[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie chciała znów samotnie spędzać Zwięta Dziękczynienia, a dla
Jeffa taki wyjazd, i to w towarzystwie Maka, będzie wielką atrakcją. Dla
niej zresztą leż. No cóż, Mac próbuje zrehabilitować się za tamten wie-
czór. Powinna to docenić. Kusiło ją również poznanie jego rodziny.
Dzięki temu być może lepiej go zrozumie.
- Będzie mi miło spędzić z tobą Zwięto Dziękczynienia
- powiedziała.
Uśmiechnął się i spojrzał na nią takim wzrokiem...
- Dam znać mojej mamie - powiedział i szybko chwycił za sztangę.
~ Dobranoc - szepnęła Dina.
W głowie czuła chaos, w sercu burzę, a w duszy wielką tęsknotę. Na-
tomiast jej ciało... Szybko pobiegła do swojego pokoju.
Joseph Chamber skończył już siedemdziesiąt łat, ale jego żywotność
przeczyła metryce. Wprawdzie blond włosy nosiły już ślady siwizny,
lecz błękitne oczy były wciąż młode.
- Mac nigdy nie przywoził gości na Zwięto Dziękczynienia - powie-
dział, gdy Dina skończyła jeść indyka.
Do tej pory Joseph Chamber, matka Maka Leona oraz Suzette unikali
jakichkolwiek aluzji do Diny, prowadząc miłą rozmowę na neutralne
lematy, teraz jednak to się zmieniło.
R
L
- Bardzo miło, że Mac nas zaprosił. Gdybym upiekła indyka tylko
dla mnie i Jeffa, musielibyśmy go jeść przez tydzień - odpowiedziała z
uśmiechem.
- Twoja rodzina mieszka daleko? - spytała Leona Chamber. Była ko-
bietą dość wyniosłą, przywykłą do służby i luksusów.
- Nie, nie mam rodziny w pobliżu - odparła.
- Ale jakąś rodzinę masz? - dopytywała się Leona. Była również nie-
co posiwiałą blondynką, niezwykle podobną do swojego ojca.
- Moja matka nie żyje, a ojciec mieszka na Florydzie.
Suzette również utkwiła wzrok na Dinie. W przeciwieństwie do swo-
jej matki miała brązowe włosy i oczy, ale z rysów twarzy również przy-
pominała dziadka. Tylko Mac wyglądał jak Czejen.
- Jak słyszałam, towarzyszyłaś mojemu bratu podczas przyjęcia u
Reynoldsów - rzuciła od niechcenia.
- Znowu byłaś na plotkach? Co jeszcze twoje przyjaciółki nagadały o
mnie? - spytał ze śmiechem Mac, by odwrócić uwagę od Diny.
- Rozmawiałam z Lois. Wspomniała, że byłeś z jakąś nieznajomą
kobietÄ….
Nieznajomą? - pomyślała Dina. Czyli taką, która nie należy do miej-
scowej socjety.
Dina zauważyła, że Leona proponuje Jeffowi sałatkę z żurawin. Za-
gadnęła do chłopca ciepło, serdecznie i miękko, bez zwykłego u niej
chłodu i wyniosłości. Widać było, że lubi i rozumie dzieci.
Kiedy służąca sprzątnęła talerze, chłopiec trącił Dinę w ramię.
- Mamo, widziałaś basen?
Jeff z miejsca zachwycił się rezydencją Josepha Chambera. Oak Hill
mieścił się na szczycie zalesionego wzgórza, około godziny jazdy z
Hiildale, na peryferiach północnego Baltimore. Okolica i sam dom pre-
R
L
zentowały się naprawdę wspaniale. Z okien jadalni widać było kryty ba-
sen.
- Tak. Po obiedzie przyjrzymy mu się bliżej.
Leona przebierała palcami po perłach swojego naszyjnika.
- Możecie też popływać.
- Naprawdę, mamo? - spytał Jeff podnieconym głosem. - Nie wzięli-
śmy kostiumów.
- To żaden problem - rzuciła Suzette. - Mamy kostiumy dla gości. Na
pewno znajdziemy coÅ› odpowiedniego.
- Zostańcie na noc - dodała Leona. - Rano moglibyście wybrać się na
konną przejażdżkę.
Jeff prawie spadł z krzesła.
- Dobrze, mamo? Nigdy nie jezdziłem na koniu! Dina niepewnie
spojrzała na Maka.
- Chcielibyście zostać? - spytał cicho.
- Och proszę, proszę, mamo, możemy? - napierał Jeff.
- Nie mamy nawet szczoteczek do zębów - powiedziała Dina.
- Są w pokojach gościnnych - zapewniła ją Leona. - Suzette pożyczy
ci nocnÄ… koszulÄ™. Nosicie pewnie ten sam rozmiar.
Dla Jeffa i dla niej była to wspaniała przygoda. Nigdy nie przebywa-
ła w otoczeniu tak wytwornym. Uznała, że mogą spędzić tu noc. Był
jednak pewien problem. Przed przyjazdem do Oak Hill poprosiła syna,
by nie wspominał o tym, że mieszkają w domu Maka. Powiedziała mu,
że jest to ich sekret. Wprawdzie chłopiec zobowiązał się do dochowania
tajemnicy, lecz Dina nie czuła się z tym dobrze.
Nie mogła wyczytać z twarzy Maka, co o tym sądzi, w końcu jednak
powiedziała:
R
L
- Mój syn byłby bardzo rozczarowany, gdybym odmówiła. Będzie
nam miło skorzystać z państwa gościnności.
- Pokażę wam stajnie - powiedziała Leona i porozumiewawczo mru-
gnęła do Jeffa. - Mam konia, który będzie akurat dla ciebie.
- Mamo, zamierzałem sam ich oprowadzić - powiedział niezadowo-
lony Mac.
- Chciałabym lepiej poznać Jeffa i Dinę. Jestem pewna, że na ten
czas znajdziesz sobie jakieś zajęcie.
Dina wiedziała, że za chwilę czekają konfrontacja z Leona Chamber.
R
L
ROZDZIAA SIÓDMY
W szafie na strychu Mac odnalazł pudełko oraz dwa albumy ze zdję-
ciami. Gdy Dina i Jeff poszli z jego matką oglądać stajnię, coś przycią-
gnęło go tutaj po raz pierwszy od wielu lat.
Zlubne zdjęcie jego rodziców. Matka w satynowej sukni i długim
welonie z miłością patrzyła w oczy mężczyzny, który był jego ojcem.
Na kolejnych zdjęciach widać było, jak bardzo są radośni i szczęśliwi.
Nic nie zapowiadało pózniejszego dramatu. A jednak wydarzyło się coś,
co rozłączyło zakochaną parę i odebrało dzieciom ojca.
W drugim albumie były zdjęcia z pierwszych dwóch lat życia Maka.
Często pojawiał się na nich ojciec, którego twarz stawała się coraz po-
ważniejsza. Z miesiąca na miesiąc coś się zmieniało. Frank Nightwalker,
jeśli nawet się uśmiechał, to z przymusem, a gdy spoglądał na żonę, w
jego wzroku kryła się dziwna tęsknota. Gdzie się podziało ich szczęście?
Ostatnia fotografia została wykonana podczas chrztu Suzette. Joseph
trzymał ją na rękach, natomiast Frank i Leona patrzyli na córkę. Mac
stał obok nich. Na twarzy ojca malowała się troska.
Czyżby pojawienie się drugiego dziecka oznaczało dla niego zbyt
wielką odpowiedzialność? Czy dlatego odszedł?
Mac otworzył pudełko, w którym znajdowały się różne pamiątki.
Oglądał je, gdy był dzieckiem, ale nie rozumiał ich znaczenia. Damski
grzebień wyłożony turkusami i agatami. Czyżby prezent dla matki od
ojca? Dwa różniące się tylko wielkością pierścionki, wyłożone turku-
sem, onyksem, chalcedonem i lapis lazuli. Wyglądały jak obrączki ślub-
ne.
R
L
Zerknął do albumów, by przyjrzeć się dłoniom swoich rodziców. Oj-
ciec nosił obrączkę, którą Mac przed chwilą oglądał, ale matka miała na
palcu diamentowy pierścionek. Jeszcze jeden element łamigłówki.
Mac znalazł również skórzaną bransoletkę z ułożonym z koralików
imieniem Leony. Ostatnim przedmiotem był zamszowy woreczek z
frędzlami, z którego wypadły trzy groty do strzał. Mac zastanawiał się,
co one mogą oznaczać. Dlaczego matka zachowała te rzeczy?
Ukrył twarz w dłoniach. Dlaczego nie potrafił zostawić przeszłości w
spokoju? Był dorosły, wiedział, kim jest, żył jak chciał. To, kim był jego
ojciec, nie miało już żadnego znaczenia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]