[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sobie sprawy, że dzieciak nie jest bezinteresowny. Nie była kobietą na
jednorazową przygodę. Zanim Dillon zaciągnął ją do łóżka, kazała mu czekać
trzy upiorne miesiące.
Powinien ją oświecić i zaoszczędzić jej upokorzenia.
- Nie uważasz, że jest dla ciebie trochę za młody?
- 78 -
S
R
- Przeciwnie, lubię młodzież - odpowiedziała, wyglądając przez okno.
Uśmiech na jej twarzy stał się szerszy.
- Nie chcę cię pozbawiać złudzeń, ale jemu chodzi tylko o jedno.
Wyjedziesz z Meksyku i nigdy więcej o nim nie usłyszysz.
- Do czego zmierzasz? - spytała, odwracając się do niego. Nie zmyli go
swobodnym zachowaniem.
- Znam cię. Nie interesują cię przelotne romanse. Jesteś typem kobiety,
która szuka trwałego związku.
- Jeśli ci to pomaga, możesz sobie tak myśleć.
- To nie ma nic wspólnego ze mną. Nie obchodzi mnie, co robisz. Ale nie
chcę, żeby ktoś ci złamał serce.
- Mężczyzni powinni być jak chusteczki jednorazowe. Delikatni, silni i do
wyrzucenia po zużyciu. Z drugiej strony pochlebia mi twoja zazdrość.
- Ja zazdrosny? Niby o co? Jesteś nieznośna.
- Być może, ale mimo to chcesz się ze mną przespać. Przyznaj się.
- Z kobietą, która żałuje, że za mnie wyszła?
Ledwie wypowiedział te słowa, zdał sobie sprawę, jak żałośnie
zabrzmiały. Jakby naprawdę zraniła jego uczucia. Co było nieprawdą.
- Nie to miałam na myśli - usprawiedliwiła się miękkim głosem,
wyglądając przez okno samochodu.
Cóż to? Przeprosiny?
- A co?
- Oprócz złych chwil było też wiele dobrych.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Staram się... przeprosić cię, jeśli zraniłam twoje uczucia.
Spodziewał się uszczypliwej uwagi, szpilki, a spotkało go zaskoczenie.
Chyba przesadzał. Ivy była wyjątkowo dumna i Dillon wiedział, ile ją
kosztowały te przeprosiny.
- Nie uraziłaś mnie, ale przyjmuję twoją skruchę.
- 79 -
S
R
- To student psychologii. Ma dwadzieścia dwa lata. - Dopiero po chwili
dotarło do niego, że ma na myśli chłopaka z rejsu. - Bystry dzieciak. Jest
zaręczony ze wspaniałą dziewczyną, w której jest na śmierć zakochany. Po
zrobieniu dyplomów zamierzają się pobrać. Zastanawiają się nad
przeprowadzeniem się do Teksasu. Powiedziałam mu, żeby zadzwonił, gdyby
szukali praktyki.
- Pozwól, że ci udzielę dobrej rady. Nie flirtuj ze studentami.
- Nie flirtowałam.
- Obserwowałem cię, kotku. Podrywałaś go. Grubo przesadziłaś.
- Może troszeczkę. Byłeś zazdrosny, przyznaj się.
- Jeśli to zrobię, pójdziesz ze mną do łóżka?
- Wiedziałam. - Uśmiechnęła się.
Dillon nie widział sensu w dalszym spieraniu się. Kiedy wbiła sobie coś
do głowy, trudno jej to było wyperswadować. Z drugiej strony, nie mógł
zaprzeczyć, że był trochę zazdrosny. Jeśli Ivy podczas pobytu w Meksyku miała
doświadczyć chwili zapomnienia, to tylko z nim.
Kiedy wrócili do willi, zastali ją zupełnie pustą. Obiad był gotowy, więc z
grzeczności postanowili go zjeść.
Okazało się, że było miło. Coś niezwykłego wydarzyło się w drodze
powrotnej z portu. Napięcie, które wisiało w powietrzu od wczorajszego
popołudnia, znikło. Zawiązało się między nimi niejasne porozumienie.
Po obiedzie Dillon wstał od stołu.
- Zrobiło się pózno. Idę do mojego pokoju - oświadczył niespodziewanie.
- Jest dopiero ósma.
- Jestem trochę zmęczony, a muszę jeszcze popracować.
Naprawdę sądził, że jest taka naiwna, że nie wie, co zamierza? Udaje, że
ją zostawia w spokoju, żeby ją potem nagabywać przez pół nocy.
- W takim razie do jutra. Słodkich snów - podjęła jego grę.
- 80 -
S
R
Dillon obszedł dookoła stół, zatrzymał się przy niej i wyciągnął do niej
rękę.
Ivy spojrzała na niego podejrzliwie, po czym niepewnie podała mu dłoń,
dochodząc do wniosku, że pewnie chce ją odprowadzić. Ale on przekręcił jej
dłoń i pochylił się ku niej. Ivy zakręciło się w głowie. Poczuła, jak serce
zaczyna jej szybciej bić. Siedziała w bezruchu. Dillon przymknął oczy i
powąchał delikatnie jej nadgarstek, który skropiła wcześniej kupionymi na
bazarze perfumami.
- Podobają mi się - powiedział, spoglądając na nią gorąco.
Ivy poczuła ciepło jego oddechu. Jego usta delikatnie musnęły wierzch jej
dłoni, przyprawiając ją o dreszcz pożądania.
Zapragnęła, żeby znów przyszedł się jej naprzykrzać. Z doświadczenia
ostatnich dni wnosiła, że nie będzie musiała długo czekać.
Dillon wypuścił jej rękę i wyszedł z jadalni.
Zaraz wróci, pomyślała. Znajdzie tylko jakiś bezsensowny pretekst.
Upłynęło kilka minut. Ivy nadal siedziała przy stole. W końcu wstała,
wyszła na taras i spojrzała w kierunku oceanu, na chowające się za horyzontem
słońce. Usłyszała za sobą hałas i uśmiechnęła się do siebie. Dillon był taki
przewidywalny.
Ukryła uśmiech i odwróciła się.
- Myślałam, że będziesz... - urwała, zorientowawszy się, że to nie jej były
mąż, lecz gospodyni.
- Słucham panią? - spytała kobieta z silnym meksykańskim akcentem.
- Przepraszam, pomyliłam panią z kimś - odparła, rumieniąc się
zmieszana, i pospieszyła do swojego pokoju.
Widocznie Dillon czekał, aż wróci do sypialni. Może nawet już tam był,
rozłożony na łóżku, tak jak wtedy, gdy wyszła spod prysznica.
Ruszyła po schodach na górę, głośno stąpając, żeby Dillon wiedział, że
idzie. W korytarzu na górze panowały mrok i cisza. Drzwi od jej sypialni były
- 81 -
S
R
otwarte, tak jak je zostawiła. W środku ciemno. Na pewno planował ją za-
skoczyć.
Weszła do pokoju i zapaliła światło. Na łóżku nikogo nie było. Może jest
na tarasie albo w łazience? Sprawdziła wszystkie miejsca, nawet garderobę.
Aóżko było posłane, wszystkie rzeczy znajdowały się na miejscu, tam gdzie je
zostawiła, wychodząc.
Zdziwiła się. Co więcej, poczuła się rozczarowana. Dlaczego tak nagle
przestał ją prześladować?
Może była zbyt niecierpliwa? Na pewno chciał jej dać trochę czasu na
przygotowanie się i zaraz się tu zjawi, żeby ją dalej gnębić.
Zrzuciła sandały i przeczesała palcami włosy. Dillon widział ją dziś po
raz pierwszy z rozpuszczonymi włosami. Miała je teraz nieco dłuższe niż
dziesięć lat temu i nadal naturalnie się kręciły. Matka nieustannie suszyła jej o to
głowę.
- Zrób coś z tą czupryną - zrzędziła, kiedy Ivy pozwalała włosom schnąć
na wietrze i zostawiała poskręcane.
Odkąd pamiętała, zawsze ją pouczała, nawet teraz.
Ganiła jej uczesanie, styl ubierania, makijaż, postawę. Uważała się w tych
kwestiach za autorytet.
- Gdybyś się nauczyła prawidłowo używać kredki do oczu, twoje oczy nie
wyglądałyby na takie małe - powtarzała. Albo: - Widziałam cię w wywiadzie
dla CNN. Jak zwykle się garbiłaś. Czy to taki problem siedzieć prosto?
Większość ludzi cieszyłaby się z faktu, że ich córka występuje w CNN,
ale jej matce to nie wystarczało. Nic nigdy nie było dla niej wystarczająco
dobre. Ivy zastanawiała się, czy matka podobnie zadręczała jej ojca. Może
dlatego od nich odszedł? A może nie był przygotowany na wzięcie na siebie
odpowiedzialności za rodzinę? Zresztą dotąd się nie zmienił. Od czasu do czasu
wysyłał kartkę na święta lub telefonował z okazji urodzin. Po latach prób
- 82 -
S
R
nawiązania z nim bliższego kontaktu w końcu się poddała, przyjmując do
wiadomości fakt, że to się nigdy nie uda.
Ciekawe, czy gdyby została z Dillonem, to samo spotkałoby ich dzieci?
Czy on również byłby nieobecnym ojcem? Wtedy dał jasno do zrozumienia, że
nie jest gotowy na dzieci. Czy kiedykolwiek będzie? To był jeden z tematów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]