[ Pobierz całość w formacie PDF ]
prawdę ją peszyć, bo udało jej się rozlać śmietankę, którą
przelewała do mikroskopijnego dzbanuszka. Blednący ru-
mieniec teraz znów się pogłębił.
- Niezbyt świąteczna u ciebie atmosfera, pani Mikołajo-
wo - zauważył.
Choć kuchnia nie pachniała świętami, przynajmniej wy-
glądała na używaną, w odróżnieniu od innych pomieszczeń.
Na blacie w równym rządku stał całkiem spory wybór przy-
praw, a na stoliku, przy oknie z żółtymi firaneczkami, leżała
rozłożona poranna gazeta.
- Miał przyjść tu skrzat i pomóc w dekoracjach - mruknę-
ła, wycierając blat. - Ale jak wiesz, dał plamę.
Nagle zrobiło mu się jej żal. Wyglądała, jakby miała zaraz
poprzewracać resztę zastawy. Zabrał jej ściereczkę i spokoj-
nie dokończył sprzątać.
- Och! - westchnęła, a rumieniec przeszedł w pąs, gdy
dłoń Michaela przypadkiem otarła się o jej palce.
Dotknięcie trwało ułamek chwili, ale ten fizyczny kontakt
również jego zelektryzował. Ze zdumieniem poczuł, że serce
zaczęło mu mocniej bić.
Powoli, przypomniał sobie i odsunął się od Kirsten. %7łeby
zająć czymś ręce, opłukał ściereczkę i rozwiesił ją na brzegu
S
R
zlewu. Potem zdjął kurtkę, powiesił na kuchennym krześle
i wygodnie rozsiadł się przy stoliku.
- Zamierzałam podać kawę w salonie - powiedziała zmie-
szana Kirsten, patrząc na przygotowaną tacę.
- Jestem kuchennym stworzeniem - odparł.
- Co to znaczy?
- Niestety, nic związanego z seksem - westchnął teatralnie,
obserwując z satysfakcją, jak szkarłat pokrywa jej policzki.
Jednak po chwili przestało mu być do śmiechu. Chciał
podroczyć się z Kirsten, a padł ofiarą własnego poczucia hu-
moru. Przed oczami mignęła mu namiętna scenka: on i Kir-
sten w upojnym szale oparci o kuchenny stolik. Potrząsnął
głową. Nie wygląda na to, by ten ażurowy mebel był w stanie
znieść aktywność tego typu.
Spójrz na te rumieńce, stary! Ona też nie zniosłaby takiej
aktywności. Na razie, podszepnął mu złośliwy chochlik. Od
tej myśli jemu również zrobiło się gorąco.
- Masz może karty? - zapytał lekko zachrypniętym gło-
sem.
- Karty... - Odstawiła tacę. - Karty - powtórzyła radoś-
niej, kiedy uświadomiła sobie, że zaproponował coś, co być
może uratuje ich od niezręcznej ciszy.
, - Nauczę cię grać w oko.
- A to ma coś wspólnego z seksem? - zapytała, przygląda-
jąc mu się podejrzliwie.
To w niej uwielbiał. Choć najwyrazniej nie miała doświad-
czenia wdamsko-męskich sprawach, prowokowała rozmowy
na ten temat, które nieodmiennie kończyły się jej skrępowa-
S
R
niem i rumieńcem. Tylko że tym razem on też zbyt inten-
sywnie reagował. Napięcie stawało się niemal namacalne.
Ze zdumieniem obserwował swoje reakcje. Na jego skali
podniet rozmowa i delikatne muśnięcie palców były... nawet
nie wstępem do erotycznej gry. Oboje mają na sobie ubrania.
Kirsten jest zapięta po samą szyję, a on cały płonie. Nawet
nie zapowiada się na to, by miał szansę ujrzenia choć skraw-
ka jej nagiego ciała. Na razie, znów odezwał się złośliwy cho-
chlik. Przez takie myśli Michael czuł się tak, jakby właśnie
ukończył długi maraton.
- Nie - odparł ze ściśniętym gardłem. - Niestety - dodał,
nie mogąc się oprzeć pokusie. - Ale gdybyś chciała zagrać
w rozbieranego pokera, ja w to wchodzę!
Popatrzyła na niego oszołomiona i oblizała spierzchnięte
usta. Naprawdę wolał, żeby tego nie robiła. Potem zerknęła
w stronę drzwi, jakby miała ochotę uciec. A może chce prze-
brać się w coś wygodniejszego?
Uspokój się, nakazał sobie, przyłapując się na tej myśli,
i udał, że się śmieje.
- %7łartowałem tylko.
Kirsten po raz kolejny go zaskoczyła. Zamiast ulgi, na jej
twarzy mignęło... rozczarowanie? Jakby poczuła się niegod-
na gry w rozbieranego pokera.
Michael spojrzał na nią z głodem w oczach. Mógłby jedną
ręką odpiąć jej ten jeden guzik przy szyi... Nawet o tym nie
myśl, draniu, skarcił się w myślach.
Kirsten jest porządną dziewczyną. Taką, jaką wybrałaby
dla niego matka.
S
R
- Moja rodzina zawsze grała w święta w karty - usłyszał
swój głos. - Czasami było nas niemal pięćdziesięcioro, cza
sami tylko czwórka.
Dawał jej szansę na opowiedzenie, co jej rodzina robiła
w święta, ale Kirsten nie skorzystała z niej. Powoli niosła ta
cę, skupiona tak, jakby od tego zależało jej życie. Odstawiła
ją w końcu na stolik i, nie patrząc w jego stronę, rzuciła się
do przeglądania kuchennych szuflad. Z jednej triumfalnie
wyciągnęła nieużywaną talię kart. Podała mu je zaskoczona
i zadowolona, że coś takiego ma.
Michael otworzył i potasował talię, kiedy Kirsten siada
ła i nalewała kawę. Nie mogła oderwać wzroku od jego rąk
Domyślał się, że ona też mocno odczuła ich mimowolne ze-
tknięcie. Rozłożył karty, objaśnił ich nominały i zasady gry
Szybko je pojęła i zaczęła się odprężać. Przy trzecim rozda-
niu już się śmiała, a on był skupiony na grze.
- Nie próbuj oszukiwać - ostrzegł.
- Nigdy tego nie robię!
- Mój ojciec zawsze oszukiwał - oznajmił ugodowo
i uśmiechnął się do wspomnień. - We wszystkim był do-
bry. W karty też nie lubił przegrywać. Oszukiwał, aż furczało,
Dorosły i dojrzały człowiek, który osiągnął w życiu sukces;
nie umiał pogodzić się z przegraną w karty.
-To urocze.
- Pewnie. A mój brat musiał zawsze o coś grać. O drób
niaki, gdy mama była w pobliżu, i o wszystko inne, kiedy
nie patrzyła.
- Na przykład?
S
R
- O piłeczki golfowe, rodzynki w czekoladzie, swoją kolek-
cję czapek z daszkiem... Nieraz graliśmy o prezerwatywy.
Celowo prowokował jej rumieńce, ale każdy kij ma dwa
końce. Znów zaczął myśleć o bluzce Kirsten.
- A moja mama - zaczął, udając, że nie widzi, jak Kirsten
[ Pobierz całość w formacie PDF ]