[ Pobierz całość w formacie PDF ]

-Dobrze będzie znów poczuć ląd pod stopami - powiedział Reniusz, wpatrując się z nim w
portowe miasto. - Wynajmiemy konie, pojedziemy na wschód, do legionu, i znajdziemy twoją
centurię, aby cię w niej zaprzysiąc.
Marek kiwnął głową. Reniusz odgadł jego nastrój.
-Jedynie wspomnienia zostają te same, chłopcze. Wszystko inne się zmienia. Kiedy znów
zobaczysz Rzym, z trudem go poznasz, a wszyscy, których kochałeś, będą inni. Tego nie da
się zatrzymać, ciągła zmiana to najnaturałniejsza rzecz pod słońcem. -Widząc, że Marek się
nie rozpogadza, mówił dalej: - Ta cywilizacja była stara, kiedy Rzym był młody. Ta ziemia
jest obca dla Rzymianina i musisz uważać, by tutejsze wyobrażenia o urokach życia cię nie
zepsuły. Choć są tu także dzikie plemiona, które atakują z północy, z Ilirii, i pewnie będziesz
miał swój udział w niejednej akcji. To cię interesuje, prawda? - zaśmiał się jak kiedyś, krótko
i szczekliwie. - A może spodziewałeś się wyłącznie ćwiczeń i stania w słońcu? Mariusz zna
się na ludziach, chłopcze. Wysłał cię na jedną z najtrudniejszych placówek w całym
imperium. Nawet Grecy nie poddają się bezmyślnie i w Macedonii urodził się Aleksander. To
właściwe miejsce, by twój miecz trochę okrzepł.
Obserwowali, jak Lucidae zwalnia przy nabrzeżu i rzucają cumy. Markowi prawie zrobiło się
żal nagle utraconej wolności. Tymczasem na pokładzie pojawił się Epides. Był ubrany w
chiton, tradycyjną grecką tunikę sięgającą kolan. Skrzył się od klejnotów, a jego włosy
błyszczały w słońcu od olejków. Zobaczył dwóch pasażerów oczekujących przy burcie na
zejście na ląd i podszedł do nich.
- Mam smutne wieści, panowie. Na północy ruszyła armia grecka i nie mogliśmy wpłynąć do
portu w Dyrrachium, tak jak było zaplanowane. To jest Orikum, jakieś sto mil na południe.
Reniusz spiął się.
-Co takiego? Zostałeś opłacony za to, by wysadzić nas na północy, byśmy mogli dołączyć do
legionu tego młodzieńca, ja...
234
Imperator
- Nie było możliwości, mówię przecież. - Kapitan uśmiechał się pogodnie. - Kody flagowe
pod Dyrrachium były całkiem czytelne. Dlatego zmieniliśmy kurs i popłynęliśmy wzdłuż
wybrzeża, na południe. Nie mogłem ryzykować utraty statku, gdy armia powstańcza opija
zwycięstwo w rozbitych rzymskich garnizonach.
Reniusz schwycił Epidesa za chiton i uniósł go w górę.
-A niech cię ziemia pochłonie, człowieku. Przecież dobrze wiesz, że teraz od Macedonii
dzielą nas te przeklęte wielkie góry. To dla nas kolejny miesiąc ciężkiej podróży i wielkich
wydatków, i to ty ponosisz za to odpowiedzialność!
Epides zaczął się wyrywać, a jego twarz spurpurowiała z wściekłości.
- Ręce przy sobie! Jak śmiesz mnie zaczepiać na moim własnym statku? Wezwę straże
portowe i każę cię powiesić, ty arogancki...
Reniusz puścił chiton i chwycił za rubin w ciężkim złotym łańcuchu zawieszonym na szyi
Epidesa. Gwałtownym szarpnięciem rozerwał łańcuch i wcisnął go sobie do zawieszonego u
pasa woreczka. Epides zaczął się jąkać z gniewu. Reniusz odepchnął go i kapitan rozciągnął
się na pokładzie jak długi.
-W porządku. Wysiadamy. Sprzedam łańcuch i przynajmniej będzie za co kupić zapasy na
drogę - rzucił Reniusz do Marka.
Oczy młodzieńca błysnęły ostrzegawczo. Reniusz zakręcił się w miejscu i dobył miecza
jednym ruchem. Epides rzucił się naprzód ze sztyletem wysadzanym drogimi kamieniami i z
wykrzywioną twarzą.
Reniusz uchylił się przed niezdarnym ciosem, rozpłatał mieczem gładko wygoloną pierś
mężczyzny i z rozpędu poprawił po chitonie raz i drugi, kiedy Epides już leżał na pokładzie w
śmiertelnych drgawkach.
- Opija zwycięstwo w rozbitych garnizonach, tak? - warknął, usiłując wepchnąć miecz do
pochwy. - Przeklęta pochwa... zawsze się gdzieś przekręca...
Marek był oszołomiony nagłą śmiercią, a stojący w pobliżu członkowie załogi gapili się na
niespodziewaną, gwałtowną scenę jak na widowisko. Reniusz kiwnął do nich, kiedy miecz
wreszcie trafił na miejsce.
- Spuszczajcie trapy. Mamy przed sobą długą podróż.
Rozdział 20
235
Wreszcie można było wyładować ładunki. Marek potrząsnął głową z niedowierzaniem.
Sprawdził swoje rzeczy po raz ostatni i poklepał się po bokach, ponownie czując żal po
stracie sztyletu, minionego wieczoru podarowanego pierwszemu. Czuł, że powinien to zrobić,
i uśmiechy załogi, kiedy mężczyzna pokazywał sztylet wokół, powiedziały mu, że dokonał
słusznego wyboru. Teraz jednak żałował, że nie ma go przy sobie.
Zarzucił worek na ramiona i pomógł Reniuszowi zrobić to samo.
- Zobaczmy, czym nas przyjmie Grecja - powiedział. Reniusz uśmiechnął się na tak nagłą
zmianę nastroju chłopca [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl