[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wolniej, moje konie, trochę wolniej, konie! Toż rządzi wami knuta zew! A cóż za konie, takie
dzikie, nie¬sÅ‚uszne"& Patrzcie, te nieposÅ‚uszne caÅ‚kiem niezle pasujÄ…& JieposÅ‚uszne konie& Nie
dożyłem, no cóż, i nie wybrzmiał 4j śpiew"& Dobrze się będzie śpiewać. Mareszko, wiedzia-f,Sm,
że ładnie to zrobisz& " Nie gadaj, tylko czytaj dalej& , Zdążyliśmy, wszak u Boga o
spóznieniach nie ma mowy! lielski śpiewa chór lecz czemu głosy pełne złości? Czy to ały"& O
kurczę, Mareszka, to jest piękne! Czy to mały nasz /oneczek tak szlochaniem się zanosi, czy to
mój do koni /k, by nie pędziły bez litości?" Mój do koni krzyk, Mareszka, J^atunku! Trochę
wolniej, moje konie, trochę wolniej, konie! Wrzecież błagam was, po co ten cwał?"& Tam był lot,
nie? On je prosił, żeby biegły, a nie leciały&
Nie dałam rady. Poza tym po polsku mówi się lecieć" Iw znaczeniu biec", to by nam
mogÅ‚o zamulić& ale nieważne, ¦hie daÅ‚am rady i już.
Nie martw się, i tak jest ładnie. A cóż za konie takie jdzikie, nieposłuszne konie& dożyć
nie dano mi, to dośpie-Iwać bym chciał"& O, to jest ładne bardzo. W sumie podoba "mi się. Muszę
się tego nauczyć i będę śpiewał. I po rosyjsku, [i po polsku. Tak?
Tak. Dożyć nie dano mi, to doÅ›piewać bym chciaÅ‚" powtó¬rzyÅ‚ Sasza ze smakiem.
To mi się chyba najbardziej podoba. Chociaż człowiek pewnie zawsze ma wrażenie, że jeszcze za
krótko żyje i jeszcze ma ho, ho, ile do zaśpiewania. Paweł, co ty o tym sądzisz?
Jestem za odrzekł lakonicznie Paweł.
Siedział spokojnie przy stole i zastanawiał się, czy ta cała atrakcyjna Mareszka (co to za
dziwne imiÄ™, swojÄ… drogÄ…) znajduje upodobanie w wysokich, blondynowatych Maorysach nawet
jeśli nie są tak całkiem Maorysami i nie śpiewają w ope rze. Co do niego, to nawet bez poezji
podobała mu się coraz bardziej. Miała w sobie mnóstwo radości przy generalnie spokojnym
usposobieniu. Tak ją oceniał na pierwszy rzut oka Zadał sobie zasadnicze pytanie: czy miałby
ochotę zawrzeć z nią jakąś bliższą znajomość? I odpowiedział na to pytanie twierdząco. Miałby.
Istnieje wszakże również pytanie, do jakiego stopnia jest w nią zaangażowany Sasza? Nie byłoby
specjalnie ładnie wyrywać dziewczynę przyjacielowi. Chociaż Saszę, jak się zdaje, trzyma
aktualnie w małej, ale twardej rączce hiszpańska piękność o słowiańskim imieniu Hanka&
Wcale nie słuchał machnęła ręką atrakcyjna Mareszka. Może nie jest nastawiony
poetycko.
Paweł poczuł się w obowiązku zaprotestować.
Ależ skąd powiedział. Jestem nastawiony poetycko i bardzo mi się podobał twój
przekład. Właśnie się nad nim zamyśliłem i może trochę wypadłem z kursu. Przepraszam.
Mareszko, niczym cię nie poczęstowaliśmy. Może piwo? Czy jesteś samochodem?
Niestety, jestem. Macie jakÄ…Å› kawÄ™?
Tylko rozpuszczalną. Pijesz mocną? Zrednio. Ale raczej bardziej niż mniej. I dziś nie
słodzę.
PaweÅ‚ zakrzÄ…tnÄ…Å‚ siÄ™ koÅ‚o kawy dość nawet sprawnie. Wy¬ciÄ…gnÄ…Å‚ też z jakichÅ› zakamarków
kraciastą puszkę szkockich herbatników z zamkiem Balmoral na wieczku. Dla Marii było to miła
odmianą w stosunku do zawodowej codzienności oto ją obsługiwano i podstawiano jej kawusię z
ciasteczkami pod nos. Obaj panowie nalali sobie piwa, jakiegoś nietypowego. Maria nie znała tej
nalepki.
Szkockie ale wyjaśnił lakonicznie Paweł. Spróbujesz? Ayczka, dobrze?
Paweł podał jej własną szklankę.
Jeszcze nie piłem. i Skinęła głową i wypiła dwa łyki. Było średnio mocne i miało
Arzyjemną goryczkę. Maria nie lubiła słodkawych piw, a już Cnie do piwa soczku uważała za czyn
karalny. _ Będę znał twoje myśli uśmiechnął się Paweł.
Ten uśmiech kogoś Marii przypominał, oprócz Teddy^ego, oczywiście, ale nie wiedziała
kogo. Rozbawiło ją, że ten chudy i żylasty facet miał w policzkach regularne dołeczki.
Prawi¬dÅ‚owo, Teddy Tahu też ma. A co ich różni? PaweÅ‚ ma wyżej brwi. Teddy ma mocniejszÄ…
szczękę. Obaj sprawiają równie sympatyczne wrażenie.
Kontemplowanie sympatycznego wrażenia wytwarzanego przez jasnookiego Pawła
przerwaÅ‚o niespodziewane trzaÅ›nie¬cie drzwiami.
Dzień dobry!
Głos był damski i dzwięczała w nim hamowana wściekłość.
Maria odstawiła szklankę z piwem. W drzwiach stała Hanka |w pozie szarżującej Walkirii
(niestety, bez rumaka, na któ-jrym mogłaby cwałować dokoła pokoju) i ciskała błyskawice |z
czarnych oczu.
Mogłam się tego spodziewać! warknęła. Takie to ^skromne, kulturalne, eleganckie, ale
prawdziwy charakter w koÅ„cu zawsze wyjdzie na Å›wiatÅ‚o dzienne, co? Chyba dosta¬tecznie
wyraznie dano ci do zrozumienia, że jesteś tu niemile widziana, prawda? %7łe Sasza nie ma
przyjemności się z tobą spotykać! Co za nachalna bzdziągwa!
Wbrew wszelkiej logice nachalna bzdziągwa" rozbawiła Marię niesłychanie. Jej śmiech
stanowiÅ‚ rażący kontrast z prze¬rażonÄ… minÄ… Saszy, zaskoczeniem jego przyjaciela i kipiÄ…cÄ… furiÄ…
wdzięcznej Hanusi.
No i co cię tak rozśmieszyło? zaatakowała znowu Wal-kiria. Sasza jest chory i należy
mu się odrobina spokoju! Nie wiem, skąd wytrzasnęłaś jego adres, i nie wiem, po jaką cholerę go
nachodzisz.
Haneczko podjął próbę walki Sasza, który nagle jak^ zmalał i przywiądł, ale Walkiria
tylko machnęła w jego strone ręką w sposób dość lekceważący. Rozłożył bezradnie ręCe na znak,
że nie ma tu najmniejszej szansy zainterweniować zważywszy w dodatku opłakany stan jego lewej
goleni.
Maria spojrzała na niego pytająco. Wyglądał jak kupka nie. szczęścia. Najwidoczniej targały
nim sprzeczne uczucia nie chciał tracić dobrej tłumaczki, z którą na dodatek można był0
porozmawiać i która, co wiÄ™cej, podobaÅ‚a mu siÄ™ od pierw¬szego wejrzenia a jednoczeÅ›nie wcale
nie zamierzał pogonić temperamentnej wulkanicznie i zapewne nader fascynującej erotycznie
Hanki. Taka walka dwóch niewiast o jego względy musiała mu przy tym niezle pochlebić.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]