[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wie, po co Dobiechowa do Amerykan poszła?
Ale Smolarkowa nie wie, po co.
To, mówi Ciućkowa, poleć i ty, szklankę cukru niby pożyczyć. Ja bym poleciała, ale nie mogę przez
Frankę, która mnie przed Amerykanami oplotkowała.
To Smolarkowa poleciaÅ‚a. I widzi tak: Dobiecho¬wa niczym jaka hrabina w wielkim fotelu siedzi,
zaproszona przez Amerykanowa do tego pokoju jak stodoła. A ten pokój, czy jak Ciućkowa gada
liwinrum, Jezusie! Rowerem by po nim jezdzić. Na jednej ścianie stoi komin z cegłów
czerwo¬nych, z otworem wielkim, że sagan by wszedÅ‚ z kartoflami dla Å›wiÅ„. Na drugich Å›cianach
zamiast tynku deski poukÅ‚adane, a sufit belkami drew¬nianymi poprzecinany, aże Smolarkowa
osłupiała, aże ją zatkało. Jedyne, co ładne w tym pokoju, to żyrandol, jakby z sopelków lodu
zrobiony, ta¬kie kryÅ›taÅ‚ki na tym żyrandlu Å›liczne, i druga rzecz Å‚adna, to dywan taki wielki na pół
pokoju, puszysty jak trawa majowa na łące, tylko że ja¬sny bardzo, zaraz siÄ™ ubrudzi.
I tak: Amerykanowa wypieki ma. Amerykan papierocha ćmi. A Dobiechowa rozpiera siÄ™ w fo¬telu,
herbatÄ™ popija i gada o swojej krzywdzie. Ze Dobiech bijaÅ‚ jÄ… dzieÅ„ w dzieÅ„. %7Å‚e jej dzie¬ciów
jedenaście narobił, i te dzieci też bijał dzień w dzień. %7łe musiała sama z dzieciarni siedem hektarów
pola obrabiać, orać, siać, kosić, jak chłop wszystko, bo inaczej pomarliby z głodu wszystkie
Dobiechy. I że ona, Dobiechowa, teraz dziękuje Amerykanom za to, że ją od Dobiecha uwolnili.
Przez te dulary, którymi zapÅ‚acili Kula¬som, a które od Kulasów Dobiech z Klukiem chcieli
wydusić. Bo teraz ona, Dobiechowa, wolna Cdzie. Dobiech prędko z kryminału nie powróci, a ona
Dobiecha z gospodarki wydziedziczy i TQz wód z nim akuratny wezmie. Daleko Dobiech
kratkami, to nie zabije za ten rozwód. A potei* jak z kryminału wyjdzie, to może się w dupę
całować, niech i pod płotem albo w rowie sobie zdycha.
Amerykanowej coraz większe wypieki na twarz biją, co i trochę Smolarkowa pyta: czy to prawda
co Dobiechowa mówi, bo aż uwierzyć trudno?
Niby w czym prawda? Smolarkowa nie głupia żeby Dobiechowej przytakiwać.
No, w tym, że Dobiech tak Dobiechowa bił dzień w dzień, i że dzieci mają tyle? i że ciągle pijany, i
że Dobiechowa sama orze? I jeÅ›li pra¬wda, to jak to? czemu nikt w obronie Dobiecho¬wej nie
stawaÅ‚, czemu pozwalaÅ‚ Dobiechowi nad niÄ… siÄ™ znÄ™cać, czemu nikt Dobiechowej nie po¬mógÅ‚ w
polu?
Patrzcie ją, Amerykanową, jaka dociekliwa! To Smolarkowa gada, że tak: Dobiechy dzieciów mają
kupe, fakt, i pewno je Dobiech Dobiechowej zrobił, bo któż by inny, kiedy Dobiech ślubny? ale czy
Dobiech tak dzień w dzień bijał, to jego pytać trzeba, może tak bijał, a może nie, może nie co dzień,
ale co drugi dzieÅ„? yyy, wielkie rze¬czy, mnie też mój bija, wybije, wybije, przydusi, ale Å›wiat siÄ™
od tego nie zawala, prawie wszyscy bijajÄ…, tylko Franek Franki nie bija, bo Franek to takie lelum-
polelum, kociaka lubi zadusić, cze¬mu nie, ale baby swojej nie tyka, to Franka, cho¬ciaż kurdupel
za przeproszeniem, Franka potrafi nabić; no i Pipek nie bijaÅ‚, ale za to oleju do sma¬Å¼enia Å›ledzi
skąpił, no i kto jeszcze nie bija? Ciu-
" k przez jakiś czas Ciućkowej nie bijał, ale te-"1 z powrotem bija, to czy Dobiechowej jaka
krzywda się działa, że ją Dobiech trochę wy-szturchał?
Tak gadaÅ‚a Smolarkowa, i podobno Ameryka¬nowÄ… gÄ™bÄ™ rozdziawiÅ‚a, oczy siÄ™ jej zrobiÅ‚y okrÄ…¬gÅ‚e
jak talerze i do swego woła: Stefan, słyszysz? A Amerykan papierocha ćmiąc, uhu, powiedział.
A AmerykanowÄ… zaczęła chodzić po tym dy¬wanie nowym, deptać go, jakby nigdy nic, jakby nie
był taki puszysty i wielki, i nowiutki, depcze, depcze, w te i w tamte, i wreszcie powiada: Jak wy tu
żyjecie? I do Amerykana woÅ‚a: Stefan, sÅ‚y¬szysz, jak oni tu żyjÄ…? a Amerykan na to: uhu, mówi.
Coś trzeba zrobić, woła Amerykanową. Tak tu ładnie, tak pięknie, zakątek jakby przez Boga
stworzony, mówi. Coś strasznego, mówi. Jedenaścioro dzieci, mówi, ręce wyłamuje. Wszyscy biją,
mówi, nie do uwierzenia. Boże, Boże, mówi. Jakaś głupia, nie?
I do drugiego pokoju leci, i zaraz przylatuje z powrotem, rÄ™ce ma peÅ‚ne jakiÅ› szmatów, swe¬try
jakieś nowe, piękne, dularowe, i bluzki, i coś tam jeszcze, i wtyka to wszystko Dobiechowej, i za
ręce ją ściska, i gada: niech pani wezmie dla dzieci, przyda się, niech się pani nie zamartwia,
przecież żyje pani nie na pustyni, ale wśród ludzi, pomożemy pani we wszystkim, prawda, Stefan?
A Amerykan papierocha ćmi, uhu, mówi.
Zniła się sowa
129
0 tym, co się dalej działo
Dalej to się działo tak:
Ciućkowa ze Smolarkowa przez cały dzień g-niały po wsi, opowiadały wszystkim, jaka \ z
Dobiechowej świnia bez sumienia!
Nie do pomyślenia wprost, że taka z niej św nia!
Z jednej strony niby prawda: Dobiech pijak, od rana do wieczora zapijaczony, i prawda, że Do-
biechowej narobił dzieciów jedenaścioro, i pra. wda, że z tych dzieciów tylko najstarsze: Halina
1 Zośka, a ze średnich: Janek i Heniek są do rze-rzy, a reszta to bele jakie; wiadomo, jak to po
pijaku spÅ‚odzone, ale wszystkie sÄ… dobre do robo¬ty i posÅ‚uszne, i za Dobiechowa strasznie, a Do-
biecha okropnie nienawidzÄ…, i jak Dobiech pija¬ny w domie siÄ™ uwali, to różne różnoÅ›ci z nim
wyprawiajÄ…, szczypiÄ… go, Å›wiÅ„stwa na niego kÅ‚a¬dÄ…, robaki, żaby, a ten piÄ…ty, Gienek, to zawsze na
ojca rodzonego, jak leży nieprzytomny, wez¬mie i naszczy. PodleÅ›na nie raz i nie dwa widzia¬Å‚a,
jak Gienek ojca obszczywaÅ‚, bo PodleÅ›na za¬raz koÅ‚o Dobiechów mieszka. No i prawda też, że
Dobiech bijał swoją kobietę i dzieci też bijał, jak trzezwiał, to bijał, i jak pijany, też bijał. Nie raz i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]