zaatakowani na parkingu, a on uciekł.
- Nieprawda! - wybuchnął Gino. - Pobiegłem po pomoc, kazałaś mi.
- Ratowałeś własną skórę. - Patrzyła na niego tak, jakby widziała go po raz pierwszy, co poniekąd było
prawdą.
- Nie wiesz, co się działo, nie pamiętasz.
- Właśnie sobie przypomniałam. Mogłam stracić życie. Nie zbliżaj się do mnie! - krzyknęła, bo Gino
wykonał taki ruch, jakby chciał do niej podejść.
Piętro zastąpił mu drogę.
- Odejdz - rzekł stanowczo.
- To nie tak...
- Tak było - rzekła ze złością Ruth. - Dziwię się, że w ogóle przyszedłeś do mnie do szpitala.
- Ja... Musiałem wiedzieć, jak się czujesz - wyjąkał.
- Chciałeś wiedzieć, czy żyję, czy cię wydam. Kiedy okazało się, że straciłam pamięć, pomyślałeś, że
masz szczęście. I uciekłeś do Włoch.
- Dla twojego dobra. Denerwowałaś się na mój widok.
- Ty kłamco! - zawołała tym razem Josie. - Twierdziłeś, że ona złamała ci serce.
- Nic dziwnego, że trzymałeś się daleko stąd - warknął Piętro. - Bałeś się, że jak się dowiem, jakim
jesteś draniem, wyrzucę cię na zbity pysk. Miałeś rację. Im szybciej stąd znikniesz, tym lepiej. Nie
chcę cię więcej widzieć.
- Bądz rozsądny...
- Rozsądny? - powtórzył groznie Piętro.
- Piętro, daj spokój. - Ruth dotknęła jego ramienia.
- Mam mu odpuścić po tym, co ci zrobił?
Ciemne chmury, które ją nagłe otoczyły, rozpierzchły się równie szybko, gdy poznała prawdę.
Mówiła stanowczo, wciąż trzymając się Pietra.
- On się nie liczy. Odkryliśmy to, na czym nam zależało, a teraz możemy zacząć życie na nowo.
- Jesteś pewna? - Spojrzał na nią bacznie.
- Nigdy niczego nie byłam tak pewna. Kocham cię, i tylko ciebie. Czy teraz już w porządku?
- Jeśli dla ciebie jest w porządku, dla mnie też. Przytulił ją, a kiedy znów się rozejrzeli, byli sami.
- Poszedł - rzekł Piętro.
- No i dobrze.
Gdzieś z głębi budynku dotarł do nich głos Josie:
- Odczep się.
I odpowiedz Gina:
- Wysłuchaj mnie. Au! A to za co?
- Jak myślisz? Głosy ucichły.
- Przejrzała na oczy - zauważył Piętro.
- Możesz przestać się martwić? - spytała czule Ruth. Potrząsnął głową z uśmiechem.
- Nie, teraz mam nowe zmartwienia. Co zrobię, jak mnie opuścisz, jeśli przestaniesz mnie kochać, jeśli
za mnie nie wyjdziesz...
- Co do tego mogę cię uspokoić.
- Znajdę sobie inne. Przypuśćmy, że cię zawiodę, zniechęcę cię swoim zachowaniem... Obiecaj, że
zawsze tutaj będziesz. Kochaj mnie, o nic więcej nie proszę.
- Nic więcej się nie liczy. - Dotknęła jego twarzy. - Muszę cię tego nauczyć.
- Naucz mnie, czego chcesz, tylko ze mną bądz.
Karnawał zakończył się pokazem fajerwerków odpalanych z łodzi na lagunie, a towarzyszyła temu
grająca na lądzie orkiestra. Pokaz zaczął się o jedenastej i potrwał do północy, gdy nadszedł czas żalu
i pokuty.
- Nie dla mnie - rzekł Piętro w drodze do domu. - %7ładnego żalu, nigdy.
- Nie bądz taki pewny. Spojrzał na nią czule.
- Jestem pewny.
Turyści rozeszli się do hoteli, nazajutrz większość z nich opuści miasto. Wenecja już wydawała się
spokojniejsza. Otworzyli boczne drzwi rezydencji. Toni na nich czekał.
- Wybieram się do łóżka - poinformował go Piętro.
- Jemu należy się spacer - stwierdziła Ruth. - Nie wzięliśmy go ze sobą z powodu fajerwerków.
- No dobrze, chodzmy.
Na moście Rialto przystanęli na chwilę, patrząc na zdążające do domów gondole. Kiedy podpłynęły
do mostu, prowadzący gondolier pogratulował im przyszłego ślubu.
- Skąd on wie? - spytała Ruth.
- To bratanek Minny. A ten za nim to jej chrześniak.
- Chcesz powiedzieć, że cała Wenecja już wie?
- To pewne.
Toni podrapał o kamienną balustradę i szczeknął, a gondolierzy i jego pozdrowili, nim zniknęli pod
mostem.
- Cała Wenecja planuje nasze wesele - rzekł Piętro. -
I nasze dalsze życie, jak otworzymy rezydencję i przywrócimy jej dawną świetność.
- Musimy? Kopciuszek nie przywykł do takiego życia.
- Obawiam się, że contessa Bagnelli będzie musiała pogodzić się z odrobiną dostojeństwa od czasu do
czasu.
- Chyba tak - westchnęła. - A ja tak polubiłam nasze małe pokoje. To prawdziwe gniazdko.
Chciałabym tutaj zostać, ale to pewnie nierealne.
- Możemy je zatrzymać. Jak się na mnie zezłościsz, uciekniesz tam. Zostaw mi tylko karteczkę, że nie
chcesz mnie więcej widzieć, żebym wiedział, gdzie zanieść czerwone róże.
Roześmiali się, zeszli z mostu i ruszyli dalej wąskimi arkadami i przez kolejny most.
- Ale gniazdko jest bardzo małe. Nie zmieścimy się tam we troje... czy czworo.
- Raczej nie.
- Myślałam, że chcesz mieć dzieci.
- Nie... to znaczy to zależy od ciebie. Nie będę naciskał ani nawet cię prosił. - Przez moment znów był
spięty, jakby go nawiedziły dawne duchy.
- Nie musisz mnie prosić. To się po prostu stanie. Przestań się martwić. - Ujęła jego twarz. - Jestem tu
i wszystkim się zajmę.
Uśmiechnął się autoironicznie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl