[ Pobierz całość w formacie PDF ]

obiektem pożądania.
-A ona...?
- Lady Ambourne, z pewnością domyśla się pani, jak
brzmi odpowiedz na to pytanie. Pani Stannard byÅ‚a samot­
na, znudzona i czuła do męża niechęć, bo ją zaniedbywał.
Godzinami przesiadywała sama. Tymczasem w pobliżu
kręcił się Richard. Kiedy chciał kogoś zauroczyć, zawsze
mu się to udawało. W takiej sytuacji musiało dojść do tego,
do czego doszło.
- Nikt nie mógł ich powstrzymać? Porozmawiać z Alanną?
- Nikt. Państwo Pendomerowie opuścili St Just i popłynęli
na inne wyspy. Gdy powrócili, było już po wszystkim.
- A inni? Twój ojciec?
- Do samego koÅ„ca, strasznego koÅ„ca, ojciec nie dostrze­
gał zła, które tkwiło w Richardzie, a ja byłam dzieckiem. Nie
uÅ›wiadamiaÅ‚am sobie, co siÄ™ dzieje. Ojciec mi wszystko opo­
wiedział, kiedy podrosłam i uznał, że zrozumiem. Poza tym
głównie przebywałam z Tonym Stannardem. Dobrze znałam
wyspę, dogadywałam się z jej mieszkańcami. Wiedziałam,
gdzie szukać ciekawych okazów roślin.
- Biedna Alanna!
- Dlaczego pani tak mówi? Alanna wróciła do Anglii żywa.
Richard i Tony zginęli.
- Ale jej dziecko urodziÅ‚o siÄ™ przedwczeÅ›nie i jest nie­
peÅ‚nosprawne. Alanna nigdy nie uganiaÅ‚a siÄ™ za rozrywka­
mi londyńskiego świata. Od razu po powrocie zaszyła się
w Surrey i zajęła synem. Powiada pani, że Richard także
stracił życie?
135
- Spadł w kilkudziesięciometrową przepaść, gdy szedł
skrajem urwiska nieopodal Anse Chatelet. Następnego
dnia znalezliśmy jego ciało roztrzaskane na skałach. - Sere-
na zamknęła oczy, a gdy ponownie je otworzyła, skrywał
się w nich ból. - Jestem odpowiedzialna za jego śmierć -
wyszeptała.
Hrabina wyciągnęła ku niej rękę i chciała coś powiedzieć,
lecz Serena mówiła dalej:
- Powiedziała pani, że Alanna urodziła dziecko, prawda?
To się stało po jej powrocie z wyspy, tak?
- Oczywiście. To spadkobierca Wintersettów.
- Ależ... - Serena nagle umilkÅ‚a. - ZresztÄ…, to bez znacze­
nia. - WstaÅ‚a i popatrzyÅ‚a na ogród. - %7Å‚aÅ‚ujÄ™, że przypÅ‚ynÄ™­
Å‚am do Anglii - wyznaÅ‚a z goryczÄ…. - Gdyby nie Lucy, już ju­
tro wyruszyłabym w drogę powrotną na Karaiby.
- Drogie dziecko, proszÄ™ dać spokój. - Hrabina odprowa­
dziÅ‚a jÄ… z powrotem na kanapÄ™. - Przed chwilÄ… rozmawia­
łyśmy o przyczynach wrogości lorda Wintersetta. To chyba
naturalne, że James nie przepada za nazwiskiem Calvert, ale
chyba uda mi się przemówić mu do rozsądku. Niewykluczone,
że zajrzy tutaj jeszcze dzisiejszego popołudnia.
Serena nie odrywała wzroku od hrabiny.
- Wcale nie jestem przekonana, czy odkryÅ‚yÅ›my rzeczywi­
ste przyczyny jego niechÄ™ci. ProszÄ™ zwrócić uwagÄ™, że okre­
ślenie, którego użył, odnosiło się wyłącznie do mnie, a nie do
całej mojej rodziny.
- Zatem bÄ™dzie musiaÅ‚ siÄ™ z tego wytÅ‚umaczyć - oznajmi­
Å‚a hrabina stanowczo. - Chyba że... Nie, niemożliwe. Wyklu­
czone, by byÅ‚ aż takim gÅ‚upcem! Czy mógÅ‚ uwierzyć, że... jak­
by to ująć... pocieszyła pani Tony'ego po tym, jak jego żona
136
okazała się nielojalna? Dużo z nim pani przebywała, często od
rana do nocy. Nie, bzdura. To zbyt absurdalne.
- W rzeczy samej, to nonsens, chyba nawet dla niego. Mia­
łam wówczas czternaście lat, byłam dzieckiem. Widziałam
w Tonym wyłącznie mentora. Był urodzonym nauczycielem,
a ja chłonęłam informacje jak gąbka wodę. Interesowały mnie
rośliny z otoczenia mojego domu.
- OczywiÅ›cie, jak najbardziej. Musi istnieć inne wytÅ‚uma­
czenie.
Rozdział ósmy
Gdy Serena prowadziła rozmowę z lady Ambourne, lord
Wintersett zmierzał do Rotherfield House, w odpowiedzi na
zaproszenie wystosowane przez hrabinę. Dotarł do Londynu
dwa dni wczeÅ›niej i zastaÅ‚ list od lady Ambourne, a także pis­
mo od Bradpolea, który prosił o spotkanie. Prawnik przybył
nastÄ™pnego dnia z teczkÄ… dokumentów pod pachÄ… oraz in­
formacją, że tymczasowy zarządca Anse Chatelet opóznił się
z płatnościami, a przedstawiciel lorda na Barbados dokonał
przejęcia majątku przez wierzyciela, zgodnie z ustaleniami.
- Mam ze sobÄ… dokumenty - oÅ›wiadczyÅ‚ Bradpole. - Po­
trzebny jest tylko podpis. - Rozłożył papiery na stole.
- Norret, zarządca majątku, twierdzi, że nie miał świadomości,
jak ważne jest terminowe uiszczenie wpÅ‚aty kwartalnej. Po­
nadto tłumaczył, że niesprzyjające wiatry i burze podrówni-
kowe opózniły podróż na Barbados. Jego słowa potwierdził
lord Pendomer, gubernator St Just. Lordzie Wintersett, jestem
świadomy, że moje słowa mogą wzbudzić pańską irytację, lecz
przychylam siÄ™ do tej opinii. NiedobrÄ… praktykÄ… jest przejmo­
wanie cudzej wÅ‚asnoÅ›ci wyÅ‚Ä…cznie z powodu krótkiego opóz­
nienia technicznego. Mam nadzieję, że zmieni pan polecenia
138
wydane przedstawicielowi i nie będzie finalizował procedury
przejęcia Anse Chatelet. - Umilkł, lecz pogrążony w myślach
James nie odezwał się ani słowem. Prawnik westchnął i dodał:
- JeÅ›li jednak pozostanie pan przy swoim zamierzeniu, wszyst­
kie dokumenty sÄ… tutaj.
James był w kropce. Całymi latami dążył do wyrugowania
Calvertów z Anse Chatelet. Teraz posiadÅ‚ość praktycznie nale­
żaÅ‚a do niego, lecz nie byÅ‚ pewien, czy chce zadawać ostatecz­
ny cios jej właścicielce. Podziękował Bradpole'owi za pomoc
i umówiÅ‚ siÄ™ z nim na przyszÅ‚y tydzieÅ„. DotÄ…d bardzo poważ­
ne oblicze prawnika pojaśniało - opóznienie dowodziło, że
klient rozważa inne rozwiązanie problemu.
W drodze do Rotherfield House James przez caÅ‚y czas roz­
myślał o tym, co robić. W pobliżu Arlington Street przyszło
mu do głowy, że właściwie nie zna powodów, dla których lady
Ambourne go zaprosiÅ‚a. Ned nadal bawiÅ‚ we Francji, z pew­
nością więc nie chodziło o spotkanie z nim. Jednak chętnie
skorzystał z zaproszenia, ponieważ hrabina była życzliwą
i inteligentną osobą. Dotarł na miejsce o wyznaczonej porze,
a drzwi otworzył mu Purkiss.
I wtedy ten doświadczony, starszawy kamerdyner popełnił
najpoważniejszy błąd w całym okresie służby. Lord Winter-
sett wręczył mu kapelusz oraz laskę, a po krótkim powitaniu
oznajmił swobodnie:
- Purkiss, nie musisz mnie anonsować. Czy łady Ambourne
przebywa w oranżerii? Sam trafię, dziękuję.
W zwykłych okolicznościach kamerdyner natychmiast
powstrzymałby zapędy gościa, lecz James często bywał przy
Arlington Street, hrabina go oczekiwaÅ‚a, a w dodatku zapla­
nowała spotkanie obojga gości. Rzeczywiście, zabroniła ka-
139
merdynerowi przeszkadzać sobie przez godzinę, lecz od
tamtego czasu minęło już prawie półtorej godziny. Tak więc
Purkiss przepuścił lorda Wintersetta, nie upewniwszy się, czy
hrabina gotowa jest go przyjąć...
James pewnie kroczyÅ‚ przez pokoje, lecz w pobliżu oran­
żerii zwolnił. Usłyszał głosy hrabiny i jeszcze kogoś, zapewne
jej gościa. Nagle stanął jak wryty, rozpoznając głos Sereny. Co
zamierzała hrabina? Z pewnością słyszała o konflikcie między
nim a panną Calvert. Czyżby planowała ich pogodzić? Może
przez wzglÄ…d na Neda?
Dobiegły go słowa Sereny.
- To prawda, że towarzyszyłam Tony'emu Stannardowi - [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl