[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie, proszę księdza.
Tyś do niego wcale nie pisała?
Nie, proszę księdza.
Niezawodnie zawiadomi cię o tym, co zrobił dla ciebie. Nakazuję ci nie widzieć się z
nim w rozmównicy; gdyby do ciebie napisał, bezpośrednio czy pośrednio, przyślesz mi jego
list nie otwierajÄ…c go; rozumiesz, nie otwierajÄ…c go.
Tak jest, proszę księdza; będę posłuszna. Niezależnie od tego, czy nieufność księdza
Héberta dotyczyÅ‚a mnie, czy mojego dobroczyÅ„cy, byÅ‚am niÄ… dotkniÄ™ta.
Pan Manouri przybył do Longchamp jeszcze tegoż wieczoru dotrzymałam słowa danego
archidiakonowi: nie zgodziłam się na rozmowę z nim. Nazajutrz przysłał mi list przez swego
wysÅ‚aÅ„ca; otrzymaÅ‚am to pismo i posÅ‚aÅ‚am je, nie otwierajÄ…c, ksiÄ™dzu Hébertowi.
Było to, o ile sobie przypominam, we wtorek. Wciąż oczekiwałam z niecierpliwością skut-
ku obietnicy archidiakona i zabiegów pana Manouri. Zroda, czwartek, piątek minęły bez żad-
nych wieści. Jakże długie wydały mi się te dni! Drżałam, aby jakaś nagła przeszkoda nie po-
psuła wszystkiego. Nie odzyskiwałam wolności, ale zmieniałam więzienie, a to też jest coś.
Pierwsze pomyślne wydarzenie rodzi w nas nadzieję drugiego i stąd może wywodzi się przy-
słowie, że szczęście nie chadza w pojedynkę .
Znałam towarzyszki, które porzucałam, i nietrudno mi było przypuszczać, że coś zyskam
obcując z innymi więzniarkami; jakiekolwiek byłyby, nie mogły być ani bardziej złe, ani bar-
dziej nieżyczliwe.
W sobotę rano, około dziewiątej, w klasztorze wszczął się wielki ruch; bardzo niewiele
potrzeba, żeby wywołać zamieszanie wśród mniszek. Biegały we wszystkie strony, mówiły
do siebie szeptem, drzwi sypialni otwierały się i zamykały; jak mógł pan dotychczas zauwa-
żyć, to znak, że w klasztorze zaszło coś ważnego. Byłam sama w swej celi, serce mi biło. Na-
słuchiwałam przy drzwiach, wyglądałam przez okno, miotałam się nie wiedząc, co robię;
mówiłam sobie drżąc z radości:
To po mnie przyszli, za chwilę już mnie tu nie będzie... . I nie myliłam się.
Dwie nieznane postacie zjawiły się u mnie; były to zakonnica i furtianka z Arpajon: w
dwóch słowach powiadomiły mnie o celu swego przybycia. Wzięłam pośpiesznie należące do
mnie manatki; wrzuciłam je groch z kapustą do fartucha furtianki, która porobiła z nich
pakunki. Nie pragnęłam wcale widzieć się z przełożoną; siostry Urszuli już nie było, nie zo-
stawiałam tu nikogo. Zeszłam, otworzono mi furtę; po zrewidowaniu tego, co zabieram ze
sobą, siadłam do karety i udałam się w drogę.
Archidiakon i dwaj młodzi księża, pani prezesowa X i pan Manouri byli zebrani u przeło-
60
żonej, gdzie ich uprzedzono, że opuszczam klasztor w Longchamp. W drodze zakonnica z
Arpajon udzieliła mi informacji o swym klasztorze wychwalając go, a furtianka dodawała
jako refren do każdego zdania: To czysta prawda... . Była szczęśliwa, że ją właśnie wybra-
no, aby mnie przywiozła, i chciała się ze mną zaprzyjaznić; zwierzyła mi się więc z kilku ta-
jemnic klasztornych i dała mi kilka rad co do mego zachowania się; te rady prawdopodobnie
służyły jej do własnego użytku, ale mnie nie mogły przydać się na nic.
Nie wiem, czy pan widział kiedy klasztor w Arpajon; to jest czworobok, którego jedna fa-
sada wychodzi na gościniec, a druga na wieś i na ogrody. W każdym oknie pierwszej fasady
była jedna, dwie lub trzy mniszki; ta okoliczność powiedziała mi więcej o porządkach panu-
jących w tym klasztorze niż wszystko, co mi o tym mówiły w drodze zakonnica i jej towa-
rzyszka. Widocznie znano pojazd, w którym jechałyśmy, gdyż w mgnieniu oka te wszystkie
głowy w welonach zniknęły; przybyłam do bramy mojego nowego więzienia. Przełożona
wyszła na moje spotkanie z otwartymi ramionami, uściskała mnie, wzięła za rękę i zaprowa-
dziła do sali zgromadzenia, gdzie już znajdowało się kilka mniszek, a reszta wkrótce nadbie-
gła.
XIII
Przełożona w Arpajon nazywa się pani X. Nie mogę odmówić sobie chętki opisania jej pa-
nu, zanim zacznę opowiadać dalej. Jest to kobieta niewielkiego wzrostu, okrągła jak kula, a
[ Pobierz całość w formacie PDF ]