[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- A potem wsiadła do samochodu i udała się do twego domu z szybkością prawie stu sześćdziesięciu
kilometrów na godzinę. Co za przygnębiająca historia.
Na twarzy Devina odmalowała się złośliwa satysfakcja.
- W końcu udało jej się jednak zemścić na McCordach.
Byłem w szpitalu tamtej nocy. Słyszałem, co mówiła, i widziałem twarze Evelyn i Hale a, kiedy
oświadczyła, że Case ją uwiódł i porzucił, zrozpaczoną i w ciąży.
- Tak, udało jej się zemścić, prawda? Jej zemsta przetrwała lata. - Pru poczuła przypływ litości dla
wszystkich włączonych w tę sprawę.
- To za mało. Za mało.
Zesztywniała, wyczuwając w jego słowach zapiekłą gorycz. Wbiła palce w pień drzewa, odwróciła
głowę i spojrzała na Devina.
- O czym ty mówisz? Ta sprawa jest już zamknięta. Zostaw to, Devin.
- Jeszcze nie. Nie, dopóki nie udowodnię Case owi McCordowi, że nie jesteś lepsza od Laury.
Myśli, że jest tak cholernie sprytny, bo wreszcie znalazł kobietę, która wierzy mu bezgranicznie i nie
zadaje żadnych pytań. Kobietę, która obdarza go całą swoją głuchą i ślepą lojalnością. Myśli, że
różnisz się od Laury jak dzień od nocy. Ale myli się.
- Wynoś się stąd, Devin. - Pru, ogarnięta przerażeniem, spróbowała nadać swemu głosowi
rozkazujące brzmienie.
- Case zawsze ląduje na czterech łapach. Kiedy stracił dziedzictwo, z łatwością przeszedł nad tym do
porządku dziennego. Po prostu odszedł, nie oglądając się za siebie. Nie miało to dla niego
najmniejszego znaczenia.
- Mylisz się, Devin. Zerwanie więzi rodzinnych miało dla niego znaczenie.
Blanchard lekceważąco machnął ręką.
- Prawdziwa klęska to utrata władzy i prestiżu, jakim się cieszył jako przyszły prezes McCord
Enterprises. Sądząc ze sposobu, w jaki zareagował na wyrzucenie go przez ojca, można byłoby
myśleć, że korporacja jest tak naprawdę niewiele warta. McCord znalazł sobie nową pracę, znalazł
nową kobietę, a teraz nie chce nawet kawałka McCord Enterprises. Zawsze miał szczęście. Zawsze
dostawał to, czego chciał. Udało mu się nawet uniknąć poślubienia Laury po tym, jak zrobiła z niego
głupca za jego plecami. Ale ja dołożę starań, by przekonał się, że żeniąc się z tobą, nie miał tyle
szczęścia, jak mu się wydaje.
Dowie się, że jego szczęście nie jest doskonałe. Tamtej nocy przy fontannie dobrze się bawiłaś,
wygłaszając to swoje oświadczenie, prawda? Cóż, zobaczymy, jak długo Case będzie wierzył, że
dziecko, które nosisz, jest jego, skoro dowie się, że nie tylko on cię miał.
Wyciągnął rękę. Pru instynktownie odskoczyła do tyłu. Niestety, natrafiła na pień drzewa i nie
zdążyła przesunąć się na bok na tyle szybko, by uniknąć rąk Devina. Zacisnął palce na jej ramionach.
Kiedy uniosła głowę i spojrzała na jego twarz, ujrzała w niej nieprzejednany, głuchy gniew. Lata
gniewu.
- Puść mnie, Devin - warknęła. - W ten sposób nie wywrzesz na nim zemsty, na której tak ci zależy.
- Mam ochotę spróbować. Musisz być cholernie dobra w łóżku, skoro Case ożenił się z tobą, choć
trzy miesiące mieszkaliście razem bez ślubu. Laura byłaby wściekła, gdyby wiedziała, że wrobiłaś go
w małżeństwo, posługując się dzieckiem. Była przekonana, że nikt nie dorówna jej w manipulowaniu
innymi.
- Między sytuacją Laury i moją jest jedna istotna różnica. - Pru zaczerpnęła powietrza i spróbowała
wyzwolić się z uścisku Devina. - Dziecko, które mam urodzić, jest Case a i on o tym wie.
- Skąd ma tę pewność?
Pru robiła wrażenie zszokowanej.
- Ufa mi. Wie, że nigdy bym go nie oszukała.
- Po dzisiejszym dniu nie będzie tego taki pewny, prawda? Moja w tym głowa, żeby dowiedział się,
że cię miałem, Pru. Przedstawię mu szczegółowe sprawozdanie, krok po kroku.
- Zabije cię.
- Nie zdoła mnie tknąć. Poza tym, według wszelkiego prawdopodobieństwa, obróci swój gniew
przeciwko tobie.
Uzna, że to ty go zdradziłaś. Tak samo jak Laura. Nigdy ci nie wybaczy, że zrobiłaś z niego głupca.
Usiłował ją przewrócić na ziemię pod drzewem. Pru otworzyła usta do krzyku, ale Devin natychmiast
nakrył je ręką. Miotała się z furią w jego uścisku, wbijając mu paznokcie w skórę.
- Przestań, ty mała suko. To ci nic nie da. Zrobisz sobie tylko krzywdę.
Przygniótł ją sobą i ścisnął jej oporne ciało muskularnymi nogami. Jedną rękę wciąż trzymał na jej
ustach, drugą przesunął na przód jej sukienki.
Pru wpadła w panikę. Coraz trudniej jej było myśleć logicznie. Wiedziała jedno, musi się uwolnić
bez względu na wszystko. Jak przez mgłę przypomniała sobie o grabiach opartych o pień drzewa.
Starała się je namacać, modląc się w duchu, żeby nie stały zbyt daleko i by zdołała ich dosięgnąć.
Palcami natrafiła na metalowe zęby, właśnie gdy Devin zaczął szarpać materiał jej sukienki. Tkanina
okazała się mocniejsza, niż sądziła Pru. Jej napastnik musiał się niezle napracować, chcąc ją
rozerwać.
Zacisnęła dłoń na grabiach, starając się jak najlepiej je uchwycić. Udało jej się nakierować długą
drewnianą rączkę prosto na plecy Devina. Nie wyrządziła mu tym krzywdy, ale przynajmniej go
zaskoczyła.
- Co, u licha& ? Niech cię diabli!
Oderwał dłoń od jej ust i usiłował wyszarpnąć grabie z jej palców. Pru krzyknęła.
- Zamknij się!
Próbował ponownie nakryć jej usta, ale jak tylko rozluznił uścisk na jej ręku, chwyciła metalowe
zęby grabi. Tym razem, modliła się w duchu, postara się być skuteczniejsza. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl