[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nieszczęsne stworzenie, ubolewał nad nim Vetle.
Nic jednak nie wskazywało, że potwór cierpi z tego powodu. Przeciwnie, teraz Vetle widział
już dosyć wyraznie twarz tego indywiduum i dostrzegał w niej pewność siebie, zadowolenie i
coś, co... tak, coś, co mógłby określić jako żądzę krwi. Malutkie oczka były wyjątkowo
złośliwe.
Vetle stłumił dreszcz obrzydzenia.
Tak blisko, tuż pod nim! A mimo to nie spojrzał ani razu w górę!
84
Potwór musiał być niewypowiedzianie głupi!
Nozdrza tego zwierzoczłekoupiora drgały węsząc intensywnie.
Teraz, myślał Vetle w trwodze. To już długo nie potrwa, on mnie zaraz zauważy, to
niemożliwe, żeby teraz nie spojrzał w górę.
Chłopiec był pewien, że zaraz zemdleje ze strachu. Takie czekanie jest najokropniejsze!
Ale nagle, nie wiadomo skąd, pod drzewem pojawił się mały prosiak i zaczął ryć w
stosunkowo twardym gruncie tuż przy nodze Pancernika. Potwór wrzasnął strasznym
głosem i pochylił się, żeby zgnieść zwierzątko, uczynił to jednak zbyt wolno, bo ruchy miał
wyjątkowo niezdarne. Ogarnięty furią i myśliwskim zapałem rzucił się za prosiakiem, który
raz czy drugi mignął między drzewami i dosłownie rozpłynął się w powietrzu. Vetle widział to
na własne oczy.
Pancernik jednak tego nie zauważył, pochłonięty polowaniem. Sądził, zdaje się, że szybko
upora się z intruzem, ale Vetle zyskał dzięki temu na czasie i mógł posunąć się dalej,
przechodząc z gałęzi na gałąz.
Dzięki wam, moi staronordyccy opiekunowie, pomyślał. To już drugi albo trzeci raz. Jeśli nie
czwarty.
Wspinał się z zapamiętaniem, po omacku, w coraz głębszych ciemnościach, ale
charakterystycznego sapania potwora już nie słyszał. Vetle bez wytchnienia parł naprzód, aż
w którymś momencie zrobił nieostrożny krok, słaba gałązka trzasnęła i chłopak zwalił się w
czarne bagno.
Mój Boże! Tylko tyle zdążył pomyśleć.
 Jeśli z głupoty wystawisz się na niebezpieczeństwo, nie będziemy ci mogli pomóc ,
powiedział Wędrowiec.
Teraz Vetle postąpił właśnie tak.
W ciemnościach próbował znalezć jakieś oparcie, ale przy każdym ruchu zapadał się głębiej
i głębiej w błoto.
Mógł się przekonać na własnej skórze, jakie niebezpieczne są te trzęsawiska. Naprawdę
bardzo bolesne doświadczenie. A gdzieś w lesie, całkiem niedaleko, znajdował się potwór,
który poszukiwał tylko jego.
Pomocy żadnej tym razem Vetle nie uzyska. Nie, teraz musi radzić sobie sam. Na myśl o
tym ogarniała go panika, a do tego nie mógł przecież dopuścić, to by go zgubiło.
85
A zresztą, czy naprawdę jest tak ciemno? Noc jest zdecydowanie jaśniejsza, niż się
spodziewał. Księżyc znajdował się już wysoko na nieboskłonie i świecił dość mocnym
blaskiem. Rzucał blady cień na chorobliwy krajobraz mokradeł.
To księżyc go uratował. W jego świetle chłopiec zobaczył spory korzeń sterczący w bagnie
nieco poza zasięgiem tej ręki, którą trzymał jeszcze nad poziomem błota, i dzięki niezwykłej
koncentracji woli szarpnął całe ciało w tamtą stronę.
Koniuszkami palców rzeczywiście musnął korzeń, ale szarpnięcie miało też odwrotny
skutek, ciało zapadło się jeszcze głębiej w bagno.
Zmiertelnie przerażony zaczął jęczeć. Błoto sięgało mu do gardła. Dlatego drugie
szarpnięcie nie było już tak gwałtowne, szczerze mówiąc bał się poruszać, by nie pogrążyć
się całkiem. Nie mógł wzywać pomocy, bo któż oprócz niego znajdował się w tym lesie?
Tylko jego najgorszy wróg. Wyciągnął rękę tak, że bał się, czy ścięgna w niej nie popękają,
palce mu drżały. Powoli, bez gwałtownych ruchów, zbliżał się do korzenia, milimetr po
milimetrze, dopóki nie zdołał go dotknąć. Desperacko zacisnął dwa palce na wystającym
badylu, czuł, że się ześlizgują, dyszał ciężko z wysiłku, podciągał się jak mógł, palce wciąż [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl