[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powietrza skraplającego się na szybach. A oprócz tego, jaka
chcesz być? Pokażesz mi?
Rysujesz krawędzią dłoni. Zaczynasz od szyi, kończysz na
stopach. Nie potrzebujesz głowy. Rysujesz dłońmi szerokie
nawiasy piersi. Przecinek talii, kropka tyłka. Te biodra mają mieć
szerokość pomarańczy.
Patrzysz mi w rowek między piersiami. To, co widzisz, to
oszukaństwo push-upa. Połowa moich cycków jest z gąbki. Nie
chciałabyś być taka jak ja. Oszukuję przecież, mam gorset i
wciągam brzuch, stoję pochylona, żeby tyłek wydawał się
zgrabniejszy. Masz pewność, że jestem drobna? Bo mam kości
między cyckami? Poszukaj haczyków we mnie, nie jestem chuda.
Znajdz sfałszowane miejsca. Przykleję się do szyby jak plakat,
wskazuj palcem, gdzie mogłam ścisnąć skórę, co zakryłam
szerszą bluzką. Dotknij. Przez szybę mam gładką skórę. Co
jeszcze? Stopy? Szorowane pumeksem. Dwa razy w tygodniu
masaż kremem. Codziennie wieczorem żel nawilżający i ba-
wełniane skarpetki, żeby się lepiej wchłaniał. Szyja. Długa i
cienka. Proste łopatki.
Taksówkarz przychodzi do mnie i do babci, czuję się piękna.
Siada obok na swoim ręczniku. Widzę jego oczy, jestem
najlepsza na świecie. Ruchem nóg
w piasku, włosami za uchem i oblizanymi ze słonej wody ustami.
Patrzy.
Rozkładasz ręce. Próbujesz tłumaczyć. %7łe koleś jest niewyżytym
skurwysynem. %7łe ja jestem dzieckiem? A on rutynowo obsypuje
mnie rzęsami. Kolejną turystkę. I jak on mnie znalazł?! Czy ta
Olbia to wiocha z jednym radiem stojącym w chacie wodza?
Klara, boisz się wejść na plażę, bo piasek pobrudzi twój
wszechświat. Cały czas odbijasz się niewyraznie w wodzie. Nie
widzisz nas dokładnie, nie dasz rady pociągnąć mnie za ucho.
Jak on mnie znalazł?
Nie wiem. Dwa dni po moim przyjezdzie położy ręcznik przy
naszym parasolu.
Plaża jest jak telewizor. Ręczniki nad ręcznikami. Krople na
skórze. Skóra spływająca z ciała, zmarszczki, fałdki. Włosy.
Emerytowane Niemki topless. Nagie dzieci. Parzący piasek na
pośladkach. Plastikowe ścianki butelek. Białe zakrętki i muszle.
Fale jak powietrze uderzające na rozpędzonej huśtawce. Szkiełka
okularów wybrzuszają odbitą plażę. Hałas wierci temperaturę.
Babcia Irma w dwuczęściowym bikini. Wielkie piersi wyskakują
białymi plamami. Pękaty opalony brzuch. Foka na podium.
Kupuje bransoletki z nitek i koralików. Od plażowego
sprzedawcy w szortach z Super Mario. Sprzedawca wygląda jak
konik polny. Gładzi mnie po ramieniu. Jego ręka przypomina
garstkę gałęzi. Daje mi pierścionek z wyrytą w muszelce rybą.
Mruga. Chciałabym, żeby był moim tatą.
- Ajm from Pakistan. Aer ar ju from? Rasszyn?
- Noł, from Poland. - Opieram dłonie na biodrach, udaję, że
jestem obrażona. Ja? Z Rosji?
Macha na mnie ręką i idzie sprzedawać biżuterię Niemkom.
Odwraca się. Jest już zdyskwalifikowany jako tata.
- Ansien, Ansien!
Niemka szuka dziecka, chudą pupą wbija ręcznik w piasek. Rękę
opiera na torbie. Torba ma nadruk z żółwiem. I napis: Will billig
kaufen!" Kobieta obraca się jak cień zegara słonecznego. Drugą
dłoń przystawia do brwi. Jest zła. Trzęsie zwojami skóry. Olewa
sprzedawcę z Pakistanu, więc ten idzie sprzedawać Angielkom.
Około 19 wracamy do willi. Czuję się jak bohaterka telenoweli.
Słońce, pieniądze i miłość. Sara podaje nam obiadokolację.
Pizzę.
- Dziękuję. Posiedzę, wypiję sok.
Sara kiwa głową jak qciec, kiedy mówi mamie, że jestem jej
winą. I że mnie rozpuszcza. Kostkę cukru wodą.
Co wieczór rytuał rozlewania sosu do pizzy. Sara polewa
pachnące placki. Domowej roboty sos. Oblizujesz usta, Klara, tak
działa mózg. Jeżeli dotrze do niego smaczny obraz. Produkuje
ślinę. Masz ochotę.
Pozbywam się tego odruchu. Muszę znalezć wrogów, pastelowa
scenografia mnie rozpieszcza. Boję się zacząć jeść.
Strach przed przytyciem, to strach. %7łe nie uporządkuję
przyszłości w inny sposób. Niż przez wyznaczenie terminów
posiłków. Strach. %7łe nie ma sposobu na kontrolowanie
następstw. Uważasz, że moje strasz-ki w główce są słodkie?
Lekka paranojka, jak babskie zabiegi pielęgnacyjne. Chodzenie
parami do łazienki. Pudrowanie noska. Szminkowanie,
malowanie rzęs. Subtelne bzdury, lekko egoistyczne. Bo kobietki
mają kredyt bezpłatny. Na dziecięce błędy. Chichotki i gaf-ki.
Mój strach o dietę uznajesz za udawanie nieporadności. Udajesz,
bo sama boisz się bardziej.
Pewność, że umiem wyrysować kolejny rok z najmniejszymi
detalami. Tylko ta pewność uspokaja. Trzeba być
przygotowanym. Przynajmniej na kilka dni. Walki z chaosem. Z
rozsypaną tkanką rytuału łyżki. Kamień w szybę, rozprężone
powietrze może wybuchnąć w każdym kolejnym dniu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]