[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nie, nie odpowiadaj. Za godzinę będę u ciebie. Zaraz każę
przygotować samolot. Tylko nie zrób niczego szalonego, nie
wyjeżdżaj, czekaj na mnie!
- Nie wyjadÄ™. Znasz adres?
- Naturalnie, wszyscy wiedzą, gdzie leży Chateau des
Fleurs. Byłabym niesamowicie zazdrosna, gdyby mieszkał tam
ktoÅ› inny.
- Zamek Kwiatów? - zdumiała się Kellie.
- Tak. Zbudowano go dla drugiego syna jednego z Aril-
laców, którego starszy brat odziedziczył tytuł książęcy. Taka
rekompensata. Jego pasjÄ… byÅ‚y kwiaty. MiaÅ‚ tak wspaniaÅ‚e ogro­
dy, że ludzie przyjeżdżali ze wszystkich stron, by je zobaczyć.
Dotychczas mieszkali tam jedynie czÅ‚onkowie rodziny książę­
cej. To, że książę Raoul zgodził się sprzedać posiadłość Phi-
lippe'owi, najlepiej świadczy o głębokim uczuciu, które żywi
do twojego męża. Jak przyjadę, powiem ci więcej. A bientót,
chere amie.
Oszołomiona Kellie odwiesiła słuchawkę, potem poszła do
swej wieży. Przebrała się w dżinsy i luzną bluzkę, narzuciła
kurtkÄ™ i wybraÅ‚a siÄ™ na przystaÅ„. Gdy tylko przyjaciółka przy­
jedzie, wypłyną na jezioro, by spokojnie, z dala od wszystkiego
i wszystkich porozmawiać. Weszła na pokład łodzi i zmęczona
poÅ‚ożyÅ‚a siÄ™ na wygodnych, szerokich, wyÅ›cieÅ‚anych siedze­
niach. Spojrzała na zachmurzone niebo. Poczuła chłodną bryzę
znad jeziora.
ObudziÅ‚ jÄ… gÅ‚os Claudine. UsiadÅ‚a zbyt gwaÅ‚townie i po­
czuła dziwny skurcz w boku.
- Tutaj, Claudine!
- A już zastanawiałam się, gdzie jesteś! - Przyjaciółka
wbiegła na molo i wskoczyła na pokład łodzi.
- Dziękuję, że przyjechałaś - wyszlochała Kellie.
Objęły się, nagle Claudine odsunęła się i spojrzała na
brzuch Kellie.
- Mon Dieu, który to tydzień?
No tak, przed jej wzrokiem nic nie mogło się ukryć.
- Trzynasty.
Wyrazista twarz Claudine spoważniała.
- Kiedy Philippe się o tym dowiedział?
- DziÅ›, po powrocie z sÄ…du.
Claudine jęknęła.
- Gdy mu powiedziałam, oskarżył mnie o to, że znowu
bawiÄ™ siÄ™ w Boga i igram jego życiem. Potem wybiegÅ‚ i od­
jechał z piskiem opon.
- Och, Kellie. - Objęła ją ponownie. - To wspaniałe!
Tak bardzo się cieszę, że mogłabym tańczyć. - Delikatnie
dotknęła jej brzucha. - WiÄ™c bÄ™dÄ™ miaÅ‚a bratanicÄ™ lub bra­
tanka! Niech tylko rodzina siÄ™ dowie, a natychmiast popra­
wiÄ… siÄ™ im humory. Od czasu wypadku Philippe'a wszyscy
byliśmy w dołku.
Kellie zadrżaÅ‚a, ale Claudine przyjaznie dotknęła jej ra­
mienia.
- Nie patrz na mnie z takÄ… rozpaczÄ…. To jeszcze nie koniec
świata. To dopiero początek.
- Tak bardzo chciaÅ‚abym w to wierzyć! Philippe nienawi­
dzi mnie z całego serca.
- Naprawdę? To wytłumacz mi, dlaczego kupił Chateau
des Fleurs.
- Dla Jean-Luca.
- Ach tak? Kupił od księcia ten pałac dla małego dziecka?
Myślę, że musimy poważnie porozmawiać.
- Dobrze, ale nie tutaj. Popłyńmy gdzieś, gdzie będziemy
same. - WyciÄ…gnęła z szafki dwie kamizelki ratunkowe i po­
dała jedną Claudine.
- To znaczy zanim Philippe wróci?
- Tak, o to chodzi.
- Ty siÄ™ go naprawdÄ™ boisz.
- Nie. Tak. Ale nie tak, jak sÄ…dzisz.
Oczy Claudine zrobiły się wąskie jak szparki.
- No dobrze, wypływajmy, rzucę cumy.
Przez kilka minut płynęły powoli, potem przyspieszyły
i skierowały się na środek jeziora. W pewnej chwili Kellie
przyjrzała się niebu. Niepokojąco pociemniało. Rozejrzała
się, ale dostrzegła na jeziorze inne łodzie i to ją uspokoiło.
Przepłynęły jeszcze spory kawałek, potem wyłączyły silnik
i zaczęły dryfować z wiatrem z powrotem w kierunku przy­
stani.
- Teraz jesteśmy nareszcie same i chcę usłyszeć wszystko
od momentu, gdy księżna Lee pojawiła się u ciebie w domu,
w Ameryce.
Przez nastÄ™pne pół godziny Kellie daÅ‚a upust caÅ‚emu ża­
lowi, który się w niej tak długo gromadził.
- Chodzi o to, Claudine, że zrobię wszystko, aby Philippe
mógł być blisko swojego dziecka. Jeżeli zechce, będzie mógł
je widywać codziennie. Zaplanujemy wizyty tak, żeby byÅ‚ za­
dowolony. Ale nie mogę zostać w zamku. Widzisz, ja w żaden
sposób nie zasłużyłam na taką hojność Philippe'a. Naturalnie
rozumiem, że on będzie się czuł odpowiedzialny za dziecko,
będzie chciał mu zapewnić jak najlepsze warunki, zgadzam
się na to, ale nie mogłabym mieszkać w tej posiadłości. Raoul
chciaÅ‚, żeby mieszkaÅ‚ tu Philippe, nie jego byÅ‚a żona! Ty i Phi­
lippe jesteście sobie tak bliscy, więc poradz mi, jak mam mu
to wszystko powiedzieć, nie pogÅ‚Ä™biajÄ…c istniejÄ…cej miÄ™dzy na­
mi przepaści?
Claudine wzruszyła tylko ramionami.
- Co ty gadasz!
- Claudine.
- Przecież prosiłaś mnie o radę.
- Tak.
- W takim razie skorzystaj z niej i zostań tu, gdzie jesteś!
Philippe ma w pewnym sensie rację, ty rzeczywiście próbujesz
wszystko sama organizować. Masz najlepsze chęci, chcesz
wszystkich uszczęśliwić, ale zrozum - życie nie zawsze jest
takie uporządkowane, jak byś chciała. Może powinnaś przestać
wszystko analizować? %7łyj dniem dzisiejszym. Skoncentruj się
na sobie i dziecku. Gdyby Philippe ciÄ™ nie uwielbiaÅ‚, nie ku­
piÅ‚by Chateau des Fleurs i nie pozwoliÅ‚by ci go urzÄ…dzić. A je­
śli chodzi o szklarnię, na pewno już dawno uzyskał zgodę
Raoula na urzÄ…dzenie w niej restauracji. Przynajmniej raz po­
zwól, żeby to mój brat coÅ› zorganizowaÅ‚. Może ciÄ™ mile za­
skoczy?
Kellie uważnie słuchała przemowy przyjaciółki i zrozumia-
ła, że ona ma rację. Chciała już jej powiedzieć, że posłucha
dobrej rady, gdy nagle duża fala uderzyła w łódz. Woda zalała
pokład. Spojrzały na jezioro. Było potwornie spienione, a brzeg
wydawał się bardzo odległy. Niebo zasłaniały ciężkie, czarne
chmury.
- Musimy natychmiast wracać.
PobladÅ‚a Claudine skinęła gÅ‚owÄ…. Kellie, nie tracÄ…c cza­
su, włączyła silnik i skierowała łódz do przystani. Wiatr się
wzmagał. Nigdy przedtem nie widziała takiej burzy. Fale
były coraz większe, jezioro przypominało ocean podczas
sztormu.
- Oh, Mon Dieu! - wykrzyknęła przerażona Claudine. -
Popatrz!
Kellie spojrzała w kierunku wskazanym przez Claudine
i serce podeszło jej do gardła. Jedna z najczarniejszych chmur
przybraÅ‚a nagle lejkowaty ksztaÅ‚t: Jakby taÅ„czÄ…c po powierz­
chni jeziora, przesuwała się w ich kierunku.
- To trÄ…ba powietrzna!
Kellie przypomniaÅ‚a sobie, co kiedyÅ› mówiÅ‚ jej Philippe. Po­
noć to pobliskie góry sprzyjajÄ… formowaniu siÄ™ takich trÄ…b, naj­
częściej latem, ale czasem również podczas pazdziernikowych i li­
stopadowych burz. TÅ‚umaczyÅ‚ jej wtedy, jak należy w takim przy­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl