[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Na łódce panował zaduch i bolała mnie głowa. Pomyślałem, że wyjdę się
przewietrzyć. Wrzuciłem na siebie, co mi wpadło w ręce - trochę swoich ubrań,
trochę George'a i Harrisa - i przecisnąłem się pod płótnem na zewnątrz.
Noc była piękna. Księżyc zaszedł i pozostawił nieporuszoną ziemię sam na
sam z gwiazdami. Zdawało się, jakby w cichości i bezgłosie, podczas gdy my, dzieci
ziemi, spaliśmy słodko, gwiazdy rozmawiały z nią, swą siostrą, jakby przekazywały
sobie wielkie tajemnice głosami zbyt nieogarnionymi i głębokimi, by zdołały je
pochwycić kalekie ludzkie uszy.
Przejmują nas grozą i podziwem te obce gwiazdy, takie zimne, takie czyste.
Jesteśmy jak dzieci, zabłąkane na swych drobnych stopkach w drodze do mrocznej
świątyni jakiegoś boga, którego nakazano im czcić, choć one go nie znają. Stojąc pod
pełną ech kopułą, która przesklepia świątynny półmrok, zerkają do góry, trwożnie,
lecz i z nadzieją, że ujrzą tam jakąś zjawę nie z tego świata.
A jednak Noc tak pełna jest otuchy i zbawczej mocy! W jej dostojnej
obecności nasze drobne smutki chowają się, zawstydzone. Dzień tak był pełen trosk i
niesnasek, w naszych sercach zalągł się występek i złe myśli, świat zaś wydawał nam
się taki bezwzględny i niesprawiedliwy. I oto przychodzi Noc, która jak kochająca
matka delikatnie kładzie dłoń na naszym rozpalonym czole, odwraca naszą
załzawioną twarzyczkę ku swojej i uśmiecha się, a choć nic nie mówi, rozumiemy jej
milczenie, więc składamy skołataną głowę na jej łonie i ból mija.
Niekiedy nasz ból jest bardzo głęboki i dotkliwy, toteż stoimy przed nią w
zupełnym milczeniu, nasz ból bowiem nie zna innego języka prócz jęku. Serce Nocy
wypełnia się współczuciem: nie potrafi ulżyć naszemu cierpieniu; bierze naszą dłoń w
swoją, po czym świat staje się bardzo malutki i odległy, gdy unoszeni na mrocznych
skrzydłach Nocy na moment spotykamy się z Jestestwem jeszcze od niej
potężniejszym, i w cudownym świetle tego wielkiego Jestestwa całe ludzkie życie
staje nam przed oczyma jak otwarta księga: już wiemy, że Smutek i Ból to wysłańcy
boży.
Tylko ci spośród nas, którzy nosili na skroniach koronę cierpienia, dostąpią
tego cudownego światła. A kiedy powrócą, zamilczą lub też podzielą się ze swymi
braćmi tajemnicą, którą posiedli.
Dawno, dawno temu, w dalekiej krainie, jechała sobie drużyna chrobrych
rycerzy, a szlak ich wiódł skrajem ogromnego lasu. Gęstwiły się tam krzepkie
kolczaste zarośla, które szarpały ciało wędrowców zabłąkanych w kniei. Liście drzew
w tej groznej puszczy były tak wielkie, że przez gałęzie nie przecisnął się choćby
promyk światła, który by rozjaśnił mrok smutku i beznadziei.
Gdy mijali ten mroczny las, jeden z rycerzy, straciwszy z oczu towarzyszy,
gdzieś się zgubił i już do nich nie powrócił. Pogrążeni w wielkim bólu pojechali dalej,
płacząc po nim jak po zmarłym.
Gdy dotarli do pięknego zamku, który był celem ich podróży, zostali tam
wiele dni i bawili się wesoło. Pewnego wieczoru, gdy w pogodnym rozleniwieniu, nie
żałując gardłom, siedzieli przy roziskrzonych głowniach płonących w wielkiej sali,
wszedł zagubiony towarzysz podróży i pozdrowił ich. Strój wisiał na nim w
strzępach, Jak na żebraku, a jego słodkie ciało szpeciły okrutne rany, lecz świetlista
twarz promieniała wielką radością.
Dopytywali się, co mu się przydarzyło, a on im opowiedział, jak to w
mrocznym lesie zgubił drogę, wędrował przez wiele dni i nocy, dopóki nie złożył
swego poszarpanego, skrwawionego ciała na ziemi by umrzeć.
Kiedy śmierć już zaglądała mu w oczy, dziw nad dziwy! z mroku rozpaczy
wyszła ku niemu dostojna pani i powiodła go za rękę krętymi ścieżkami, którymi nie
stąpał jeszcze żaden człowiek. Wreszcie mrok lasu rozproszyło światło tak jasne, że
światło dnia zda się przy nim jak lampa naftowa przy słońcu. W tym cudownym świe-
tle, jak we śnie, strudzony rycerz ujrzał wizję - tak piękną, tak podniosłą, że o ranach
swych krwawiących myśleć przestał, lecz trwał tak w zachwyceniu, a radość jego
głęboka była jak morze którego dna nie dosięgnie żaden człowiek.
Wizja rozwiała się, a rycerz, ukląkłszy na ziemi, podziękował dobremu
duchowi, który skierował jego kroki w ten smętny las, aby ujrzał wizję tam się
kryjącą.
A imię mrocznego lasu jest Cierpienie; lecz o wizji, którą tam ujrzał dobry [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl