[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kontakt z tą dziewczynką!
Kiedy widział radość na twarzy dziewczynki, ogarnęła go jakaś dziwna tęsknota.
- Chyba coś złapałam - rzekła z przejęciem Molly i szarpnęła wędką. Zaczęła na-
wijać linkę, obserwując napięte włókno. Nagle linka rozluzniła się i wpadła do wody. -
No nie!
- To się zdarza - rzekł kapitan. - Człowiek się stara, a rybka ucieka. - Polecił jej, by
zaczęła od nowa nawijać linkę. - Nałożymy kolejną przynętę i będziemy próbować.
Molly podała kapitanowi wędkę, a po chwili znów ją zanurzyła. Wędkowali jesz-
cze jakiś czas bez większych rezultatów. Wiatr ucichł, zaś temperatura powietrza wzrosła
i przestało być miło i zabawnie.
- Chyba już mi się znudziło wędkowanie - stwierdziła Molly i odłożyła wędkę.
Spojrzała na Linca z szelmowskim uśmiechem. - Zamoczymy się?
- Masz ochotę popływać? - Nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatnio to robił.
Ale natychmiast wyobraził sobie Molly w kostiumie. - Chcesz w ciągu jednego dnia
wykorzystać wszystkie możliwości, jakie daje jezioro?
- Tak. - Jej oczy błyszczały.
Po raz drugi tego dnia Linc odniósł wrażenie, że Molly z nim flirtuje.
To niebezpieczna gra, w którą nie powinien się angażować, ale na widok uśmiechu
Molly wszystkie jego postanowienia obracały się wniwecz.
- Jeśli już masz wolny dzień, wykorzystaj go dobrze. - Wyjęła mu z rąk wędkę i ją
odłożyła. Znowu to ona przejęła inicjatywę, zaskakując go i podniecając. - Chyba umiesz
pływać?
Zaśmiał się.
- Pewnie zardzewiałem, ale nie utonę.
R
L
T
- To dobrze. Zresztą potrafię robić sztuczne oddychanie. - Jeden z kącików jej warg
uniósł się wyżej niż drugi, podnosząc temperaturę bardziej niż słońce.
- W takim razie może trochę się podtopię - powiedział. - %7łebyś mogła sprawdzić na
mnie swoje umiejętności.
- Oddałbyś swoje życie w moje ręce? Jesteś bardzo odważny.
Wybuchła tak zarazliwym śmiechem, że Linc do niej dołączył. Od wielu dni, od
miesięcy nie czuł się tak lekko i swobodnie. Czy tak właśnie byłoby, gdyby zdecydował
się na stały związek?
- Idę się przebrać w kostium, zanim się roztopię na tym słońcu - oświadczyła Mol-
ly. - Spotkamy się na pokładzie?
- Jasne.
Kiedy Molly się przebierała, kapitan rozsiadł się wygodnie, zasłonił twarz czapką i
zapadł w drzemkę. Chwilę pózniej Linc usłyszał kroki za plecami i obejrzał się.
Przed nim stała Molly w dwuczęściowym granatowym kostiumie, który podkreślał
jej figurę, odsłaniając brzuch. Wydawało się, że to ją krępuje, bo trzymała na brzuchu
rękę. Lincowi podobało się to połączenie seksapilu i niewinności.
- Wyglądasz... niesamowicie - stwierdził.
Zaczerwieniła się.
- Dziękuję. - Lekko się od niego odwróciła.
Wtedy zauważył, że od ich pierwszego spotkania nieco przytyła. Niewiele, głównie
w talii. Czy tego się wstydziła? Niepotrzebnie, bo dla niego była piękna,
- Daj mi trzydzieści sekund. Zaraz się przebiorę - powiedział i znów na nią spoj-
rzał. - Może dziesięć.
Zbiegł na dół, zrzucił szorty i T-shirt i włożył spodenki kąpielowe, kupione w
sklepie z pamiątkami. Potem pognał na pokład.
Molly się roześmiała.
- Szybki jesteś.
- Miałem motywację. - Chciał poczuć jej ciało przy swoim, ale czy są na to goto-
wi? Czy on jest gotowy? Czy raczej powinien być mądrzejszy i włączyć hamulce?
R
L
T
Zanim podjął decyzję, Molly przerzuciła nogi przez burtę i zniknęła w niebieskich
głębinach wody. Skoczył za nią. Chłodna woda jeziora dawała ulgę. Linc zanurkował, po
czym wypłynął na powierzchnię, niedaleko Molly. Pluskała się z uśmiechem. Jej długie
włosy przykleiły się do pleców. Twarz zdobiły kropelki wody.
- Miałaś rację, to lepsze niż wędkowanie.
- O wiele lepsze - zgodziła się. - I lepsze niż praca?
Zaśmiał się.
- Zdecydowanie.
Pomyślał o wszystkich dniach spędzonych w biurze. Dniach powszednich, sobo-
tach i niedzielach. Póznych wieczorach i wczesnych rankach. Jego podwładni spędzali
wakacje z rodzinami na plaży, wypływali na wycieczki statkiem, a Linc nawet nie za-
uważał, że słońce wschodzi i zachodzi, bo zbyt wcześnie przyjeżdżał do pracy i zbyt
pózno z niej wychodził. Zaczynał i kończył dzień w ciemności.
Miał powód, by tak żyć, mimo to czuł jakąś pustkę. Pomyślał o słowach Harry'ego.
Czego mu brakowało? Tego... poczucia wolności?
Czy po latach spojrzy na ten okres swojego życia z satysfakcją, ponieważ robił to,
czego od niego oczekiwano? Czy z żalem, gdyż zrezygnował z tego, co mieli wszyscy
inni? Tego dnia poczuł przedsmak tego żalu. Nie chodzi tylko o jezioro, ale o cały dzień,
który mija bez planu. Zdał sobie sprawę, że nie brakuje mu nawet komórki.
Zostawił ją w samochodzie z Saulem. Przypadkowo, a może bardziej świadomie,
niż mu się wydawało.
- Powinien pan częściej chodzić na wagary, panie Pracusiu. - Molly ochlapała go
wodą. - To by ci dobrze zrobiło.
- Tak? - On też chciał ją spryskać wodą, ale się uchyliła.
- Nazywają to ładowaniem baterii. To ostatni krzyk mody.
Tak, ona z nim flirtuje. A on nie pozostawał jej dłużny. Sprawiało mu to przyjem-
ność.
Kiedy ostatnio flirtował z kobietą? Odpowiedz była prosta. Dwa miesiące temu. Z
tą samą kobietą. Przedtem... nie pamiętał. To znak, że za dużo czasu spędza za biurkiem.
Nawet jeśli nie chce wiązać się na dłużej, samotność mu nie służy.
R
L
T
- W takim razie zaplanuję sobie wolny czas.
Zaśmiała się.
- Wtedy to nie będzie zabawne. Musisz po prostu zrobić sobie wolne. - Podpłynęła
do niego, słońce odbijało się w jej oczach.
Pokusa, by ją pocałować była tak silna, że pochylił głowę, ale ona już odpłynęła.
- A kto będzie kierował firmą?
- Masz pracowników.
- Niektórzy z moich pracowników chodzą ze mną na wagary.
Molly położyła palec na wargach, jakby się nad tym zastanawiała.
- W takim razie powinieneś skorzystać z jakichś możliwości relaksu bliżej domu,
na przykład z basenu w Hamilton Towers. Nie miałam czasu go wypróbować, ale wy-
gląda bajecznie. Na pewno ci się spodoba.
- To tam jest basen? - Starał się sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek widział w
Hamilton Towers coś więcej poza holem i swoim apartamentem. Wprowadził się tam, a
raczej zrobili to za niego pracownicy firmy przewozowej, lecz nie wiedział, jakie niespo-
dzianki kryje ten hotel.
- Nie zauważyłeś basenu? Otaczają go palmy i skały, przypomina bajkową lagunę.
- Spojrzała na niego pełna niedowierzania. - Jest bardzo dekadencki.
Jego wzrok spoczął na jej wargach, potem na iskierkach w jej oczach, i słowo  de-
kadencki" nabrało zupełnie innego znaczenia. Przestał ze sobą walczyć i chwycił Molly
w talii. Szeroko otworzyła oczy. Ich nogi wykonywały pod wodą zmysłowy taniec, który
przynosił wspomnienie wspólnie spędzonej nocy.
Linc przytulił ją mocniej.
- To jest chyba dosyć dekadenckie. Nie sądzisz?
- Tak - odparła.
- Pewnie nie powinniśmy tego robić.
- Tak, to może wszystko skomplikować.
- Właśnie. - Ale teraz nie obchodziły go komplikacje. Przesunął dłonie wzdłuż jej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl