[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Szału można dostać. Dlaczego wciąż przekręcasz sens tego, co mówię?
- A może to, co mówisz, jest bez sensu? Tak jak czepianie się przegranych
spraw typu Reid Carrigan.
- Nawet jeśli tak jest, to nie do ciebie należy arbitralna decyzja, że nie
wyjdę za niego za mąż.
- To nie jest arbitralna decyzja, lecz proste stwierdzenie faktu. Co zresztą
nasuwa mi kolejne pytanie, czy nie trzeba by było wysłać informacji, że
odwołujesz wesele. Chętnie ci pomogę.
- Czekaj, co to znaczy: pomogę?! To nie twoja sprawa. I skąd w ogóle
wiesz, że wysłałam już zaproszenia?!
Zach wzruszył ramionami.
- Wiem.
- Jasne, jak mogłam zapomnieć! Przecież podsłuchiwałeś.
- Słyszałem, a nie podsłuchiwałem - poprawił Zach - ale mniejsza o to. To
jak, masz ochotę na małą przejażdżkę?
Wydawało mu się, że Amanda bezgłośnie liczy do dziesięciu.
- 66 -
RS
- Nie mam najmniejszego zamiaru jezdzić go-cartem!
- No dobrze. Ale przynajmniej wysiądz z auta i chodzmy na tor. Może
zmienisz zdanie, gdy zobaczysz z bliska, jakie milutkie potrafią być go-carty.
- Nie zamierzam zmienić zdania i nie wysiądę z auta, dopóki nie ustalimy
pewnych reguł.
- Reguł! To mi niemile przypomina szkołę. Amanda wyprostowała się
stanowczo.
- Zasada numer jeden - nie będziesz mnie dotykał ani całował.
- To twoja zasada, nie moja. Ale OK, skoro ty ustalasz reguły, to ja też
ustalę swoje. Numer jeden - możesz mnie dotykać i całować, kiedy tylko
przyjdzie ci na to ochota.
Amanda westchnęła głęboko.
- Czy z tobą w ogóle nie da się poważnie rozmawiać?
- Ależ można. Przysięgam najpoważniej w świecie, że wcale się nie
zdenerwuję, jeżeli mnie pocałujesz.
Westchnęła jeszcze raz.
- Zasada numer dwa - powiedziała. - Od dzisiaj nie będziesz mnie więcej
nachodził, a więc żadnych kwiatów i żadnych niespodziewanych obiadów
rodzinnych.
- Och, biedactwo - powiedział Zach, próbując nadrobić ironią niepokój,
jaki wywołały w nim jej zasady. Wiedział, że w głębi duszy wcale nie chciała
ich wprowadzać, ale nie zmieniało to faktu, iż uważała, że musi tak postąpić i że
- jako osoba zdyscyplinowana - również sama się do nich zastosuje. - Biedactwo
- powtórzył. - Masz spore zaległości do nadrobienia. Założę się, że dzieci na
podwórku nigdy nie pozwalały ci decydować, w co się bawić.
- A co to ma do rzeczy? - zapytała oburzona Amanda.
- Wszystko. Dzieci, które wymyślają zabawy, ustalają też zasady gry.
Szkoda, że nie odrobiłaś tej lekcji w dzieciństwie. Już pierwsza reguła była
nieznośna i szkodliwa dla zdrowia. Przynajmniej mojego. Ale ustalając drugą,
- 67 -
RS
przeszłaś wszelkie granice dopuszczalne w jakichkolwiek idiotyczniejszych
zabawach i konkursach dla gawiedzi.
- Zach? - Amanda wyraznie chciała coś jeszcze powiedzieć, ale
zignorował jej pytanie.
- Chodzmy już, proszę - powiedział, otwierając drzwi po jej stronie. -
Potem porozmawiamy. Twoje zasady działają na mnie przygnębiająco, a na
razie mam ochotę poszaleć na cartdromie.
- Och, no dobrze - powiedziała wreszcie. - Ale nie oczekuj, że będę
jezdziła jakimś idiotycznym go-cartem.
- OK - zgodził się Zach - nikt cię nie będzie zmuszał.
Kupił bilety i weszli na teren cartdromu. Przed wejściem tłoczyło się
kilkanaście osób, wszystkie znacznie młodsze od nich obojga.
- Czy mi się zdaje, czy popadamy we wtórny infantylizm? - zapytała
Amanda.
- Może. Ale właśnie dzieci dowodzą, że carting to pyszna zabawa. Nikt
nie zdoła zmusić dzieci do czegoś, co je nudzi.
- Często tu przychodzisz? - zapytała nieufnie.
Roześmiał się beztrosko, a Amanda poczuła, że minęła jej cała złość i że
właściwie nie ma pojęcia, dlaczego jeszcze przed chwilą koniecznie chciała z
nim przedyskutować istotne decyzje życiowe. Po raz kolejny musiała stwierdzić,
że nie jest w stanie złościć się na Zacha, bo jego dobry humor i pogoda ducha
skutecznie odparowują wszelkie ataki.
- Czasami przychodzę tu z Mią i Samolocikiem. Oboje są jeszcze mali,
więc potrzebują dobrego wujaszka, który z nimi pojezdzi. Ale niekiedy
przychodzę tu sam. To prosta, przyjemna i nieszkodliwa rozrywka, jakiej każdy
z nas od czasu do czasu potrzebuje.
- I, twoim zdaniem, ja też?
- Ty też.
- 68 -
RS
- Mylisz się. Należę do osób, które nie potrzebują prostych, przyjemnych i
nieszkodliwych rozrywek dla dzieci i prostaczków.
- To oczywiście było do przewidzenia.
- Rany boskie, Zach, nie zaczynaj znowu gry w to było do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]