[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To nie jest obowiązek, żaden regulamin ode mnie tego nie wymaga.
- Jego twórcy sądzili, że wystarczy nie zabraniać. - No i widocznie omylili się,
przynajmniej w tym jednym przypadku.
- Ciekawe... - mówił Philip jakby do siebie. Dotychczas cieszyłeś się sławą niezłego
kobieciarza, no i wasza matrymonialna korelacja komputerowa także wypadła nie najgorzej...
- Takie rzeczy też się analizuje? - Walt spróbował udać zdziwienie.
- Mój drogi - Philip zaczerpnął stęchłego powietrza i zakrztusił się - nie doceniasz tego
aspektu sprawy. Na Ziemi możemy bawić się w fałszywą kokieterię, ale tutaj, w warunkach
najwyższego obciążenia psychicznego i ustawicznego zagrożenia, liczba stresów musi być
zredukowana do minimum. Psychofizjologiczne potrzeby organizmu powinno się zaspokajać
w maksymalnie możliwym stopniu.
- Czyżbym zle wypełniał obowiązki? - z głosu Walta znów przebijało
zniecierpliwienie.
- Nie o to chodzi. Ty i Lorna jesteście w ciągłym stresie, nie zaspokojeni, błądzicie
myślami daleko, słowne utarczki są na porządku dziennym. Trudno w tym przypadku mówić
o zgranej załodze, choć służbę pełnicie poprawnie. Może nadejść chwila próby, kiedy właśnie
zabraknie nam tego jednego kwantu wytrzymałości psychofizycznej, którą niepotrzebnie
trwonicie...
- A czy nie pomyślałeś o tym, że gdyby wszystko poszło po twojej myśli, mogłoby
być jeszcze gorzej? %7łe intuicyjnie bronimy się przed zupełną klęską? %7łe coś tu nie gra?
- To ty się bronisz - mruknął i zaniósł się suchym kaszlem. - Może jednak włączymy
filtry?
- Mówiłeś, że za godzinę - odparł Walt ze złością. Może zmniejszysz moc
deakceleratorów?
- Nie rzucaj się, stary. Zrozum, że ja chcę tylko dobrze i jako człowiek, i jako
dowódca.
- Może byś sam spróbował z obiema, jeśli tak ci to leży na sercu?
- To jest wyjście, ale w sumie spowodowałoby więcej złego niż dobrego - odparł
poważnie.
- Myślałeś o tym? - Walt odwrócił się nagle, na chwilę zapominając o sterach. Czuł
żal i najzwyklejszą zazdrość.
- No widzisz - zaśmiał się Philip - sam pomysł cię denerwuje. Nie, nie martw się, nie
będzie tutaj układów trzy do jednego.
- Jest to mi najzupełniej obojętne - burknął i ujął ster. Na ekranie coraz szerzej
rozlewała się czerwona plama zbliżającej się gwiazdy.
- Niech stracę, przyjmuję - powiedział Philip z uśmiechem.
- Zpią jak zabici - Helena pełnym krytycyzmu spojrzeniem obrzuciła
wypoczywających mężczyzn. Puściła drążek sterowy, który zaczął przechylać się na boki, jak
gotujący się do ataku grzechotnik.
- To zabawne - Lorna mówiła powoli, swoim zwykłym, sennym głosem - ale w trakcie
głębokiego hipnotycznego transu bardzo łatwo byłoby poderżnąć im gardła.
- Zwariowałaś?! Twoje żarty nie są najlżejszego kalibru. - Już dobrze, nie będę cię
straszyć. Tylko, widzisz, to niezupełnie był żart. Czasem przychodzą mi na myśl takie
głupstwa.
- Naprawdę zaczynam się ciebie bać. Philip powiedziałby, że jesteś niezrównoważona
psychicznie. - Do diabła z Philipem! Cytujesz go jak wyrocznię. - No tak - westchnęła - o
Walcie nie powiedziałabyś w ten sposób.
- Powiedziałabym dokładnie to samo - odparła chłodno. - Poza tym to nie twój interes.
- Przepraszam - bąknęła Helena, czerwieniąc się lekko, lecz nie spuszczając
ciekawego wzroku z twarzy koleżanki - nie chciałam cię dotknąć.
- Czym miałabyś mnie dotknąć? - wydęła wargi Lorna. - Co właściwie dzieje się na
zewnątrz? spojrzała w zielonkawe oko ekranu.
- Nic ciekawego. Dryfujemy do brzegu zastoiska. Może zbudzimy naszych panów?
- Tak... nie, na razie nie. Po co?
- No, trzeba wyjść w przestrzeń z tego bajora. - Możemy zrobić to same. Nawet
regulamin przewiduje takie sytuacje.
- Lecz tylko wtedy, gdy ryzyko jest mniejsze od jednej setnej.
- Poradzimy się - Lorna przerzuciła dzwignię komputera i podała parametry operacji.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]