[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Hm... tak... - wydukała.
- Mam syna i córkę, są mniej więcej w twoim wieku, więc dobrze rozumiem, co
czujesz.
- To nie dotyczy moich odczuć.
- Oczywiście, że dotyczy. Dla swojej mamy jesteś najważniejszą i najdroższą osobą na
świecie, podobnie jak moje dzieci dla mnie, i nic tego nie zmieni. Pobierzemy się z Clarissa,
ale jej szczęście byłoby pełniejsze, gdybyś szczerze zaakceptowała nasz związek. A. J. zrobiła
marsową minę.
- Nie wiem, co powiedzieć. A myślałam, że wiem. Proszę pana... Aleksie, ponad
ćwierć wieku byłeś dziennikarzem. Zjechałeś cały świat, widziałeś nieprawdopodobne rzeczy.
Clarissa, mimo swych niezwykłych umiejętności wnikania w różne sprawy, jest bardzo
zwyczajną kobietą.
- Kobietą niezwykle spolegliwą i wspaniale wpływającą na innych, a zwłaszcza na
mężczyznę, który zbyt długo żył w ciągłym napięciu. Myślę o przejściu na emeryturę. -
Zaśmiał się, wspominając swoje bezgraniczne zdumienie, kiedy Clarissa wzięła jego rękę i
skomentowała to odpowiednio. - Nigdy o tym nie rozmawiałem, nawet z moimi dziećmi.
Szukałem czegoś więcej niż sztywne, napięte terminy i nadzwyczajne wydania informacji. I
w ciągu paru godzin spędzonych z Clarissa okazało się, że to właśnie jej szukam. Resztę życia
chcę spędzić z twoją matką.
A. J. milczała. Zastanawiała się, czego więcej może pragnąć kobieta ponad miłość
mężczyzny i bezgraniczne oddanie.
Poczuła się nieco swobodniej.
- Alex... czy moja mama częstowała cię kolacją?
- Oczywiście, że tak. - Mimo chochlików w oczach A. J., zdołał zachować powagę. -
Wiele razy. A właśnie, powiedziała mi, że specjalnie na dzisiejszy wieczór zostawiła na
małym ogniu rondelek z sosem do spaghetti. Uważam sztukę kulinarną Clarissy za... za
równie unikalną jak ona.
Śmiejąc się, A. J. wyciągnęła rękę.
- Uważam, że mama trafiła w dziesiątkę.
Wziął rękę Aurory, po czym, ku jej zaskoczeniu, pochylił się i pocałował ją w
policzek.
- Dziękuję.
- Nie wolno ci jej skrzywdzić - powiedziała cicho A. J.
- Wiem, że tego nie chcesz, ale pamiętaj, nie wolno ci.
- Przez chwilę trzymała jego dłoń, po czym zebrała się w sobie i wstała. - Powinniśmy
wracać. Clarissa na pewno już się zastanawia, gdzie jesteśmy.
- Znając ją, myślę, że doskonale wie.
- Czy to ci nie przeszkadza? - Zatrzymała się w drzwiach i spojrzała mu w oczy.
- Dlaczego? To jedna z jej cech. Dzięki niej jest taka, jaka jest.
- Masz rację...
Ledwo weszli do studia, Clarissa natychmiast się odwróciła i uśmiechnęła do nich.
Starym zwyczajem A. J. pocałowała ją w oba policzki.
- Na jedno musisz się zgodzić, odmowy nie przyjmuję - zaczęła bez wstępu.
- Co takiego?
- Urządzę wam wesele.
Policzki Clarissy pokryły się rumieńcem.
- Och, kochanie, ależ to straszny kłopot. - Niby protestowała, ale widać było, że jest
szczęśliwa.
- Z pewnością byłby to kłopot dla panny młodej. Wystarczy, że zajmiesz się ślubną
suknią i wyprawą, a ja dopilnuję reszty. - Szybko uścisnęła Clarissę i pospieszyła, by zająć
swoje miejsce. Jak zawsze usiadła z tyłu.
- Lepiej się czujesz? - zapytał szeptem Dawid, siadając obok niej.
- Trochę. - Nie powie przecież, że czuje się odsunięta na bok i że chce jej się płakać. -
Gdy tylko skończą się zdjęcia, zaczynam planować wesele.
- Możesz poczekasz z tym do jutra? - zapytał żartobliwie. - Na dzisiejszy wieczór
mam dla ciebie inne zajęcie.
Dotrzymał słowa. Ledwo A. J. wróciła do domu, zdjęła żakiet i otworzyła notes z
numerami, żeby załatwić ważny telefon, kiedy rozległ się dzwonek u drzwi. Z notesem w
ręku poszła otworzyć.
- Dawid... Mówiłeś, że masz jakieś sprawy do załatwienia.
- Już je załatwiłem. Która godzina?
- Za kwadrans siódma. Nie spodziewałam się ciebie przed ósmą.
- Najważniejsze, że oboje jesteśmy już po pracy. - Rozpiął guzik jej bluzki. - A jeśli
nie odpowiesz na telefon, sekretarka nagra to po czterech dzwonkach, tak?
- Po sześciu. Ale nie spodziewam się telefonów. Głodny?
- Tak. - Sprawdzał, jak długo potrafi ją trzymać na wyciągnięcie ręki. Okazało się, że
prawie trzydzieści sekund.
- Mam tylko jakąś rybną mrożonkę. - Gdy zaczął muskać wargami jej policzek i szyję,
zamknęła oczy.
- Musimy więc inaczej zaspokoić nasze apetyty. - Rozpiął jej spódnicę, która opadła
na podłogę.
Zdarła mu sweter przez głowę i rzuciła obok.
- Na pewno nam się uda.
Przywarła do niego, wpiła palce w jego plecy, a jego ręce brały w posiadanie ją całą.
Przez długie godziny obserwował, jak sztywno siedziała w studio i wciąż coś
notowała. Teraz była jego, spragniona, i po raz pierwszy, odkąd byli ze sobą, dziwnie uległa.
Osunął się z nią na podłogę.
Zaskoczona tempem, poczuła się bezradna wobec burzy doznań. Brał ją z zawrotną
szybkością, oszołomił, zburzył wszelkie ochronne mury.
A ona garnęła się do niego, szeptała jego imię, słaba kobieta w rękach mocarnego
mężczyzny.
Był bliski szaleństwa. Wreszcie miał pewność, że jej myśli są tylko przy nim.
Zapomniał o wszystkim, sycił się swym szczęściem, swym zwycięstwem. Swą pierwszą wy-
grana bitwą.
Zmieniał miejsca, zmieniał pozycje, ogarnęła go furia zdobywczego, depczącego
wszelki opór seksualizmu, a ona, niczym bez reszty oddana swemu panu niewolnica, godziła
się na wszystko, spełniała każde jego życzenie. Wychwytywała je w lot z pełną erotycznego
żaru uległością, dawała wszystko, co miała, swe ciało, swą rozkosz, swój dziki krzyk
spełnienia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl