[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jeśli postanowiłem złamać ślub milczenia, do którego zostałem zmuszony, i jeśli Tobie
wyłącznie wyjawiam tę tajemnicę, czynię tak dlatego, \e to właśnie w Twoim ciele, Pani, odkryłem
słodką Amerykę . W Twoim ciele znalazłem siedzibę miłości i najwy\szej kobiecej rozkoszy.
Tobie zawdzięczam, \e mogłem wyjaśnić tę część Bo\ego Stworzenia, która dotyczy miłości u
kobiet. Mój Amor Veneris w rzeczywistości jest Twoim. Wiem, jak bardzo mnie kochałaś. Być
mo\e nadal mnie kochasz. Nie łudz się jednak, Pani, nie ja jestem przedmiotem Twej miłości i nie
Ty mnie kochasz. Gdy byłem Twoim lekarzem, wyleczyłem Cię wprawdzie z choroby, lecz
równocześnie i niechcący zastąpiłem ją ową miłością, którą wtedy nagle poczułaś. Twoja choroba
siedlisko miała w Amor Veneris i teraz właśnie ten Twój Amor Veneris mnie kocha: Nie łudz się.
Kim\e ja jestem, bym mógł na Twoją miłość zasłu\yć?
Gdy Ines de Torremolinos doczytała ten list do końca, ogarnęła ją nagle chłodna
determinacja. Serce w jej piersi uspokoiło się, a w oczach - wcią\ jeszcze wilgotnych od łez -
zalśniła jakby łagodna, lecz wyrachowana przebiegłość. Wstała i poszła do kuchni. Wzięła nó\ i
kamień do ostrzenia. Jeszcze raz wszystko trzezwo przemyślała. Bardzo było jej przykro, \e
Mateusz Kolumb najprawdopodobniej ju\ nie \ył; pozwoliła sobie nawet na szczery \al i
współczucie. Ostrząc nó\ na kamieniu, spostrzegła, \e jej umysł rozjaśnił się nowym światłem.
Wiele razy w przeszłości nawiedzały ją czarne myśli i lęk przed śmiercią lub obłędem, natomiast
teraz, gdy przesuwała ostrzem po kamieniu, naszedł ją moment niezwykłej i krystalicznej jasności.
Nie kierowało nią \adne mistyczne uniesienie; nigdy jeszcze nie była równie trzezwa i chłodna.
- Amor Veneris, vel Dulcedo Appeletur - powtarzała i przeciągała ostrzem po kamieniu.
Ostrzyła nó\ z takim samym spokojem, z jakim codziennie rano ciągnęła za sznury od
klasztornych dzwonów. Teraz wreszcie będzie panią swego własnego serca, teraz ju\ jej nie
przera\ał ów oczywisty fakt, \e była beznadziejnie zakochana, o czym dobrze wiedział anatom.
Tyle udręk mogła sobie zaoszczędzić, gdyby wcześniej znała odpowiedni sposób! A był on taki
prosty!
Kiedy stwierdziła, \e nó\ jest wystarczająco ostry, podniosła wzrok i napełniła duszę
widokiem krajobrazu za oknem. Pózniej jedno krótkie i precyzyjne cięcie. Nie poczuła \adnego
bólu i nie było te\ prawie krwotoku; zaledwie jedna wąska stru\ka krwi, która spłynęła jej po
udzie. Między kciukiem i palcem wskazującym trzymała teraz przyczynę wszystkich swoich udręk.
Spojrzała na ów maleńki narząd i ze świętym uśmiechem rzekła:
- Amor Veneris, vel Dulcedo Appeletur.
Odtąd będzie mogła ju\ zawsze obyć się bez miłości. Teraz ona była wyłączną panią swego
serca.
Zmartwychwstanie ciała
I
Od owego czasu nikt ju\ we Florencji nie słyszał o Ines de Torremolinos. Od chwili, gdy w
pewien kwietniowy poranek do drzwi małego domku przy opactwie zastukał posłaniec, równie\ i
opat nie miał \adnej wiadomości o swej dobrodziejce i o jej trzech córkach. Jedynie na podłodze w
kuchni w owym domku opat znalazł parę kropel krwi, nó\, kamień do ostrzenia i cztery niewielkie,
identyczne kawałeczki ciała: cztery czerwone perły, których pochodzenia opat nie umiał określić.
Ines de Torremolinos i jej trzy córki na zawsze znikły z Florencji.
Ines była o krok od świętości. Lecz równie\ jeden tylko krok dzielił jej cnotę od stosu. Otó\
teraz trzeba ju\ to powiedzieć: po krótkim sądzie, który się odbył w jej rodzinnej Kastylii, Ines de
Torremolinos zakończyła swe \ycie w 1559 roku, w ogniu rozpalonym przez Zwięte Oficjum.
Niczego nie miała na swoją obronę.
Dowodem, który przesądził o jej losie, była pewna ksią\ka. Do autorstwa zawartych w niej
wierszy Ines sama przyznała się przed sądem. Grzech ten był w sumie niewielki, jeśli się go
porówna z innymi, o które ją oskar\ano i którym ona wcale nie przeczyła. Czarna msza - taki był
tytuł, pod którym znano ową ksią\kę - została spalona razem ze swą autorką. W ustnej tradycji
przechowało się tylko kilka wierszy - podobny zresztą los spotkał niejasną biografię samej Ines de
Torremolinos. Z sześćdziesięciu wierszy, z których składała się Czarna msza, dzisiaj znane są
fragmenty zaledwie siedmiu*. (*Z oryginalnej wersji hiszpańskiej nie zachował się ani jeden
egzemplarz: prawdopodobnie wszystkie zostały spalone. Ocalałe fragmenty są włoskim
tłumaczeniem i znajdują się w Antologia Prohibita.)
Czarna msza
I
Wiersze
1
Niech mnie postawią przed sąd,
niech mnie poddadzą torturom,
niech mnie zawiodą na stos,
powieszą lub poćwiartują.
Ja ju\ wybrałam swój los:
chcę być z kurw największą kurwą.
14
Od dawna w imię miłości
dla niego wszystko być musi:
dla kata pieczemy chleb,
by okruch z niego nam rzucił,
dla kata rodzimy dzieci,
a wszystko w imię miłości.
Zbytnim dla niego wysiłkiem
jest upiec samemu chleb;
dzieci te\ nie umie rodzić;
jeśli więc ród chce przedłu\yć,
niechaj sobie chleb nasz \re:
mo\e wysra dzieci tyłkiem.
22
Dla mnie miłość to tyle:
choroba, ból, tortura,
bezlitosny sztylet.
Czy mo\na miłość opiewać?
Pieśń ta jest zawsze ponura.
Z miłości mo\na umierać.
43
Nam gotować nakazano;
my o kuchnię mamy dbać:
oto przepis wam podaję,
ka\da z nas winna go znać.
Kiedy słońce wstanie rano,
ju\ powinien na was czekać
doborowych chłopców tuzin,
którym te\, co trzeba, wstało.
Od ka\dego wezcie mleka,
a najlepsze będzie takie,
które prosto w usta ścieka.
Potem czas na mszę poranną.
Ksiądz wychodzi na ambonę,
lecz nie słucham, o czym nudzi:
widzę niemal pod sutanną
jego gruby, święty członek.
II
[ Pobierz całość w formacie PDF ]