[ Pobierz całość w formacie PDF ]
I tak nie mam wyboru. Ale nic mu z tego nie przyjdzie mruknęła Beatrice i spróbowała się
wyrwać, gdy manipulatory znów ją złapały i coś zimnego wpełzło jej do nozdrzy.
Współczesna nauka czyni cuda stwierdziła pokojówka, wygładzając maleńkie fałdki na
przylegającym ciasno do ciała kostiumie. Proszę oddychać tylko przez nos, a wszystko będzie w
porządku. Au revoir. Et bonne chance.
Zanim Beatrice zdążyła zaprotestować lub choć dotknąć nosa, podłoga zniknęła i dziewczyna
wpadła do wody. Zacisnęła usta i stwierdziła, że przez nos oddychać może równie łatwo jak zawsze.
Było to miłe, a w każdym razie nowe. Dobrze przewodząca dzwięki woda rozbrzmiała muzyką,
poniżej bielało piaszczyste dno. Zanurkowała, zawróciła i gotowa była już roześmiać się głośno, ale
pod wodą okazało się to niemożliwe. Rude włosy ciągnęły się za nią barwną wstęgą.
Smukły i opalony Ron podpłynął w kąpielówkach tak dobranych, by harmonizowały z jej
kostiumem. Uśmiechnął się czarująco i połaskotał ją w stopę. Odwróciła się, też z uśmiechem, i
zaczęła uciekać, ale on pogonił za nią. Tańczyli w trójwymiarowej przestrzeni wolni, radośni,
beztroscy.
W końcu słodko zmęczona zawisła w wodzie i zamknęła oczy, a wtedy poczuła obejmujące ją
ramiona i mocne ciało obok siebie. I jeszcze usta przy jej ustach, odpowiadających...
Nie powiedziała głośno, wypuszczając chmurę bąbelków.
Wyrwała filtry z nozdrzy. Było to bolesne, ale ból szybko minął. Upuściła oba sztuczne skrzela.
Wolałabym umrzeć mruknęła, wykorzystując resztkę powietrza.
Z wielkim szumem cała woda zniknęła z basenu. Siedzieli na wilgotnym piasku.
Stanowcza dziewczyna powiedział Ron, wręczając jej monstrualnych rozmiarów biały
ręcznik. Uwielbiam cię. Teraz zatańczymy. Gawota. Spodoba ci się. Kwartet smyczkowy już czeka,
ubierzemy też kostiumy z epoki. Dobrze ci będzie w wysokiej, białej peruce, szerokiej kryzce...
Nie. Wracam do domu. Zadrżała i owinęła się ręcznikiem.
Oczywiście. Taniec byłby dla ciebie czymś nazbyt zwyczajnym. Zamiast tego...
Nie. Moje rzeczy. Wychodzę. Nie zatrzymasz mnie.
Skłonił się uprzejmie i wskazał na nagle ujawnione drzwi.
Sama się ubierz. Jak powiedziałem, wobec ciebie przymus jest niestosowny. To nie twoja
wymówka.
Nie uznaję żadnych wymówek wyszczekała i zdumiała się, skąd te dreszcze, skoro jest
ciepło.
Mała pokojówka już czekała. Szybko rozebrała dziewczynę, wytarła ją, pozwoliła
automatycznej suszarce w parę sekund uporać się z włosami. Beatrice jednak nie zauważała tej całej
aktywności. Nie zauważała nawet swego roztargnienia. Dopiero gdy pokojówka pokazała jej suknię,
zaprotestowała i sama przejrzała zawartość garderoby, wybierając spośród bezliku wspaniałych
rzeczy (wszystkich w jej rozmiarze) prosty czarny kostium zagrzebany na samym dnie. Przeczekała
jeszcze manicure, pudrowanie i inne zabiegi, aż jak nowo narodzona stanęła przed Ronem, który
czekał na nią w pokoju z boazerią z dębu i orzecha.
Ostatni drink powiedział, wskazując na stojącą na blacie butelkę napoleona.
Idę sobie! krzyknęła, głównie dlatego, że z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu bardzo
chciała zostać. Wyminęła go, otworzyła drzwi i zatrzasnęła je za sobą. Schody biegły w górę i w dół.
Pokonywała piętro za piętrem, aż zaczęło brakować jej tchu i musiała przystanąć. Oparła się o
ścianę, potem wyprostowała, musnęła włosy i otworzyła jakieś drzwi. Weszła do tego samego
pokoju, który przed chwilą opuściła.
Ostatni drink powiedział, unosząc butelkę.
Nie mówiąc ani słowa, wybiegła, zamknęła drzwi i ruszyła w górę, na ile starczyło jej sił.
Dotarła do zakurzonych drzwi przeciwpożarowych u wyjścia na dach. Otwierając je, wiedziała już,
gdzie trafi.
Ostatni drink powiedział, nalewając złocisty płyn. Spojrzała na drzwi po przeciwległej
stronie pokoju. Zauważył to.
Wszystkie drzwi, wszystkie korytarze i schody przyprowadzą cię w to samo miejsce
oznajmił uprzejmie. Musisz wypić. Siadaj, odpocznij. Proponuję toast. Za miłość, kochanie.
Wyczerpana ujęła kieliszek w obie dłonie. Ogrzewała przez chwilę trunek własnym ciepłem, po
czym wypiła. Było wspaniale, jak w niebie. Jego twarz coraz bliżej, wargi tuż przy uchu...
Czy uwierzysz szepnął że ta brandy zawiera narkotyk, który złamie twą wolę? Nie pozwoli
ci się sprzeciwić. Opór na nic się nie zda, jesteś moja.
Nie, nie... wyszeptała, obejmując go wszakże i przytakując całym ciałem. Nie, nigdy...
Zapadł mrok.
Zatem narkotyki, oszałamiające prochy powiedziała pózniej, tkwiąc w ciepłej ciemności i
muskając opuszkami palców chłodne prześcieradła. Wydawała się w pełni usatysfakcjonowana.
Nie było już innego sposobu, jak tylko łamiące wolną wolę narkotyki.
A czy uwierzysz, gdy powiem, że tak naprawdę nie dodałem niczego do tej brandy? spytał
nieco zdumiony Ron. Bo tam nic nie było. Naprawdę. Trafiłem jedynie na właściwą tobie
wymówkę.
Przełożył Radosław Kot
Jeżeli
Jesteśmy na miejscu! Obliczenia były idealne! ucieszyła się Trzydziestka Piątka. To jest to
miejsce!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]