[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Na chwilę odwrócimy role. Czasem gwiazdą jest sam dziennikarz, zwłaszcza
dziennikarz znany i z długim stażem. Zdarza się wtedy, że koledzy po fachu dzwonią z prośbą
o komentarz. Mnie na przykład co jakiś czas proszą o wypowiedzi na temat Ursynowa jako
klasycznego blokowiska PRL-u, bo tak się złożyło, że prowadząc od lat stronę poświęconą
mojej dzielnicy i napisawszy jej monografię, uważam się w tej dziedzinie za eksperta. Na
szczęście inni też tak sądzą.
A za eksperta w jakiej dziedzinie można uważać Marcina Prokopa? I to nawet nie
dziś, gdy jest gwiazdą telewizji z licznymi dokonaniami na koncie, tylko ponad dziesięć lat
temu, kiedy był redaktorem naczelnym magazynu popkulturowego Machina ? Otóż
zdziwicie się. Katolicka Agencja Informacyjna uznała go za specjalistę od nominacji
kardynalskich i przeprowadziła z nim wywiad.
- Dzień dobry, Katolicka Agencja Informacyjna, czy pan Marcin Prokop?
- Tak, to ja. - Początkowo trochę się zdziwił.
- Chcielibyśmy poprosić o komentarz do ostatnich nominacji kardynalskich.
- Eee... Nominacji kardynalskich? - Prokop jeszcze bardziej zdziwiony, ale pomyślał
sobie, że chyba jest już ważnym gościem, skoro dzwonią doń w sprawach wagi najwyższej.
- Tak, tak. Nominacji. - Teraz zdziwienie Prokopa zdziwiło jego rozmówcę. - Ale
mówię z panem Prokopem, Marcinem Prokopem?
- Tak, to ja. Proszę pytać.
Agencja więc pyta, młody redaktor naczelny odpowiada, jak umie, ale coś rozmowa
się nie klei. Chyba jednak dzwoniący spodziewał się czegoś innego. Może zraziły go liberalne
poglądy, a może śmiałość ocen decyzji samego Ojca Zwiętego?
- Hmm. No dobrze. To ja wszystko zanotowałem - słychać z drugiej strony. - Wysłać
do autoryzacji?
- Tak, tak. Bardzo proszę - Prokop może jest śmiały w komentowaniu, ale jednak
opinie dla Katolickiej Agencji Informacyjnej wymagają nieco chłodniejszej oceny.
- Adres ten co zawsze?
- Tak, tak. Nic się nie zmieniło.
- Marcin-prokop-małpa-jezus-żyje-pl?
- Nie, nie. Marcin-prokop-małpa-machina-pl.
- Machina...?
- Tak. Machina-pl.
- No dobrze. To ja dziękuję bardzo. Bóg zapłać.
I tu naszego Prokopa coś tknęło. Szybkie sprawdzenie w internecie i jest. Marcin
Prokop. Z czasopisma Jezus %7łyje . No pięknie - myśli sobie redaktor. - Ciekawe, czy jemu
z kolei inni wysyłają pytania o Black Sabbath? .
PRZEPRASZAM, MO%7łNA?
Przez telefon można się pomylić - nazwisko się zgadza, a może i głos podobny? Ale
pomylić się, rozmawiając twarzą w twarz z bardzo znaną osobą? O, żaden problem. Młodzi
dziennikarze mają czasem spory kłopot z rozpoznawaniem znanych twarzy. Znane twarze
mają bowiem to do siebie, że są znane, więc jeżeli taki żółtodziób zapyta kogoś, kim jest ta
znana twarz, wyjdzie na kompletnego ignoranta. A tego za wszelką cenę każdy stażysta chce
przecież uniknąć. No i oczywiście wpada w pułapkę.
Sejm, czasy IV Rzeczpospolitej, trwa barwna koalicja Prawa i Sprawiedliwości, Ligi
Polskich Rodzin i Samoobrony. Jednym z częściej pojawiających się w mediach działaczy
LPR jest Wojciech Wierzejski. Krótko ostrzyżony blondyn, rocznik 1976. Czy podobny do
Jakuba Sobieniowskiego z Faktów TVN, krótko ostrzyżonego blondyna, rocznik 1974? W
oczach młodej reporterki telewizyjnej najwyrazniej tak. Nieco speszone dziewczę zaczepia na
korytarzu redaktora Sobieniowskiego:
- Panie pośle, można?
- Słucham? - Redaktor zdziwił się nieco swoim nowym tytułem.
- Czy można poprosić pana posła o wypowiedz?
- Oczywiście. - Kolega Sobieniowski kątem oka rejestruje podśmiewających się
dziennikarzy. - Słucham panią.
Dziewczyna pyta o Ligę Polskich Rodzin i jej stanowisko w jakiejś bardzo wówczas
ważnej sprawie. Redaktorowi już świta, za kogo wzięła go młoda reporterka, dzieli się więc
z nią krótką analizą polityczną, z której sam Roman Giertych na pewno byłby dumny.
- Czy może się pan poseł dla porządku jeszcze przedstawić? - Kończy wywiad ze
znaną twarzą kandydatka na telewizyjną gwiazdę.
- Oczywiście. Wojciech Wierzejski.
W oczach reporterki widać ten błysk tak właśnie myślałam! , ale niestety... Chóralny
rechot obserwujących scenę nieco starszych kolegów po fachu oraz własnej ekipy
wyprowadza ją z błędu. To chyba nie jest jednak Wojciech Wierzejski, tylko inna twarz. Ale
też znana!
Podobna historia przytrafiła się też Markowi Nowickiemu. Widać reporterzy
Faktów często podpadają pod kategorię skądś tego gościa znam, tylko kto to jest? .
Specjalizujący się w tematyce medycznej dziennikarz pojechał na Zląsk. Rok 2013,
w Gliwicach przeprowadzono właśnie pionierską operację przeszczepu twarzy ratującego
życie. Zespołem lekarzy kierował profesor Adam Maciejewski. Czy podobny do redaktora
Nowickiego? No cóż... Obu panów łączy to, że fryzjer nie ma przy nich zbyt dużo pracy. A
poza tym to raczej trudno ich pomylić. Trudno, ale można. Przed konferencją w gliwickim
Instytucie Onkologii do Marka Nowickiego podchodzi lekko poddenerwowany młody
dziennikarz TVP Katowice.
- Panie profesorze, czy zechciałby pan przyjąć zaproszenie do naszego studia?
- Z przyjemnością, ale nie wiem, czy pańscy szefowie byliby zadowoleni.
- Ale o co chodzi? Czemu?
- Wie pan... Ja nie jestem profesorem Maciejewskim. Nazywam się Marek Nowicki
i jestem dziennikarzem TVN - odparł redaktor, który ze swoją wiedzą mógłby oczywiście już
być profesorem, chociaż raczej historii, bo takie właśnie studia skończył.
Czasem bywa jednak odwrotnie i to dla celebryckich dziennikarzy może być trudne do
zniesienia. Gdańskie lotnisko. Trwa właśnie pierwsza edycja programu TVN Mam talent .
Na odprawę czeka współprowadzący show, wspomniany przed chwilą Marcin Prokop.
Dziesięć lat po wywiadzie dla Katolickiej Agencji Informacyjnej jest już pierwszoligową
gwiazdą telewizji. Gdy tak stojąc w kolejce do kontroli, rozgląda się wokół, jego wzrok
krzyżuje się ze wzrokiem strażnika granicznego. Oho. - Prokop niejeden raz widział już takie
spojrzenia. - Zostałem rozpoznany - myśli i ma rację. Celnik już szturcha kolegę i coś mu
szepcze, wskazując na dziennikarza. Ten w końcu dochodzi do stanowiska kontroli.
- No, naprawdę - zagaja strażnik. - Niezle pan to zrobił. Jestem pod wrażeniem.
- Dzięki!
- No, naprawdę. Trudna to na pewno sztuka, ale niech pan powie: jak pan to zrobił, że
wyszło tak realistycznie?
- Och, wie pan. To normalne w moim zawodzie.
- No właśnie. Ten pański zawód. Scenariusz, kamera...
- No, tak, tak. Scenariusz, kamera. - Prokop zastanawia się, do czego to wszystko
zmierza? Czyżby funkcjonariusz był znajomym kogoś startującego w Mam talent ?
- No, ja sobie myślę. - Strażnik nie tylko pomyślał, ale i familiarnie poklepał Prokopa
po ramieniu. - Tak sobie myślę, że ten Rysiek po drugiej stronie też pana kiedyś klepnie
i powie: Dobra robota, panie Tomaszu! .
Zaraz, zaraz. Co za Rysiek? Riedel. Z Dżemu. A ten Tomasz? To Tomasz Kot, który
Riedla zagrał właśnie w filmie. Zresztą Kota też podobno mylą z Prokopem i podczas
spontanicznych spotkań z publicznością nieraz słyszy:
- Panie Marcinie, pan koniecznie pozdrowi Dorotkę Wellman!
Pozdrawiamy więc wszystkich rozpoznanych i pomylonych dziennikarzy. W
następnym odcinku czekają nas pomyłki znacznie grubszego kalibru - te, przy których
omawianiu przyda się maszyna robiąca piii . Jeżeli więc ktoś zaplanował czytanie dziecku
na dobranoc, to niech lepiej przeskoczy dwa rozdziały. Czytelników pełnoletnich za to
serdecznie zapraszamy. Porzucamy sobie mięsem. Na żywo albo w studiu.
MOTYLA NOGA
Jak pamiętają wszyscy fani Misia, motyla noga była ulubionym przekleństwem
Tomka Mazura. Nazwisko zobowiązuje może nie tyle do powtarzania jej na antenie, co do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]