[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Matka dała mi wybór, a ja skorzystałam z okazji.
Prawdopodobnie nie pożałuję tej decyzji, ale w tym momencie nie mogę tego powiedzieć, bo
tylko pogorszyłabym sytuację.
- Pewnie myślisz, że sama wiesz, co dla ciebie najlepsze?! - krzyczy maman. - %7łe wiesz, co ro-
bisz?! Jak to wyjaśnisz ojcu?!
Próbuję odpowiedzieć, ale nie mogę się przebić przez kanonadę jej pytań. To trud równie da-
remny jak siłowanie się z mistralem. Czekam, aż mój domowy mistral straci impet.
Po dłuższym czasie kończy tyradę słowami:  I co próbujesz udowodnić?". Nie odpowiadam od
razu. Uznaje, że się obraziłam i stroję fochy.
- Odpowiadaj, kiedy mówię! Pytałam, co próbujesz udowodnić!
- Niczego nie próbuję udowodnić, maman.
R
L
T
Gorąco zalewa mi szyję i uszy. Mam nadzieję, że mama tego nie zauważy. Kręci głową. Wy-
krzywia twarz z niesmakiem.
- Jest żonaty, Berthe. Ty jesteś panną. Aż tak cię zaślepia egoizm? Zapominasz, że narażasz na
szwank nie tylko swojÄ… reputacjÄ™?
Wiem, że trzęsie się nie tylko nad moją przyszłością. Chodzi też o związek Edmy z Adolp-
he'em. Jej jedyną otuchę, obietnicę spełnienia najskrytszych marzeń. Na pewno większe zródło nadziei
niż ja i moja przyszłość.
- Maman, nie rozumiem, o co tyle szumu. Co z tego, że nie jestem mężatką? Przecież nie mam
złych zamiarów. Chcę tylko uczyć się od monsieur Maneta.
- Uczyć? Czego? Nie potrzebujesz kolejnego nauczyciela malarstwa!
- Nie chodzi mi o nauczyciela jako takiego. Szukam raczej inspiracji, a tÄ™ znajdÄ™, przypatrujÄ…c
siÄ™, jak pracuje monsieur Manet.
- Brednie! Wasze lekcje z Guichardem i Oudinotem za dużo nas kosztowały. Skoro musisz
gdzieś jeszcze szukać natchnienia, to znaczy, że tamci panowie nie wywiązali się z zadania.
W geście desperacji wyrzuca ręce w powietrze i peroruje, jakby zwracała się do niewidzialnego
słuchacza.
- Rozpieściliśmy ją. Oto zródło problemu. Nie powinnam się dziwić, że tak to się kończy. A
jednak się dziwię. - Odwraca się do mnie. - Jestem zdziwiona, wstrząśnięta i zasmucona. Daliśmy ci
tyle swobody, okazywaliśmy takie pobłażanie i jak to się skończyło? Wyrosłaś na osobę, której na do-
brą sprawę nie znam. Której nie chcę znać.
- Jak możesz tak mówić, maman?! Jestem twoją córką. Zostałam artystką. Czyż nie tego pra-
gnęliście ty i ojciec?
Krzywi się prawie niedostrzegalnie, ale widzę, że ją to ubodło. Mierzy mnie jeszcze bardziej
przeszywajÄ…cym wzrokiem.
- Twój ojciec i ja pragnęliśmy, byś wyrosła na prawdziwą damę.
Powinnam odpuścić. Wiem, że powinnam, ale mój gniew przypomina drzwi, które otwierają się
z hukiem pod naporem huraganu. Daremnie próbuję je zatrzasnąć. Gniew, który wezbrał pod wpływem
kazania o moim miejscu na ziemi, szuka ujścia.
- Prawdziwa dama?! To ma być celem i sensem mojego życia? Nie moja wina, że urodziłam się
kobietÄ…!
Matka przez chwilÄ™ mierzy mnie zimnym, niedowierzajÄ…cym spojrzeniem. Kiedy wreszcie siÄ™
odzywa, mówi cicho, jakbym wycisnęła z niej ostatnie siły.
- Berthe, zapewniliśmy ci warunki, o jakich wiele panien może tylko pomarzyć. Luksusy. Naj-
lepsze ubrania, najlepsze wychowanie, najlepsze koneksje. Wszystko po to, byś mogła spotkać męż-
R
L
T
czyznę, który zapewni ci godną przyszłość. O twoje względy zabiega mnóstwo wprost idealnych kan-
dydatów. Ty zaś wszystkich odpychasz, choć wystarczyłoby tylko, żebyś...
- Co? %7łebym co robiła? Siedziała na kanapie, czekając, aż odpowiedni mężczyzna łaskawie po-
zwoli mi żyć? Jeśli tak, to skazujesz mnie na bardzo nudną egzystencję. Skoro tylko tego ode mnie
oczekujesz, po co nauczyłaś mnie niezależności, maman? Po co ty i ojciec zachęcaliście mnie do sa-
modzielnego myślenia?
Przymyka oczy. Wiem, w naszym pojedynku na słowa zadałam śmiertelny cios. Choć wylałam
z siebie całą żółć, czuję się tylko gorzej. Zupełnie jakby między nami pękła niewidzialna nić czy gałąz,
która do tej pory wydawała się niezniszczalna. W panice szukam słów, którymi mogę naprawić szko-
dy.
- Przepraszam, mamo. Nigdy, przenigdy nie chciałam... Nie chciałam sprawić ci zawodu.
Mówię szczerze. Ona jednak nie odpowiada. Obraca się na pięcie i zostawia mnie samą. W po-
wietrzu rozbrzmiewa echo moich słów.
Dwa dni pózniej maman towarzyszy mi do atelier Édouarda przy rue Guyot. Czy poszÅ‚aby,
gdyby nie wróciÅ‚ papa? Ani sÅ‚owem nie wspomniaÅ‚ o incydencie z Édouardem, ale wiem, że wszystko
mu powiedziała. Jak inaczej wytłumaczyłaby, dlaczego po naszej kłótni w bawialni przestała się do
mnie odzywać?
Przykro mi, że przeze mnie powrót do domu nie sprawił papie radości. Tęskniłam za nim. Bez
niego dom jest pusty, a mama chodzi podenerwowana.
Nie mam wÄ…tpliwoÅ›ci: to jemu zawdziÄ™czam, że idÄ™ teraz z maman do pracowni Édouarda. Papa
jest silny. Myśli praktycznie. Potrafi wznieść się ponad niemądre, powierzchowne ograniczenia narzu-
cone przez tak zwane towarzystwo i dostrzec to, co naprawdÄ™ ważne. Czyli to, że od Édouarda mogÄ™
się wiele nauczyć.
Ach, papa!... Nie wiem, co bym bez niego zrobiła.
Zjawiamy się spóznione, a w każdym razie pózniej niż Fanny Claus i monsieur Guillemet, któ-
rzy także mają pozować.
- Bonjour, bonjour - wita nas ciepło gospodarz.
Maman odpowiada serdecznie, ale zachowuje wyrazny dystans - niewÄ…tpliwie z mojego powo-
du - kiedy Manet bierze nakrycia i przedstawia nas tamtym dwojgu.
Wysoki, dystyngowany monsieur Guillemet kłania się nisko i - nieco zbyt natrętnie jak na mój
gust - próbuje nas oczarować. Cieszę się jednak, bo liczę, że zdoła stopić chłód maman.
Fanny Claus okazuje siÄ™ skrzypaczkÄ… i przyjaciółkÄ… żony Édouarda, Suzanne. Podobno czÄ™sto
grają duety w czasie czwartkowych wieczorków u madame Manet.
R
L
T
Fanny kłania mi się z przesadną skromnością. Z niezadowoleniem konstatuję, że obie ubrały-
Å›my siÄ™ na biaÅ‚o. Co prawda sukienki sÄ… w zupeÅ‚nie różnym stylu, lecz obawiam siÄ™, że Édouard bÄ™dzie
niezadowolony z tej monochromatyczności i każe jednej z nas się przebrać.
Nie nazwę mademoiselle Claus grubą - aż tak daleko bym się nie posunęła - ale faktem jest, że
nie grzeszy urodą. Nie ma szczególnie smukłej szyi, a podłużna, blada twarz wygląda dość pospolicie.
Blisko osadzone oczy sprawiają wrażenie dwóch rodzynków wetkniętych do rosnącego ciasta droż-
dżowego. Prosta biała sukienka tylko podkreśla niedostatki cery oraz figury.
- MogÄ™ poczÄ™stować paniÄ… herbatÄ…? - proponuje Édouard. - A może filiżankÄ… czekolady?
Maman prosi o herbatÄ™. Ostentacyjnie odwraca siÄ™ do mnie plecami i rozmawia z madame
Chevalier, przyzwoitką Fanny Claus, tęgą matroną odzianą w granatową suknię z obcisłym stanem i
epoletami.
Wodzę wzrokiem po obrazach na przeciwległej ścianie. Jest ich tak dużo, że trudno ogarnąć je
spojrzeniem. Portrety, martwe natury, owoce, kwiaty, jarzyny... A w kÄ…cie za przepierzeniem zauwa-
żam jeszcze więcej płócien. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl